Polska i Litwa mają problem ze sobą


Logo "Gazety Wyborczej", fot. gazeta.pl
"Gazeta Wyborcza", 21.10.2010
Unijna agencja ds. praw człowieka może wkrótce zająć się kłopotami polskiej mniejszości na Litwie. - Skoro Litwa i Polska należą do Unii Europejskiej, to niech Unia zajmie się tym konfliktem - apeluje europoseł Bogusław Sonik.
Litwa odmawia obywatelom pochodzenia polskiego prawa do zapisu nazwisk w oficjalnych dokumentach z użyciem polskich liter. Polskie "cz", "sz", "ż", a nawet "w" zastępuje się litewskimi odpowiednikami, przez co europoseł Waldemar Tomaszewski z Akcji Wyborczej Polaków na Litwie ma w dowodzie napisane: Valdemar Tomaševski. Polacy nie mogą też umieszczać dwujęzycznych napisów z nazwami ulic i miejscowości w obwodzie solecznickim i wileńskim (obejmującym tereny wokół Wilna, lecz bez stolicy), choć stanowią tam większość. Ponadto narzekają - władze Litwy podważają wiarygodność tych zarzutów - na trudności z polską oświatą oraz restytucją ziem w Wilnie (tam tereny musiałoby odzyskać wielu Polaków), choć poradziecka reprywatyzacja objęła już ponad 90 proc. ziemi zajętej przez władze ZSRR.

Eurodeputowany Sonik zwrócił się do Agencji Praw Podstawowych UE o opracowanie raportu na temat sytuacji polskiej mniejszości. Wprawdzie takie krytyczne wobec Wilna sprawozdanie przygotowała już Wspólnota Polska, ale z racji litewskich zastrzeżeń do jego obiektywizmu trudno użyć go w działaniach na forum UE.

"Gazeta" pisała niedawno, że Warszawa nie poprze wejścia Litwy do powstającej Weimarskiej Grupy Bojowej UE ani nie przyspieszy budowy mostu energetycznego w odwecie za m.in. lekceważenie praw polskiej mniejszości. Ta informacja ożywiła na Litwie niechęć wobec Polaków, nawet zaczęto znów przytaczać przedwojenne tezy, że to tylko spolonizowani Litwini.

- Jeśli nie chcą zintegrować się z litewskim życiem politycznym i kulturalnym, niech wyjadą do Polski - powiedział Justinas Karosas, wiceprzewodniczący sejmowego komitetu spraw zagranicznych.

Rozmowa z Bogusławem Sonikiem, europosłem PO

Tomasz Bielecki: Czy zaostrzenie kursu wobec Wilna to dobry pomysł?

Bogusław Sonik: Trzeba rozróżnić dwie rzeczy - język dyplomacji, który może sygnalizować ochłodzenie stosunków między Polską i Litwą, oraz konkretne decyzje, które trwale pogarszałyby nasze relacje. Owszem, można ograniczać liczbę wizyt państwowych, ale jestem przeciwny - o ile doniesienie mediów na temat są prawdziwe - np. spowalnianiu budowy mostu energetycznego. Nie wolno nam zmierzać do izolacji Litwy na forum politycznym i gospodarczym.

Nawet jeśli Wilno nie wysłuchuje postulatów Polski w sprawie mniejszości?

- Wykażmy trochę zrozumienia. To mały kraj i niewielki liczebnie naród, który oparł swą tożsamość na obronie języka, widząc w tym jedyną szansę przetrwania w zalewie słowiańszczyzny. Stąd obrona czystości i dominacji litewskiego nawet w dowodach tożsamości czy nazwach geograficznych. Spróbujmy na moment wejść w ich skórę - przypomnijmy sobie, jakie emocje w Polsce budziło wprowadzenie dwujęzycznych, polsko-niemieckich napisów z nazwami miejscowości na Opolszczyźnie. To nie oznacza, że Polacy na Litwie powinni być pozostawienie sami sobie. Litwa ostatecznie musi zacząć respektować europejskie przepisy o mniejszościach.

Dlaczego spory wokół Polaków na Litwie odżywają aż tyle lat po odzyskaniu niepodległości?

- Polska mniejszość miała problemy od początku niepodległej Litwy. W Polsce dominowała jednak radość, że Litwa wyrwała się spod władzy Moskwy, oraz przekonanie, że należy dogadywać się Wilnem, aby wzmacniać tę młodą państwowość i pomagać im w drodze do UE oraz NATO. Zaważyły też - słuszne bądź niesłuszne - opinie o Polakach na Litwie jako poważnie zsowietyzowanej mniejszości wspierającej Rosję. Mieliśmy nadzieję, że sprawy Polaków zaczną się stopniowo układać, kiedy Litwa poczuje się pewniej, wejdzie do UE i zacznie wychodzić ze starych lęków. Niestety, tak się nie stało.

