Projekt – ekspansja


Nikołaj Samsonow podkreśla, że nie walczyłby o kawałek ziemi dworskiej, gdyby wystąpili o nią prawowici spadkobiercy. Fot. tygodnik.lt/I. Mikulewicz
"Tygodnik Wileńszczyzny", 8-14.09.2011, nr 573
O swojej własnej, osobistej gehennie, przebytej w nowych, demokratycznych czasach – i kraju deklarującym poszanowanie prawa człowieka – prowadzącej do upragnionego celu – odzyskania ojcowizny w Wilnie czy jego okolicach – mogłaby opowiedzieć jeżeli nie każda, to na pewno co druga rodzina, pochodząca z tych stron.
Przodków Nikołaja Samsonowa, mieszkańca Czerwonego Dworu w starostwie rzeszańskim, do okolic starej litewskiej stolicy przygnała II wojna światowa. Pan Nikołaj urodził się nieopodal Niemenczyna, ale wiele lat wraz z rodzicami mieszkał w okolicach Wielkiej Rzeszy. W odróżnieniu od większości zamieszkujących tutaj Polaków, nie może się on poszczycić wielopokoleniową historią rodu wrośniętego w Ziemię Wileńską. Niemniej jednak w rozmowie z gazetą nie ukrywa, że do małego skrawka ziemi, którą jego krewni, a teraz i on sam obrabia, ma nie mniejsze moralne prawo, niż ci, którzy swą ziemię w walizce pod Wilno przenieśli ze Skuodasu czy Kowna.

„Litewski wynalazek”

– To, co teraz się dzieje, nazwałbym cichą ekspansją. Bo nigdzie na świecie nie było takiego zjawiska, jak przenoszenie ziemi z miejsca na miejsce. To jest właśnie „litewski wynalazek”. Istnieje jedyna sprawiedliwa metoda: sprzedaj tam ziemię, skąd chcesz się wyprowadzić i kup tutaj, gdzie chcesz żyć. Jeśli już przeszliśmy z systemu socjalistycznego do kapitalizmu, to bądźmy łaskawi przestrzegać jego zasad – rozważał Nikołaj Samsonow, dodając, że nawet Konstytucja USA, od zarania jej istnienia, nie zmieniła się tyle razy, ile razy była nowelizowana litewska ustawa o przywróceniu prawa własności do zachowanych nieruchomości.

Niestety zmiany te, jak niejednokrotnie przekonaliśmy się na licznych przykładach naszych rozmówców, w większości przypadków nie służyły interesom prawowitych właścicieli. Niektóre poprawki, wprowadzane na pojedyncze zamówienia szwagrów, szwagierek, czy innego rodaju krewnych osób wysoko postawionych czy po prostu pieniężnych spryciarzy, obowiązywały nieraz kilka miesięcy, czy, np., pół roku, zanim zleceniodawcy nie załatwili potrzebnych spraw.

Od dobrych kilku lat mieszkaniec Czerwonego Dworu obija progi urzędów w nadziei odzyskania kawałka ziemi, który testamentem przekazała mu żona zmarłego wujka.

Chęć podzielenia się własną krzywdą przywiodła pana Nikołaja również do nas, redakcji „Tygodnika Wileńszczyzny”. Niestabilność prawa i nieuczciwość urzędników w ogromnym stopniu przyczyniła się do pogłębienia jego krzywdy.

Kłopotliwy spadek

– Moja babka, Julia Maslenkowa, wdowa po wujku Frole, od 1960 roku, aż do śmierci w 1997 roku korzystała z 15-arowego kawałka ziemi, oznaczonego na planie gospodarstw indywidualnych (asmeninio ukio žeme) wsi numerem 68. Przy tej działce tutaj, w Czerwonym Dworze, na ziemi dawnego dziedzica Sienkiewicza, stał też kiedyś nieduży domek. Mieszkał w nim mój wuj, jego matka i żona. Marny domek, a właściwie lepianka z gliny, z czasem rozpadł się... Babka Julia przeniosła się do innego domu, znajdującego się nieopodal. „Nowy” dom był przeznaczony dla czterech rodzin. Do 1991 roku na własny użytek, w istniejącym jeszcze wówczas sowchozie „Gulbinai”, łącznie z kawałkiem oznaczonym nr. 68, dysponowała 0,5 ha ziemi. Była wciągnięta na listę mieszkańców gminy rzeszańskiej zamieszkujących na terenie byłego sowchozu „Gulbinai”, którym przydzielono do 2 ha tzw. gospodarstwa indywidualnego. Jeden ze spisów z nr. 138 potwierdza ten fakt. Na początku reformy Julia Maslenkowa, nie mając własnej ziemi, udokumentowała 15-arowy kawałek jako dzierżawę z zamiarem jego sprywatyzowania. Ale, niestety, pracownicy służby agrarnej w starostwie rzeszańskim „zgubili” dokumenty i podanie, potwierdzające jej zamiary. Prywatyzacja nie była doprowadzona do końca – opowiada Nikołaj Samsonow.

