Polski teatr na Litwie: nowy etap


Na zdjęciu (od lewej): Edward Kiejzik, Agnieszka Rawdo i Jonas Vaitkus, fot. Piotr Wyszomirski
Po pandemii i mimo wojny na Ukrainie polski teatr na Litwie nie tylko się nie zatrzymał, ale działa niezwykle aktywnie. Można wręcz powiedzieć, że wydarzenia ostatnich miesięcy uprawniają do stwierdzenia, że jesteśmy świadkami najważniejszych wydarzeń od kilkudziesięciu lat.

Sytuacja polityczna wprowadziła dyskurs na temat funkcjonowania Teatru na Pohulance na nowy etap, buduje się nowa scena dla polskich artystów w ramach rozbudowy Domu Kultury Polskiej w Wilnie, powstała Unia polskich teatrów poza Polską, której sercem jest Wilno, a konkretnie Polski Teatr „Studio”.

Scena kierowana przez Liliję Kiejzik i Edwarda Kiejzika ostatnio wystawiła premierę „Króla Maciusia I” w wyjątkowej międzynarodowej obsadzie, o czym traktuje fotoreportaż na s.8. Spektakl powstał na zakończenie festiwalu „Idy Teatralne” i na pewno przejdzie do historii jako wzruszający przykład współpracy.

W polskim teatrze dzieje się tak wiele ważnych rzeczy, że wymaga to wszechstronnego przedstawienia, ale zaczynamy od niezwykłego wydarzenia artystycznego i jego bohaterów. W Polskim Teatrze „Studio” trwają przygotowania do premiery „Nocy Helvera” Ingmara Villquista. To, oprócz „Naszej klasy” Tadeusza Słobodzianka, najczęściej tłumaczony i wystawiany współczesny polski dramat. Kameralny tekst polskiego autora (pod skandynawskim pseudonimem kryje się Jarosław Świerszcz) jest stale wystawiany na całym świecie. Jest uniwersalny, stanowi zarazem szansę jak i wyzwanie.

Tym razem z dziełem autora „Beztlenowców” zmierzy się w Wilnie po raz drugi (wcześniej w 2003 r. w Litewskim Narodowym Teatrze Dramatycznym w Wilnie) Jonas Vaitkus, który do udziału w spektaklu zaprosił Agnieszkę Rawdo i Edwarda Kiejzika. Podjęcie pracy w Polskim Teatrze „Studio” przez jednego z najwybitniejszych reżyserów teatralnych na Litwie potwierdza aspiracje polskiej sceny, które stawia przed sobą nowe cele i wyzwania. Naszą opowieść o współczesnym polskim teatrze na Litwie zaczynamy od wywiadu z Agnieszką Rawdo.

Wcześnie zaczęłaś swoją karierę…

Oj tam, od razu karierę (śmiech). Miałam sześć lat, gdy po raz pierwszy wystąpiłam w „Kresach” – największym konkursie recytatorskim na Litwie, ale pierwszy raz, tak poważnie, na scenie wystąpiłam w wieku 16 lat, w Polskim Teatrze „Studio”, w spektaklu „Na wileńskiej ulicy”.

Bardzo szybko zauważył Cię Korsunovas.

Studiowałam reżyserię w Kłajpedzie, mój wykładowca dostał zaproszenie ze szkoły w Wilnie i niejako przy okazji zostałam zaproszona na casting przez Korsunovasa i zaczęła się bajka…

Objeździłaś z trzema przedstawieniami („Mewa” Czechowa, „Romeo i Julia” Szekspira i „Świętoszek” Moliera) pół świata i zebrałaś z pewnością mnóstwo wrażeń i doświadczeń. Jak się pracowało z tym wielkim reżyserem?

