Polacy w Odessie pielęgnują pamięć o swojej przeszłości
W ramach projektu realizowanego przez Fundację MOSTY i Fundację Orlen przeprowadziła Pani kwerendę na temat istniejącego w Odessie kościoła św. Klemensa. Na czym polega wyjątkowość tej nieistniejącej już świątyni?
Odessa jest wciąż nieodkryta i nie myślę tu o jej turystycznym obliczu, ale o bogatych dziejach, na których piętno odcisnęli Polacy. Wiemy oczywiście, że tworzył tam Mickiewicz, wędrując ulicami, mijamy budynki zaprojektowane przez Feliksa Gąsiorowskiego, odwiedzane przez Piłsudskiego czy Sienkiewicza, lecz wciąż napotykamy wiele tajemnic. Jedną z nich pozostają losy kościoła św. Klemensa. Był on szczególnie ważny dla Polaków jako jedyna świątynia, w której liturgię sprawowano w języku polskim. Zgłębiając historię społeczności polskiej, zauważamy co prawda, że w 1823 r. była ona zaledwie trzecią pod względem liczebności grupą narodową wśród katolików i proporcje te nie uległy znaczącym zmianom także w kolejnych latach. Zarazem trudno wyobrazić sobie życie tamtejszego Kościoła bez zaangażowania duchowieństwa i parafian o polskich korzeniach. Świątynia pw. św. Klemensa jest swego rodzaju zagadką. Ta potężna budowla zniknęła z mapy miasta jeszcze przed II wojną światową i choć tak wielu ludzi przyczyniło się do jej powstania, wciąż wiąże się z nią więcej pytań niż odpowiedzi. A to właśnie pytania i niewiadome są istotną częścią składową wyjątkowości.
Kim byli przedsiębiorcy, którzy ufundowali kościół? Czy byli to ludzie bogaci, którzy w Odessie odnieśli sukces, czy też może raczej osoby, które budowę kościoła finansowały kosztem własnych potrzeb?
„Kościół przedsiębiorców” to określenie nieco mylące. Przywodzi na myśl bogatych inwestorów, przemysłowców czy kupców – oczywiście, mieli oni ogromny wkład w powstanie świątyni, a przy tym możliwości, aby wesprzeć tę inicjatywę. Koszt budowy do 1912 r. sięgnął 160 tys. rubli srebrnych, a środki te pozyskano w dużej mierze dzięki zapisom rodziny Vassalów i państwa Heleny i Konstantego Wołodkowiczów. Wołodkowicz ufundował wieże kościelne i był określany mianem „duszy sprawy budowy kościoła”. Był także założycielem odeskiego Katolickiego Towarzystwa Dobroczynności i, co ciekawe, postacią zasłużoną nie tylko dla tego miasta. Wołodkowicz ufundował m.in. dom akademicki w Krakowie i przyczynił się do otwarcia polskich i ukraińskich szkół muzycznych w Galicji Wschodniej. Niemniej kościół, który powstał prawie wyłącznie ze składek dobroczyńców, zawdzięczał swoje istnienie także uboższym mieszkańcom Odessy, drobnym datkom anonimowych robotników. Ówcześni wyraźnie podkreślali „gorliwość maluczkich, którzy wciąż czuwają nad sprawą budowy i pobudzają innych”, i o ich ofiarności musimy dziś pamiętać.
Na zdjęciu: kościół św. Klemensa został konsekrowany w 1913 r. Bolszewicy wysadzili go w 1937 r. Powyżej zdjęcie kościoła na pocztówce z drugiej dekady XX w. Fot. Wikipedia
Kościół wybudowali Polacy. Dlaczego na jego patrona wybrano właśnie św. Klemensa, a nie któregoś z polskich świętych?