Może zmieni to młodsze pokolenie polityków i wyborców na Litwie?

- Młodzi nie pomogą, jeśli nadal będzie się podsycać strach przed Polską lub przekręcać historię. Pamiętam, kiedy na konferencji o Wilnie jako europejskiej stolicy kultury dano mi broszurę opowiadającą o tym, że w dawnym Wilnie prócz Litwinów i Żydów żyły jakieś enigmatyczne plemiona słowiańskie. Taka atmosfera na pewno nie ułatwia życia mniejszości. Może Kościół katolicki powinien przyłożyć się jakoś do zbliżenia obu narodów?

Co Pan myśli o Karcie Polaka?

- Podsyca lęk na Litwie i jest pretekstem do oskarżania mniejszości o nielojalność wobec swego państwa. Niemcy nie wydają Karty Niemca, Żydzi - Karty Izraelczyka. Po co nam ona?

Rozmowa z Leonidasem Donskisem, litewskim eurodeputowanym liberalnej frakcji ALDE

Tomasz Bielecki: Skąd na Litwie tak trwały lęk przed polskością?

Leonidas Donskis : Sam tego nie pojmuję. Rozumiem nieufność czy wrogość w czasach po I wojnie światowej, kiedy spór o Wilno i akcję gen. Lucjana Żeligowskiego miał druzgoczący wpływ na stosunki między naszymi krajami, narodami, w tym mniejszościami. Rozumiem, choć tego nie podzielałem, nieufność w czasach radzieckich, kiedy podbity naród pielęgnował stare krzywdy i nie pozwalał zagoić się ranom. Ale teraz? Szesnaście lat po podpisaniu historycznego traktatu polsko-litewskiego, w którym Polska uznała Wilno za stolicę niepodległej Litwy? Podsycanie strachu to nieczyste gierki polityków z nacjonalistyczną częścią elektoratu.

Mówią, że bronią czystości języka litewskiego.

- Owszem, obrona języka to jeden z fundamentów współczesnej litewskości. Kiedy niewielkie narody zaczęły marzyć w XIX w. o własnych państwach, to uczepiały się idei odrodzenia własnego języka czy tworzenia jego literackiego standardu. Litwini robili to w opozycji do polszczyzny - stąd m.in. zastąpienie polskich znaków "cz" lub "sz" zapożyczonymi z czeskiego "e" i " š". Nie mówię, że istniała wówczas inna droga do zachowania tożsamości narodowej, ale zapłaciliśmy za to wielką cenę - zerwaliśmy z dziedzictwem wielokulturowego Wielkiego Księstwa Litewskiego i Rzeczypospolitej na rzecz państwa narodowego, gdzie nie-Litwini stali się mniejszościami walczącymi o swe prawa. Jednak te historyczne boje w żaden sposób nie usprawiedliwiają głupich twierdzeń, że w 2010 r. polskie litery w nazwiskach polskich obywateli Litwy zagrażają naszemu językowi, czyli niepodległości.

Długo to jeszcze potrwa?

- Nie jestem pesymistą. Myślę, że to problem litewskich polityków po sześćdziesiątce. Przyjdą młodsi, zaczną na to patrzeć normalniej, bo nie wyobrażam sobie młodego Litwina podróżującego na Zachód, który bałby się polskiego podboju Wilna. Na pełne uzdrowienie atmosfery wobec polskiej mniejszości przyjdzie nam jednak poczekać kilka dekad.

Psuje się też polsko-litewskie partnerstwo strategiczne, o którym tak wiele mówiono w ostatnich latach.

- To była ogromna naiwność. Tak niewielkie państwo jak Litwa nie może mieć partnerstwa strategicznego z tak znacznym krajem, jak Polska. Polska prowadzi swoją grę w Europie i ma prawo mieć inną politykę wobec np. Francji lub unijnego Partnerstwa Wschodniego niż Litwa, która nie ma takiego potencjału. Złudzenia, że Warszawa i Wilno mogą być równoprawnymi partnerami, były tylko powodem niepotrzebnego rozdrażnienia i rozczarowania na Litwie, która - nie było innej możliwości - czuła się niedoceniana, pomijana w konsultacjach.

Komentarze

#1 Do B.Sonika Chiałbym

Do B.Sonika
Chiałbym przypomnieć,że owszem Niemcy nie wydają "Karty Niemca", oni daja obywatelstwo.
Polska równiez moze zrezygnować z Karty Polaka na rzecz obywatelstwa.

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.