Praga piwem kusząca


Restauracja U Topolu (Pod Topolą), fot. utopolu.cz
Po serii tekstów historyczno-politycznych, które wyszły spod mego pióra w ostatnim czasie w Wilnotece, uznałem, że w dniach nadchodzącej majówki i wiosennego odprężenia, należy napisać coś o rozkoszach cielesnych. Będzie więc o jedzeniu i piciu. Wszystkich czytelników zapraszam na fascynującą wycieczkę po gospodach i restauracjach czeskiej Pragi.
W stolicy Czech są - bez przesady - dziesiątki tysięcy lokali. Można w nich na ogół dobrze zjeść i zawsze (!) napić się wyśmienitego piwa. Najwytworniejsze z restauracji, których piękny, zabytkowy wystrój pochodzi często z czasów monarchii austrowęgierskiej, serwują naprawdę doskonałe potrawy na najwyższym europejskim poziomie. Zresztą rachunki, które musimy zapłacić w tych lokalach, również nie odstają od kwot w restauracjach paryskich czy barcelońskich. Zostawmy więc je w spokoju, tym bardziej że mają one swoje zasłużone miejsca w kulinarnych i turystycznych bedekerach.

Naszą wędrówkę rozpoczniemy od mojej ulubionej restauracji U Topolu (Pod Topolą), mieszczącej się w praskiej dzielnicy Bubeneč. Jest to jeden z dziewięciu lokali gastronomicznych (chyba żadnego nie ominąłem) znajdujących się w promieniu 1,5 kilometra od mojego mieszkania. Zwiedziłem większość, jednak zakochałem się właśnie w tej. Dlaczego? Odpowiedź jest banalna. Mają tam doskonałe piwo. Myślę czasami nawet, że najlepsze w Pradze. Pod Topolą podawane są dwa rodzaje piwa: Plzeň (Pilsner Urquell) i Velkopopovicky Kozel. Ja piję "Kozla", który jak większość warzonych piw w Czechach jest typu lager, czyli dolnoleżakowe.

U Topoli jest to jednak "tankový Kozel" i właśnie na tym polega tajemnica jego wyjątkowego smaku i zapachu, czy wręcz cudownego aromatu. Spieszę z wyjaśnieniami, co to za diabeł ten "Kozioł z tanku". Otóż, raz na dwa, trzy dni (zawsze rano), jestem świadkiem następującej sceny. Pod moją ukochaną gospodę podjeżdża prosto z browaru samochód cysterna wypełniony piwem, które szlauchem przelewa się do stalowego zbiornika (tanku) umieszczonego pod barem - wewnątrz lokalu. Stamtąd piwo trafia do kufli szczęśliwych klientów.

Odbywa się to w ten sposób, że do wnętrza tanku tłoczy się sprężone powietrze, a to z kolei wypycha piwo do kranu. Muszę dodać, że napój w tanku nie ma kontaktu z tlenem i dwutlenkiem węgla. Piwo w kuflu, który dostaję, jest łagodne, świeże i bez gazu. Jest po prostu pyszne. Według informacji, które uzyskałem od przesympatycznego barmana, tank Pod Topolą ma 3 tysiące litrów pojemności. Nie zdarza się jednak, aby klienci nie wypili całego piwa w czasie dłuższym niż 3 dni! Dodam, że nie jest to duża restauracja. Mieści maksymalnie 100 klientów.

Jednak nie tylko smak piwa przyciąga gości pod Topolę. W lokalu jest też świetne i niedrogie jedzenie (w porze obiadowej można zjeść tam obiad wraz z kufelkiem piwa za 16 litów). Wyśmienity tatar na grzankach, szaszłyki z kilku rodzajów mięs i wreszcie coś, co naprawdę godne jest polecenia, steki. Ostatnio w ofercie są steki z byków pochodzących z: Urugwaju, Argentyny, Stanów i Australii. Poza mięsem z Urugwaju kosztowałem wszystkich. Zdecydowanie najlepszy jest stek z australijskiego byczka. Do tego kolorowa wiosenna sałata i sosy. Palce lizać.