W marcu 1996 roku, rok przed śmiercią, Julia Maslenkowa sprządziła testament, przekazując Nikołajowi posiadaną na zasadzie prawa własności działkę oraz pomieszczenia mieszkalne.

– Od tej chwili rozpocząłem starania, żeby zrealizować testament. Zwracałem się może sto, a może więcej razy do pracowników służby agrarnej w gminie, do wydziału regulacji rolnych w rejonie wileńskim, do kolejnych naczelników powiatu wileńskiego, a nawet ówczesnego kontrolera sejmowego, Rimante Šalaševičiute w sprawie prywatyzacji działki nr 68, jego dzierżawy lub ewentualnego wykupienia. Ale nic z tego! Ówczesny mierniczy, Mieczysław Jasiulionis, ze wszech miar starał się mnie zniechęcić do tej działki. Z urzędów zamiast konkretnych wskazówek, otrzymywałem odpowiedzi o treści rekomendacyjnej... – oburza się Nikołaj Samsonow.

Nazwisko Julii Maslenkowej po śmierci zniknęło z listy, choć jak twierdzi spadkobierca, w jednej z ksiąg gospodarstw domowych przechowywanych w starostwie z nr. 463 (od 1998 do 2002 r.) w rubryce danych kadastrowych 15-arowa działka, o którą walczy, jest wpisana jako ziemia prywatna. Tylko czyja?..

„Przydrożne” problemy

Naprzeciwko spornej działki – stajnie Vincasa Civinskasa – właściela klubu sportowego „Civinsku žirgai”. Jakiś czas temu droga prowadząca ze wsi została zajęta na użytek klubu. Obecnie znajduje się tutaj wybieg dla koni.

Mieszkańcy Czerwonego Dworu w rozmowie z gazetą wcale nie kryli, że nie są zachwyceni tym, iż pozbawiono ich drogi. Opowiedzieli także o planach właściciela stadniny dotyczących sprywatyzowania jeszcze jednej drogi, prowadzącej do ich podwórzy, także nad jeziora.

– Zamknięcie tej drogi dla wszystkich będzie przeszkodą. Będziemy walczyć, jeżeli alternatywną drogę zechcą zbudować nam pod oknami. Niektórzy z sąsiadów mają małe dzieci, ja mam maleńkie wnuki, więc ta droga metr od okien i drzwi nie będzie nam potrzebna – mówi Danuta Podskorbis, zamieszkała w dawnym dworze Sienkiewicza, który w czasach sowchozu „Gulbinai” służył za biuro.

Dzisiaj w ogromnym drewnianym budynku mieszka 10 rodzin. Według pani Danuty, mimo iż większość mieszkańców ma sprywatyzowane mieszkania, ziemia wokół domu, od 20 lat jest nieuporządkowana. Proces prywatyzacji dopiero ruszył z martwego punktu, liczą więc na to, że 40 a ziemi na zasadzie wspólnej własności sprawiedliwie zostanie podzielone pomiędzy sąsiadami według zajmowanej powierzchni mieszkaniowej.

Niemniej jednak mieszkańcy Czerwonego Dworu, w większości pochodzący stąd lub z okolicznych wsi, czują się nieswojo, gdy obok swych zabudowań znajdują powbijane kołki.

