Polsko-Litewski Lotniczy Rajd Niepodległości


Rajd Niepodległości, fot. wilnoteka.lt
Przypadające w tym roku stulecie Niepodległości Polski, ale też Litwy, Łotwy i Estonii piloci Aeroklubu Warszawskiego uczcili rajdem lotniczym do północnych sąsiadów. Organizowane od lat wypady do rodaków na Wileńszczyznę przedłużono tym razem na łotewskie wybrzeże i estońską wyspę Sarema – tereny bliskie Polsce geograficznie i historycznie, ale dla wielu Polaków wciąż absolutnie nieznane. Do rajdu dołączyło też kilka załóg z Litwy, a przewodnikiem po krajach bałtyckich jest znany pasjonat lotnictwa i właściciel lotniska w Rudziszkach Tadeusz Sołowiej.

W sumie 15 samolotów i ponad 40 uczestników rajdu przez cały dzień gromadziło się na lotnisku „Aerocentrasa” za Rudziszkami, gdzie od lat „skrzydlatych” rodaków z wileńską gościnnością podejmują Teresa i Tadeusz Sołowiejowie. Aeroklub Warszawski przylatuje tu co roku, a nawet częściej, by nacieszyć się podwileńską ciszą i spokojem, wpaść do Trok i Ostrej Bramy, a wieczorem rozluźnić się w swojskiej bani z wilniukami, wciąż jakże egzotycznej dla warszawiaków... W tym roku także nie zabrakło wycieczki do Wilna, jednak na szybko, bo już wieczorem zaplanowany był lot do Kowna. Nie, nie na otwarcie pomnika największej na świecie Pogoni (tam gościła delegacja Senatu i Sejmu RP), tylko na litewskie święto lotnicze: z okazji stulecia w niebie nad zbiegiem Wilii i Niemna paradowała setka balonów, ależ zrobiło się ciasno! 

Po zatankowaniu warszawscy piloci wystartowali z powrotem do Rudziszek, mijając w locie litewskich baloniarzy. W sumie taki lot do Tymczasowej Stolicy to raptem 20 minut podziwiania litewskich jezior, lasów i pól, zakoli Niemna z jego podkowieńskim rozlewiskiem i samotnym klasztorem w Pożajściu. Właśnie z wysokości tych kilkuset stóp najlepiej widoczna jest różnica pomiędzy płaskim i pstrym od pól gospodarnym Zaniemniem (lit. Suvalkija, czyli Suwalszczyzna Północna), należącym w czasach zaboru carskiego do marionetkowego (a jednak) Królestwa Polskiego, gdzie też rozwinęło się litewskie odrodzenie narodowe, a lesistymi pustkowiami Auksztoty i Dzukii na północ i wschód od Niemna.

Z kabiny niewielkiej, kilkusetkilogramowej awionetki dobrze widoczne też są kontrasty licznych nowoczesnych dacz i posiadłości nad każdym oczkiem wody, sąsiadujących często z ruinami po kołchozach i sowchozach, które – jak widma przeszłości, jak jakieś ropiejące wrzody szpecą w zasadzie każdą znaczniejszą miejscowość, dumnie zaznaczoną też większym lub mniejszym kościółkiem. No i te ptaki, błąkające się gdzieś w dole, jak gdyby pływały gdzieś po ziemi... Następnego dnia – najdłuższy przelot, bo aż do Kuressaare na estońskiej Ozylii (od stu lat – Saaremaa), największej wyspie wschodniego Bałtyku, która przez wieki żyła swoim życiem, czy to pod władzą inflanckich biskupów, Duńczyków, Szwedów, czy też Sowietów.

Najdłuższy, to znaczy około trzech godzin, bo właśnie tyle się leci do braci Estończyków czy to z Rudziszek, czy od polskiej granicy z Litwą. A jednak dla większości uczestników rajdu będzie to pierwsze spotkanie z Estonią, podobnie jak z jeszcze bliższą Łotwą. Niby razem byliśmy od czasów wojen inflanckich, razem musieliśmy bronić swojej tożsamości pod władzą cara, potem razem stawialiśmy opór bolszewickiej zarazie i tak samo uciekaliśmy z bronią do lasów, gdy w 1944 r. wróciła Armia Czerwona, od ponad dekady razem jesteśmy w NATO i Unii Europejskiej, polscy żołnierze ponownie wrócili tu, by – jak za Batorego, ale już w nowym sojuszu – chronić północnych sąsiadów przed zakusami Moskwy... A jednak dla większości Polaków taka malutka Estonia wciąż jest bardziej nieznana, wręcz egzotyczna od Finlandii lub nawet dalekiej Islandii!

W tej sytuacji trudno nie dostrzegać zalet wszelkich rocznic i jubileuszy, jeżeli są one okazją do skłonienia kogoś, by nadrobił zaległości wiedzy o własnym regionie, o którym – jak za Mickiewicza – wciąż „mniej wie niż o Chinach”. Tym bardziej, jeżeli ten ktoś ma unikalną możliwość za sterami własnego samolotu bliżej poznać sąsiadów od strony nieba, którego wszak rotacyjnie bronią także polscy piloci, w ramach misji Policji Powietrznej NATO stacjonujący od lat w litewskich Szawlach (w przyszłości być może wylądują także w drugiej bazie Air Policing – estońskiej Amari). 

Właśnie lecąc awionetką z prędkością jakichś 200-300 km/h i z niewielkiej wysokości widząc w zasadzie pół kraju, człowiek jest w stanie docenić kunszt orłów od biało-czerwonych szachownic, którzy latając z ponaddźwiękową szybkością potrafią jakoś zmieścić się między Kaliningradem a Białorusią!

Zdjęcia: Jan Wierbiel
Montaż: Paweł Dąbrowski