Jak to często bywa, powody są i proste, i złożone zarazem. Przede wszystkim nie było podstaw dla wyboru „polskiego świętego”, gdyż Kościół rzymskokatolicki jest Kościołem powszechnym, a do świątyń odeskich przychodzili wierni mówiący różnymi językami. Odzwierciedleniem tego stanu jest fakt, że spośród czterech najliczniejszych narodowości, Polaków, Niemców, Francuzów i Włochów, wybierano po jednym zarządcy parafii. Należało zatem znaleźć patrona bliskiego wielu narodom, które w Odessie znalazły swój dom. Aby zrozumieć wybór św. Klemensa, czwartego papieża, zamęczonego w chersońskich kamieniołomach, musimy wiedzieć, że Odessa należała do diecezji saratowsko-tyraspolskiej. Utworzono ją, by otoczyć opieką niemieckich katolików osiedlonych na południu imperium rosyjskiego za czasów Katarzyny II. Na mocy bulli z 1848 r. erygowano diecezję chersońską, a siedzibą sufraganii został Saratów. Niestety, w Chersoniu katolików było niewielu i w 1852 r. stolicę diecezji przeniesiono do Tyraspola, a cztery lata później siedzibą biskupią został Saratów. Kult św. Klemensa jest tam do dziś żywy, jest on patronem utworzonej w 2002 r. przez Jana Pawła II diecezji saratowskiej. Nic też dziwnego, że święty ten, w tak tragiczny sposób związany z Chersoniem, był ważny dla mieszkańców XIX-wiecznej Odessy.
Czym charakteryzowała się polska społeczność Odessy na początku XX w.? Jakie ślady zostały po niej do dzisiaj?
Polacy tworzyli historię Odessy od jej zarania. Dawną turecką nazwę, Chadżybej, inaczej Kuczubej, wywodzono od niejakiego Kociuby, a słowo „Odessa” zawdzięczamy podobno Polakowi Wasilewskiemu. Na mocy ukazu carskiego z 1795 r. do miasta przyjechało ponad 100 rodzin szlacheckich. W latach 60. XIX w. pojawiła się polska inteligencja, napłynęli rzemieślnicy, robotnicy, służba domowa, chłopi, wojskowi. Ludzie ci włączyli się w życie miejskie, także umysłowe, majętni inwestowali w rejonie spore sumy. Odessa kusiła możliwościami, jakie daje port, uniwersytetem, doskonałym klimatem. Zarazem zróżnicowanie diaspory przekładało się na jej umiarkowaną aktywność. Trudno było znaleźć wspólny mianownik łączący elity intelektualne, bogatych handlowców i biedotę. Ponadto nie wszyscy posługiwali się językiem polskim – jego nieznajomość była problemem przede wszystkim młodego pokolenia. Choć istniały różnorodne organizacje i stowarzyszenia polskie, w tym kobiece, oszczędnościowe, biblioteki czy sekcje sportowe, to sprawy dobroczynne i parafialne załatwiała zaledwie garstka ludzi. Uskarżano się na niedostatki życia artystycznego, w zasadzie poza teatrem nieistniejącego. Warto przy tym wspomnieć, że pierwszy teatr w mieście był teatrem polskim. Na uboczu trzymała się młodzież, niechętnie uczestniczono w życiu politycznym. Obojętność ta sprzyjała wynaradawianiu, które hamował napływ nowych przybyszów z Królestwa. Szczególnie trudno żyło się poza centrum miasta, gdzie jedynymi punktami spotkań były kościół św. Klemensa i biblioteka polska. W 1917 r. w „Tygodniku Odeskim” pisano, że w mieście działa „jedenaście i pół stowarzyszeń i organizacji”, z których żadna, wobec rozproszenia członków, nie miała mocy sprawczej. Ale choć osoby zaangażowane w ich działalność skarżyły się na bierność rodaków, to równocześnie Polacy nie stronili od współpracy z Ukraińcami, Litwinami, Ormianami, Żydami czy Gruzinami i ta otwartość cechuje ich do dziś. Działające obecnie polskie towarzystwa pielęgnują język, kulturę i tożsamość narodową, ale współdziałają z innymi narodowościami. I, co ważne, ogromną wagę przykładają do pracy z najmłodszymi. Dziś na ulicach Odessy, w tym ul. Polskiej czy Polskim Zjeździe, mijamy dzieła polskich architektów, zachwycają nas budynki Mikołaja Tołwińskiego czy pasaż będący dziełem Lwa Włodka. Uwagę przykuwa kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, sięgający swoją historią 1802 r., odbudowany staraniem wiernych po zniszczeniach czasów Związku Sowieckiego, obecnie katedra diecezji odesko-symferopolskiej. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że ślady polskości widać w Odessie na każdym roku. Ale to, że polskość jest wciąż żywa, to zasługa kolejnych pokoleń, które nie zapomniały o swojej przeszłości.