Non stop miałam tremę, bo Oskaras był obecny na każdym spektaklu i za każdym razem było to dla mnie, młodej aktorki, wyzwanie. Wiele czasu zajęło mi przyzwyczajenie się do takiej sytuacji. Mam już pewne doświadczenie i z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że Oskarasa cechuje niezwykły instynkt w doborze aktorów. Nie kierował się warunkami fizycznymi, wręcz jego wybory były w kontrze do stereotypowych wyobrażeń obsadowych, ale co najważniejsze, podczas pracy okazywało się, że były to dobre decyzje. Oprócz tego był zawsze świetnie przygotowany do pracy, co dzisiaj nieczęsto się zdarza wśród młodych reżyserów. Miał własną wizję, ale potrafił słuchać. Gdy aktor potrafił przekonać do własnej koncepcji, Korsunovas mógł zmienić pierwotne założenia.

Chciałabyś jeszcze zagrać u niego?

Oczywiście, zawsze! Nie wiem, czy telefon zadzwoni, ale wiem, że przyjaźń przetrwa. Współpraca z Korsunovasem była przełomem w moim myśleniu o aktorstwie, dzięki niemu otworzyło się wiele zamkniętych wcześniej drzwi, poczułam się uwolniona.

Zasugerowałaś, że praca z młodymi reżyserami jest inna, niesatysfakcjonująca…

Mamy na Litwie problem z młodymi reżyserami. Ich praca nie przypomina pracy z mistrzami starszego i średniego pokolenia, którzy wynieśli teatr litewski na wyżyny. Młody reżyser przychodzi bez własnej wizji, rozmawia z aktorami i oczekuje od nich własnych pomysłów, z których będzie budowany spektakl. Aktorzy tworzą kolejne etiudy, reżyser wybiera, co mu się podoba. Odnoszę wrażenie, że nieważne są umiejętności aktorskie, nieważny jest warsztat, grać może każdy, choćby wzięty z ulicy. Bardziej sama uczysz reżyserów niż oni ciebie. To jest teatr „nowoczesny”, szukający zupełnie nowych odczytań za wszelką cenę. Teatr z rozbuchanym ego reżysera, bez dobrego rzemiosła, które jest bazą, bez której nie da się nadbudować satysfakcjonującej całości. W efekcie powstaje niekomunikatywny spektakl, to nie mój teatr.

Może dlatego litewskie teatry coraz chętniej sięgają po polskich reżyserów? Krystian Lupa już dwukrotnie pracował na Litwie, niedawno dołączyli do niego Grzegorz Jarzyna, Agata Duda-Gracz i Łukasz Tworkowski. Coraz częstsze są głosy o kryzysie Korsunovasa, który trochę na siłę próbuje się dostosować do gustów młodej publiczności.

Być może, ale myślę, że źródłem tych wyborów są sami Litwini – poszukujący na siłę nowości, odmienności. Trochę wynika to z ich kompleksów, trochę ze znudzenia stylem swoich reżyserów. Nadchodzi jednak ciekawe pokolenie młodych reżyserek, które za kilka lat mogą odmienić litewski teatr.

Reżyser Agnieszka Rawdo?

Czemu nie, ale do reżyserii też trzeba dojrzeć. Początkowo chciałam być reżyserką, studiowałam przez dwa lata w Kłajpedzie i gdy miałam zagwarantowaną kontynuację studiów reżyserskich w Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, postanowiłam wybrać aktorstwo. Wróciłam do Wilna i ukończyłam studia aktorskie w Litewskiej Akademii Muzyki i Teatru.

Role u Korsunovasa zaowocowały etatem w litewskim teatrze.

Tak, bez zbędnych formalności i okresów próbnych dostałam po raz pierwszy etat w Narodowym Teatrze Dramatycznym w Kownie od razu z dużą rolą w „Operze za trzy grosze”. Ale dość szybko zrezygnowałam.

Dlaczego?

Nie podobał mi się duch panujący wówczas w teatrze, minimalizm, brak rozwoju, a ja szukałam nowości, wyzwań, chciałam poznawać, chłonąć. To nie było to, zadzwonił dzwonek, wróciłam do Studia, do Wilna i… po jakimś czasie wróciłam do Kowna. Powodem był reżyser Jonas Vaitkus, który zaprosił mnie do swojego spektaklu. Po czym… po raz dugi opuściłam Kowno, przez dwa lata byłam freelancerką. Następnie praca w teatrze w Poniewieżu (także z Vaitkusem) i, oczywiście, powrót na etat do Kowna.