– Od razu wbili kołki aż do tych tui, pod sam nasz dziedziniec. Przeżyliśmy tutaj 20 lat i nadal nie mamy gdzie stoliczka postawić, żeby latem napić się kawy, czy składzik na drzewo wybudować. Nie wiemy, czyj obecnie jest ten park. Dokumentów nikt nam nie pokazuje. Wcześniej należał do starostwa, a teraz? Nie wiemy, co się dzieje na naszym podwórku. Civinskasowie nam mówią, że tutaj jest zwrócona ich ojcowizna z Kowna – wyjaśnia sprawę pani Danuta.

Biały kołek pojawił się niedawno także przy płocie Janiny i Marka Makarewiczów.

– Zaraz wejdą nam na podwórko – stwierdza Janina Makarewicz. Zabudowania rodziny Makarewiczów, przepisowo znajdują się w odległości 25 m od jeziora. Ten dom i ziemia, to ojcowizna pana Marka.

– Kołek przy płocie oznacza, że wraz z ewentualnym rozszerzeniem włości Civinskasów nie będziemy mieli drogi, po której dojdziemy do własnego domu. Ludzie nie dojdą do jeziora, chociaż ta strefa jest zaznaczona jako rekreacyjna – dodaje pani Janina.

Kartofle nie pasują do krajobrazu?

Zabytkowy lamus w Czerwonym Dworze, pochodzący z XVIII-XIX w. w ostatnich latach został przerobiony na dom mieszkalny właścicieli klubu sportowego. Jakim był za czasów sienkiewiczowskich można już tylko zobaczyć na dużym zdjęciu, umieszczonym na jednym z zabudowań należących do stadniny. Częściowo został zachowany dawny park, ale według słów Samsonowa, z każdym rokiem ubywa w nim lip. Obok trzy jeziora połączone w jednorodną kaskadę. Po drugiej stronie jezior restauracje, łaźnie. Bajeczne miejsce!.. A tymczasem pan Nikołaj upiera się, że na działce, o którą walczy, znajdującej się na terenie tak urokliwego zakątka, położonego zaledwie 17 km od centrum Wilna, chce sadzić kartofle...

– Pamiętam, jak na tej działce sadziliśmy krzaki porzeczek, agrest. A teraz nasze drzewa po cichu wypiłowuje nowy pretendent do zajęcia miejsca dawnego właściciela majątku – z rozgoryczeniem podkreśla rozmówca. I pomimo to, że spór o działkę nie jest rozwiązany, nadal jej dogląda. Twierdzi, że gdyby wiedział, że do działki pretenduje prawowity spadkobierca, zaniechałby swoich starań. Ale to był majątek Sienkiewicza. A jego potomkowie nie wystąpili o restytucję tej własności.

Nieoptymistyczne widoki

Pracownicy służby agrarnej w starostwie rzeszańskim przekonywali Nikołaja Samsonowa, że spóźnił się ze złożeniem podania na sprywatyzowanie działki. Nie napawa optymizmem także odpowiedź nadesłana z wydziału regulacji rolnych Narodowej Służby Ziemskiej przy Ministerstwie Rolnictwa Litwy. Jak wynika z jej treści, „zgodnie z punktem 6 cz. art. 15 Ustawy o reformie, obowiązującym do 1.08. 2001 r., po śmierci użytkownika gospodarstwa indywidualnego prawo do nieodpłatnego przywrócenia własności, wykupienia od państwa czy wydzierżawienia mieli wyłącznie członkowie rodziny. Według ówcześnie obowiązującego 329 art. Kodeksu Cywilnego, za członków rodziny uważani są razem żyjący małżonkowie, ich dzieci (dzieci przybrane), jak również małżonkowie dzieci i wnukowie, jeżeli prowadzą wspólne gospodarstwo(...)”.

Wspomniana regulacja z biegiem lat także niejednokrotnie uległa zmianie. Dlatego Nikołaj Samsonow z ironią mówi, że właściwie nie wiadomo, czy w świetle prawa, babka Julia Maslenkowa zmarła za wcześnie, czy też za późno, żeby ktoś bliski, choć nie rodzony, mógł skorzystać z ziemi, którą zostawiła w testamencie?

Jedno pewne, że jego osoba jest tylko jednym przykładem ogólnej tendencji, którą, posługując się współczesną terminologią, można określić pewnego rodzaju „projektem socjalnym” prowadzącym do wywłaszczenia rdzennych mieszkańców z posiadanych dóbr.