Poseł pozbawiony mandatu za naruszenie konstytucji


Były poseł Linas Karalius, fot. biografas.lt
Sejm Litwy pozbawił w czwartek mandatu posła Linasa Karaliusa z opozycyjnej Partii Chrześcijańskiej, ponieważ zamiast uczestniczyć w obradach parlamentarnych podróżował on po krajach Azji. Za pozbawieniem mandatu Karaliusa opowiedziało się 89 posłów w 141-osobowym sejmie. Do pozbawienia mandatu potrzeba co najmniej 83 głosów.
Zamieszanie wokół L. Karaliusa wybuchło w lutym, kiedy to podczas przedłużonej zimowej sesji parlamentu okazało się, że polityk nie pojawia się na obradach. W tym samym czasie na jego blogu oraz stronie Karaliusa w portalu społecznościowym Facebook ukazywały się wpisy o wakacjach w Tajlandii, zdjęcia posła w towarzystwie transwestytów oraz relacje burzliwych przygód.

W dodatku okazało się, że podczas nieobecności L. Karaliusa w sejmie ktoś posługiwał się jego kartą do głosowania. Winowajcę wkrótce wykryto - okazał się nim kolega z tej samej frakcji Aleksander Sacharuk. Głosował on za Karaliusa 11 razy, podczas gdy ten wojażował.

Pod koniec października Sąd Konstytucyjny orzekł, że obaj posłowie naruszyli konstytucję i złamali przysięgę. Przyszłość obu posłów zależała od sejmu.

W czwartkowym głosowaniu parlament postanowił pozbawić mandatu L. Karaliusa, natomiast A. Sacharuk zachował mandat poselski. Za pozbawieniem go mandatu opowiedziało się 80 posłów, czyli o 3 za mało, by decyzję wcielić w życie.

Jeszcze przed głosowaniem występujący w sejmie L. Karalius powiedział, że żałuje swego "młodzieńczego wybryku". "Naprawdę żałuję swoich czynów, żałuję, że złamałem normy statutowe. Gdybym wiedział, że grozi mi taki skomplikowany proces, który zabierze w sejmu tyle czasu i energii, nawet bym nie pojechał w tę podróż" - usiłował bić się w piersi L. Karalius.

Co prawda, nie wiadomo, czy mówił prawdę, bo już po odebraniu mandatu stwierdził, że dobrą stroną całej sprawy jest to, że wreszcie nie będzie musiał kłamać. "Każda decyzja ma swoje plusy i minusy. Podstawowym plusem tej sytuacji jest, że nie będę musiał dłużej być obłudny, do czego często zmuszeni są politycy - jedno mówią przed kamerą, a robią coś zupełnie innego. Będę mógł szczerze mówić i robić to, co myślę" - rozbrajał szczerością były poseł.

Zgodnie z litewskim ustawodawstwem osoba pozbawiana stanowiska w drodze impeachmentu w przyszłości nie ma prawa zająć stanowiska, które wymaga składania przysięgi. L. Karalius zapewnił dziennikarzy, że nie przejmuje się tym, że droga do polityki jest dla niego zamknięta. "Są inne dziedziny samorealizacji" - stwierdził.

Linas Karalius zdobył rozgłos jeszcze przed kilkunastu laty jako członek skandalizującej młodzieżowej grupy ŽAS. Po odejściu z zespołu "nawrócił się" na zdrowy tryb życia, uprawiał jogę, przeprowadzał wśród młodzieży akcje antynarkotykowe. Do sejmu trafił z ramienia Partii Odrodzenia Ojczyzny, która pod przywództwem showmana Arūnasa Valinskasa zrzeszyła litewskich artystów, gwiazdy popkultury i skandalistów. Po jakimś czasie w partii nastąpił rozłam. Proces swojego impeachmentu L. Karalius nazywa aktem zemsty byłych kolegów partyjnych.

Na podstawie: BNS, Radio "Znad Wilii", inf.wł.

Komentarze

#1 ""Konstytucja"" pisze się

""Konstytucja"" pisze się dużą literą....

#2 Dobre. Litwa ma tylko 141

Dobre. Litwa ma tylko 141 posłów a nie zorientowali się że jeden z posłów głosuje za drugiego. Należał do Partii Chrześcijańskiej a bawił się z transwestytami ! A to dobre ! To tak jakby w Polsce Rydzyk chodził na paradę gejów !

#3 No i poszol on won. On mnie

No i poszol on won. On mnie sie nie podoba. Co on zrobil dobrego dla mniejszosci narodowych i w pszedzie wszystkich polakom? Nic. No i nawet nie warto o nim rozmawiac.

#4 Ha, ha, posel z pineska w

Ha, ha, posel z pineska w wardze. Ale numer, ale skandal, kto tego fermenta wybral na posla?

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.