Skąd takie wolty?

Do etatu trzeba dorosnąć. Kiedyś była duża różnica między Kownem a Wilnem, teraz tej różnicy już nie ma. Choć ostatnio tyle dzieje się ciekawego w Wilnie, że kto wie, jak długo tym razem wytrzymam w Kownie (śmiech).

„Noc Helvera” to twoja kolejna praca z mistrzem Vaitkusem. Jaki to reżyser?

Najbardziej skomplikowany (śmiech). Kiedy zaczęłam z nim pracować, długo nie potrafiłam wyczuć, o co mu chodzi. Vaitkus nie lubi półśrodków, szybkiego rezultatu. Akademia uczy emocji, Vaitkus uczy myślenia na scenie, nad emocjami jest idea, świadomość, misja. Kiedy poznałam „Noc Helvera”, przestraszyłam się. Ja w tym spektaklu? Nie widziałam tego. Na szczęście, po długich rozmowach, wizja reżysera coraz częściej spotyka się z moim widzeniem postaci. Najważniejsze dla nas, dla Edwarda [Kiejzika – przyp. red.] i dla mnie, będzie stworzenie i utrzymanie wysokiego napięcia między nami.

Vaitkus w Polskim Teatrze „Studio” to zaskoczenie?

Dla mnie absolutnie nie. Vaitkus mimo zaawansowanego wieku wciąż jest bardzo otwarty i poszukujący. Jest głodny poznania, nie gwiazdorzy, jest bardzo skupiony, zainteresowany środowiskiem i otoczeniem.

Masz przed sobą tyle ścieżek rozwoju – aktorstwo, śpiew, reżyseria. Która z aktywności zwycięży? Kim będzie w przyszłości Agnieszka Rawdo?

Przestałam się miotać między możliwościami, wiem już, że wszystko można połączyć. Widzę już drogę, którą chcę podążać. W przyszłości pragnę firmować moim nazwiskiem spektakle teatralne, koncerty, działalność edukacyjną. Nie mam jeszcze sprecyzowanej formy organizacyjnej, nie wiem, czy będzie to agencja, czy fundacja, ale wiem, że będą w niej realizowane moje marzenia.

Agnieszka Rawdo – absolwentka polskiego Gimnazjum w Bujwidzach w rejonie wileńskim. Kilkakrotnie była laureatką w Konkursie Recytatorskim im. Adama Mickiewicza „Kresy”, bardzo wcześnie podjęła współpracę z Polskim Teatrem „Studio” w Wilnie. Ukończyła studia aktorskie w Litewskiej Akademii Muzyki i Teatru. W 2012 r., już jako zawodowa aktorka, zagrała w monodramie „Lalki, moje ciche siostry” w reżyserii Lilii Kiejzik. Pracowała w Teatrze Dramatycznym im. Juozasa Miltinisa w Poniewieżu i w Narodowym Teatrze Dramatycznym w Kownie. Współpracowała z jednym z najwybitniejszych litewskich reżyserów, Oskarasem Koršunovasem. W Wileńskim Miejskim Teatrze OKT grała w „Mewie” i „Niezwykłej i rzewnej historii Romea i Julii”. W 2020 r. za rolę Moniki w spektaklu „Podróż do Edenu” otrzymała nominację do Złotego Krzyża Sceny. Pierwsza polska aktorka, która robi karierę na litewskich scenach.

Jonas Vaitkus (ur. 1944) to jeden z najwybitniejszych współczesnych reżyserów teatralnych na Litwie. Laureat wielu nagród, wykładowca w szkołach teatralnych m.in. w Polsce, USA, Danii, Norwegii, Finlandii i na Litwie (wykładowca na Wydziale Aktorskim – od 1992 profesor nadzwyczajny, od 2006 r. profesor Litewskiej Akademii Muzyki i Teatru). Dyrektor Państwowego Akademickiego Teatru Dramatycznego w Kownie (1980–1988) i Litewskiego Rosyjskiego Teatru Dramatycznego (Teatru na Pohulance, 2008–2018).

Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 23 (68) 11-17/06/2022