Jeśli ktoś z szanownych czytelników, będąc w Pradze, postanowi wyruszyć nieco dalej, poza centrum, powinien pojechać na Břevnov. Można podziwiać tam monumentalną barokową bazylikę pod wezwaniem św. Małgorzaty i budynki klasztoru oo. benedyktynów. Restaurowany obiekt powoli wraca do starej świetności. Przez lata był zamknięty, po tym jak w latach 50. komuniści zamknęli klasztor, a w kościele urządzili magazyny. Na terenie opactwa mieści się miła restauracja. Nazywa się Klášterní šenk (Klasztorny Wyszynk). Bezwzględnie należy spróbować tam ciemnego piwa Benedykt, które jest warzone na miejscu. Do tego proponuję niewiarygodnie smaczne strusie wątróbki z cebulką. Są obłędne. Wart polecenia jest również królik. Ale wszystko i tak bije na głowę udziec jagnięcy z warzywnym ragout. Jest to coś, czego nie można zapomnieć. Chwalę wyszynk u ojczulków, ale muszę dodać, że obiad nie należy tam do najtańszych. Dwie dorosłe osoby za wyborny i obfity posiłek z piwem zapłacą około 1000 koron, czyli około 190 litów.

Domyślam się jednak, że większość z tych, którzy odwiedzą śliczną Pragę, pozostanie w centrum, by zwiedzać architektoniczne perełki Starego Miasta, Hrad i Małą Stranę. Uprzedzam, jest tam mnóstwo pułapek dla turystów, w wśród nich wiele drogich lokali, których menu nie jest wyjątkowe. Niemniej i tam można znaleźć jakąś przyjemną knajpkę. Przy ulicy Karmelickiej mieści się w piwnicy (wchodzi się z bramy) przytulny lokalik U Ferdinanda. Warto tam zajść w porze obiadowej. Jest taniej. Należy wtedy wybrać coś z kilku dań, które są właśnie w ofercie dnia. Nie jest to specjalnie wyszukana kuchnia. Serwuje się dania typowo czeskie. Można zjeść niezłą kaczkę i obowiązkowo wołowinę w sosie korzenno-cytrynowo-śmietanowym ze słodką śmietaną. Nazywa się to "Svíčková na smetaně". Do tego knedliki. W knajpce mają też bardzo smaczne piwo, tzw. rzezane. Jest to po prostu zmieszane pół na pół piwo jasne z ciemnym. Kiedyś, jak sobie przypominam, ten napój był popularny na naszym Górnym Śląsku. U Ferdinanda za treściwy obiadek zapłacimy około 20 litów.

Zacząłem od "Kozla" i na nim skończę podróż po praskich knajpach. Kilkadziesiąt metrów od Mostu Karola, gdzie całe dnie o każdej porze roku tłoczą się turyści, znajduje się gospoda U Glaubicu. Spragnieni powinni tam przyjść na kufelek czarnego Kozla (rewelacyjna cena 28 koron - około 5,5 lita). Jest pyszny. Uwielbia go moja żona. Szanuję to piwo, choć nie podzielam jej szczerego podziwu dla tegoż trunku. Bez dwóch zdań - ciemne piwo z Velkopopovic - nie wytrzymuje żadnego porównania z jasnym. No ale o tym cicho. A tymczasem, gdy ktoś trafi do gospody U Glaubicu, musi pamiętać o jednej radzie. Nich pije tylko piwo i jeśli nie chce szybko stać się bankrutem, nie powinien zamawiać jedzenia.

Pisząc praskie kulinarno-piwne opowieści, nie wiedzieć czemu, zaburczało mi w brzuchu i przypomniał mi się smak moich ulubionych blinów z maczanką i lidzkiego piwa. I jeszcze ogórki z miodem w upalne popołudnie. No cóż, widać wszędzie dobrze, gdzie nas akurat nie ma…

Komentarze

#1 No to kiedy na ten browarek

No to kiedy na ten browarek idziemy kolego?:)

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.