Ówczesna parafia św. Klemensa miała prowadzić szeroko zakrojoną działalność. Czy plany budowniczych, którzy przewidzieli zaplecze dla pracy socjalnej, udało się w pełni zrealizować w krótkim czasie działalności parafii?
W mieście przez wiele lat potrzebom wiernych musiał sprostać kościół pw. Wniebowzięcia NMP, który, choć rozbudowywany, okazał się zbyt mały dla rosnącej liczby katolików. W 1913 r. przekroczyła ona 30 tys. osób, ale wtedy do ich dyspozycji pozostawały już konsekrowany w 1913 r. kościół św. Piotra Apostoła, nad którym dziś opiekę sprawują salezjanie, i kościół św. Klemensa. Stanął on w ubogiej dzielnicy fabrycznej, stąd ogromną rolę odegrały przynależące do parafii ochronka katolicka dla ok. 400 dzieci, przytułek dla blisko 20 chłopców, szkółka parafialna licząca ponad 300 uczniów obojga płci. Kościół sprawował też patronat nad jadłodajnią dla biednych dzieci. O tym, jak wielkie było zapotrzebowanie na pomoc, najlepiej świadczą liczby – stołówka ta w ciągu 14 lat istnienia wydała 392 422 obiady. Najmłodszym przekazywano odzież, organizowano kolonie letnie, a także spotkania choinkowe czy jasełka. Społeczność polska dbała też o osoby starsze, niezdolne do pracy czy szukające zatrudnienia, uczącą się młodzież, rodzinom dzieci uczęszczających do ochronki udzielano zapomóg. Parafianie kościoła św. Klemensa wspierali finansowo działalność Towarzystwa Dobroczynności i sponsorowali zasiłki dla wiernych tej świątyni. Środki na działalność socjalną pozyskiwano z zapisów dobroczyńców, zysków, jakie przynosił położony za miastem futor, oraz z cmentarza dającego ponad 7 tys. rubli dochodu rocznie. Były to kwoty, dzięki którym można było udzielić wsparcia potrzebującym. Organizacja pomocy była tym łatwiejsza dzięki długoletniemu doświadczeniu w tego rodzaju działalności. Trzeba bowiem podkreślić, że przez wiele lat parafia w Odessie była tylko jedna – dwie oddzielne jednostki wydzielono dopiero podczas konsekracji kościoła św. Klemensa, a zanim to uczyniono, duchowni i wierni pracowali na rzecz tej samej społeczności.
Dlaczego komunistyczne władze zdecydowały się na wysadzenie świątyni, a nie na zmianę przeznaczenia budynku?
