Prezydent Litwy: Nieobecność prezydenta Łukaszenki to decyzja Moskwy


Prezydent Dalia Grybauskaitė, fot. president.lt
Nieobecność Aleksandra Łukaszenki na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Brukseli to decyzja Moskwy - uważa prezydent Litwy Dalia Grybauskaitė. Białoruś na spotkaniu będzie reprezentować minister spraw zagranicznych Uładzimir Makiej, chociaż zaproszenie otrzymał również prezydent tego kraju. Przedstawiciele 28 unijnych krajów i sześciu państw zza wschodniej granicy spotykają się w piątek, 24 listopada w Brukseli, by omówić przyszłą współpracę. Litwę reprezentuje prezydent D. Grybauskaitė, Polskę - premier Beata Szydło.
"Sądzę, że ta sytuacja pokazuje to, co pokazywały ćwiczenia wojskowe - że na swoim terytorium rządzi się Moskwa, a nie Białoruś, nie Mińsk. I decyzje o tym, kto ma dokąd jechać, podejmuje Moskwa, a nie Mińsk" - w nadanym w piątek, 24 listopada wywiadzie dla Litewskiego Radia powiedziała przywódczyni państwa litewskiego.

Dalia Grybauskaitė podkreśla, że stosunki Litwy z Białorusią są skomplikowane ze względu na jej współpracę wojskową z Rosją, jak również z powodu budowanej przez spółkę "Rosatom" elektrowni atomowej w Ostrowcu.

"Kwestia przejrzystości budowy elektrowni atomowej w Ostrowcu będzie na porządku dziennym naszych działań. Będziemy robili wszystko, by przekonać opinię międzynarodową" - powiedziała.

Litwa wyraża nadzieję, że w końcowej deklaracji szczytu Partnerstwa Wschodniego znajdzie się zapis o poszanowanie międzynarodowych standardów bezpieczeństwa energetycznego i ochrony środowiska.   

Na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Brukseli Białoruś będzie reprezentowana przez ministra spraw zagranicznych Uładzimira Makieja, a nie Aleksandra Łukaszenkę. 

W komunikacie przesłanym mediom zastępca rzecznika MSZ Białorusi Andrej Szuplak podkreślił, że strona białoruska z wdzięcznością przyjęła zaproszenie do udziału w szczycie na szczeblu szefa państwa. Dodał, że wizyty "na najwyższym szczeblu" są zazwyczaj "kulminacją wzajemnych wysiłków na rzecz rozwoju współpracy i oznaczają osiągnięcie głębokich rezultatów systemowych".

"Białoruś jest zainteresowana kontynuowaniem udziału w Partnerstwie Wschodnim UE, które powinno przynieść korzyści obywatelom Białorusi i UE, upraszczając warunki dla biznesu, kontakty między ludźmi" - oświadczył przedstawiciel MSZ. Białoruś, jak zaznaczył, nie stawia przed sobą perspektywy unijnej, jednak popiera utrzymanie i rozwijanie Partnerstwa Wschodniego jako "instrumentu rozwoju nieupolitycznionej współpracy, zorientowanej nie przeciwko komuś, ale na rozwiązanie wspólnych problemów".

Współpraca w ramach Partnerstwa Wschodniego została rozpoczęta w 2009 roku z inicjatywy Polski i Szwecji i obejmuje Ukrainę, Gruzję, Mołdawię, Armenię, Azerbejdżan i Białoruś.

To nie jest historyczny szczyt, a deklaracja, która zostanie przyjęta na zakończenie, nie jest przełomowa. Kraje Partnerstwa Wschodniego, głównie Ukraina, ale też Gruzja narzekały na mało ambitne zapisy i na uznanie jedynie ich europejskich aspiracji, bez wyznaczenia europejskiej perspektywy. Przedstawiciele Unii odpowiadali, że nie skupiają się na deklaracjach niemożliwych do zrealizowania, ale na konkretnych projektach zacieśniających współpracę i na pieniądzach. "Od kiedy powstało Partnerstwo Wschodnie, przeznaczyliśmy prawie 5,5 miliarda euro na wsparcie regionalnych inicjatyw" - mówił we czwartek, 23 listopada komisarz odpowiedzialny za politykę sąsiedztwa Johannes Hahn, dodając, że te działania będą kontynuowane.

Do wczoraj przedstawiciele Ukrainy próbowali jeszcze wprowadzić zmiany do deklaracji. Jednak po wieczornym spotkaniu liderów z europejskiej partii chadeckiej stało się jasne, że żadnych zmian nie będzie i prezydent Petro Poroszenko przestał już grozić, że nie pojawi się na szczycie. Wcześniej wysłuchał krytycznych uwag, że domaga się rzeczy niemożliwych, a nie wywiązuje się z obietnic dotyczących reform. "Nie widzimy żadnego postępu" - mówił unijny komisarz, który wytknął między innymi niedostateczną walkę z korupcją. 

Na podstawie: bns.lt, IAR, PAP