Gdy w 1920 r. władzę w Odessie przejęli bolszewicy, na mocy dekretu o nacjonalizacji własności majątku nieruchomego parafie rzymskokatolickie pozbawiono prawa własności 25 budynków, a na podstawie dekretu o nacjonalizacji ziemi – także własności gruntów. Kolejne regulacje prawne doprowadziły m.in. do przekształcenia szkół parafialnych w państwowe, likwidacji działalności dobroczynnej. Zamknięto jadłodajnię i przytułki dla sierot i starców. Na kościoły nałożono obowiązek przekazania władzom ewidencji majątku parafialnego, a w 1922 r. nakazano też oddać wszystkie przedmioty wykonane z drogocennych metali na pomoc dla głodującego Powołża. Rewizję świątyni św. Klemensa uniemożliwili najpierw parafianie, a następnie proboszcz ks. Józef Szejner. To jego oskarżono o ukrycie kosztowności i aresztowano, po czym 12 maja 1922 r. rozstrzelano. Nowym proboszczem parafii św. Klemensa został Niemiec z pochodzenia, ks. Józef Najgun, który sprawował tę funkcję do roku 1935. Wtedy władze sowieckie podjęły decyzję o zamknięciu świątyni i uwięzieniu ostatniego w Odessie duchownego rzymskokatolickiego. Ks. Najgun został zesłany do Kazachstanu. Rok później kościół wysadzono w powietrze, nienaruszone pozostały tylko dom parafialny, który zasiedlono, oraz zabudowania dawnego konwentu sióstr franciszkanek Rodziny Maryi, w których dziś jest meczet. Na fundamentach świątyni zbudowano dom mieszkalny, do którego obecnie można wejść po zachowanych schodach ze zburzonej świątyni.
Dlaczego podjęto decyzję o całkowitym zniszczeniu budynku? Być może w toku dalszych prac uda się odnaleźć dokumenty, które pozwolą na to pytanie odpowiedzieć. Możemy obecnie spekulować, że był to odwet za zdecydowaną postawę duchownego i wiernych.
Jak to się stało, że pamięć o kościele i jego budowniczych przetrwała do dzisiaj?
Polacy w Odessie pielęgnują pamięć o swojej przeszłości, zachowali też we wspomnieniach dzieje okazałej bazyliki z ciemnoczerwonej cegły, której wieże, o wysokości 30 sążni (ponad 60 metrów) górowały nad okolicą. Była ona o tyle niezwykła, że powstała, jak już wspomniano, dzięki ofiarności wspólnoty rzymskokatolickiej i poświęceniu wielu ludzi. Kościół św. Klemensa stał się przez to nie tylko symbolem religijnym, lecz także świadectwem potęgi zbiorowości. W 1991 r. wspólnota rzymskokatolicka, jako były właściciel, skorzystała z prawa do ubiegania się o zwrot nieruchomości i wystąpiła z prośbą o oddanie budynku przy ul. Frunzego, niegdyś należącego do parafii św. Klemensa. Była to dawna dwupiętrowa plebania, którą chciano wykorzystywać dla potrzeb religijnych. Dokument w tej sprawie podpisał ks. prałat Tadeusz Hoppe i w lutym 1993 r. budynek został oddany wiernym, którzy własnymi siłami rozpoczęli remont. W ten sposób dopisano kolejny rozdział do historii kościoła św. Klemensa.
W jaki sposób kościół będzie upamiętniony w Odessie? Jak zostanie wykorzystana Pani kwerenda?
W upamiętnienie kościoła pw. św. Klemensa w Odessie zaangażowanych jest dziś wiele osób. Podjęcie prac było możliwe dzięki wsparciu finansowemu Polskiego Koncernu Naftowego Orlen, przy ogromnym zaangażowaniu Fundacji MOSTY oraz ks. Jana Dargiewicza. Obecnie przygotowywana jest ekspozycja dokumentująca dzieje parafii i samego kościoła polskiego. Dzięki makiecie będzie można zobaczyć, jak wyglądał on przed blisko stu laty, a plansze ilustrowane zdjęciami pozwolą zapoznać się z najważniejszymi informacjami na jego temat. Kwerenda, którą przeprowadziłam wespół z prof. Piotrem Okulewiczem, pomoże nie tylko przygotować tę wystawę, lecz także podjąć prace nad publikacją naukową poświęconą kościołowi św. Klemensa. Jego losy, co należy podkreślić, są niemal nieznane nie tylko w Polsce, ale i w Odessie. Mamy nadzieję, że książka wkrótce trafi do rąk czytelników i pozwoli poznać frapującą i zamazaną kartę z historii mniejszości polskiej na Wschodzie i Kościoła rzymskokatolickiego.
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 24(68) 13-19/06/2020