Po wyborach na Litwie: nowe otwarcie


Członkowie frakcji AWPL w Sejmie RL, fot. wilnoteka.lt
Na Litwie zaprzysiężono nowy sejm, ale w tej uroczystości - po raz pierwszy w historii kraju - nie uczestniczyła jego prezydent. To nie pierwsze radykalne posunięcie Dalii Grybauskaitė. Zaraz po zaprzysiężeniu na urząd prezydenta w 2009 r. demonstracyjnie zrezygnowała z wizyty w Polsce. Ba, prezydent nadal uparcie nie lubi odwiedzać kraju swego przodka. Nie chce i już, a co z tego wynika, wszyscy wiedzą doskonale. Czyżby scenariusz polityki zagranicznej miał być powielany w polityce wewnętrznej? Niefortunnie się składa, że prezydent Litwy zawsze znajdzie przedmiot i podmiot sporu, nawet jeśli go nie ma, i to sporu gwałtownego. Na razie w spokoju zostawia Akcję Wyborczą Polaków na Litwie. Cisza przed burzą? Teraz raczej ma innych chłopców do bicia.
Trudno nie przyznać racji prezydent, że partia - uwikłana w procesy sądowe za nadużycia w księgowości na wielką skalę i podejrzenia o kupowanie głosów wyborców na równie wielką skalę - nie wystawia zbyt dobrej opinii Litwie, że jest zagrożeniem. Ale wyroku sądu wciąż nie ma, a wyborcy wybrali. Gdzież więc były instytucje praworządności, a głównie Główna Komisja Wyborcza, gdy alarmowano, że kupowanie głosów trwa i proceder nabiera coraz większego rozmachu. Jak dziś policzyć: Kupiono dwieście, dwa tysiące czy dwieście tysięcy głosów? Bo kto kupował i że kupowano - wiadomo. Niech wystarczy jeden tylko przykład: Wystarczyło, by kolega operator wyszedł za róg lokalu wyborczego, a już ujrzał obrazek wyborczego targu. Nikt tego nie widział? Czy widzieć nikt nie chciał?

Ale... Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada. Główna Komisja Wyborcza od lat uprawiała samowolną, bezkarną politykę, podejmowała tyle kontrowersyjnych działań i rozwiązań, nie raz kombinatorskich, jak choćby przy określaniu granic okręgów wyborczych (np. polskich, ale nie tylko), że trudno się dziwić, iż kombinowanie weszło w krew innym.

Podczas referendum unijnego w 1993 r., w którym Litwa decydowała o przystąpieniu do Unii Europejskiej, na dobrym wyniku zależało wszystkim. A więc grano do jednej bramki. Każdy obywatel, po wrzuceniu listy do urny, dostawał nalepkę, która wychwalała jego obywatelską postawę, a - uszczęśliwony na siłę nalepką - otrzymywał w supermarkecie piwo za jednego centa (!). Takich profitów było zresztą dużo więcej. Wtedy Litwa uzyskała jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy, wynik z krajów ubiegających się o członkostwo w UE (za przystąpieniem opowiedziało się 91 proc. obywateli), a dziś ponosi oczywiste konsekwencje tamtych rozwiązań. Uczeń przerósł mistrza.

Wyborcy głosujący w budynku dawnego zakładu Żalgiris w Nowej Wilejce mogli się udać do zakładowej kawiarni i dostać kufel piwa za darmo. Przy okazji wszyscy wiedzieli, kto jest fundatorem. Niektórzy wątpią w sens kupowania głosów, skoro nie można dopilnować, na kogo ów głos się oddaje. Ano można, wystarczy opracować rozmyślną strategię. I mieć ogromne pieniądze. A niektóre partie naprawdę je mają…

Zastrzeżenia prezydent, jeśli nawet uzasadnione, na pewno są spóźnione. Po fakcie można jedynie załamywać ręce, myśleć o przyszłości, ale trudno podważać wyniki wyborów.  Poza tym, przy tworzeniu rządu konserwatywnego Andriusa Kubiliusa śledztwo w sprawie księgowości było już w toku, ale wtedy pani prezydent nie miała obiekcji, by osobiście zachęcać Partię Pracy do przystąpienia do koalicji z konserwatystami…

W tej sytuacji 8 mandatów AWPL to naprawdę duży sukces. Dotychczasową trzyosobową reprezentację AWPL pomnożyło bez mała trzykrotnie i obecnie, już w ośmioosobowym gronie, lokuje się w litewskim Sejmasie. Nawet Litwini taki stan rzeczy przyjęli spokojnie, nie licząc paru dyżurnych antypolaków, co to żegnając się z sejmem, nie zdobywszy żadnego poparcia, nadal kombinują i rwą litewskie szaty przy polskich tematach. Spokojnie przyjęli, bo jak słusznie zauważył jeden z polskich obserwatorów na wyborach parlamentarnych, Litwini, zawzięcie walcząc z Polakami, omalże nie zafundowali sobie premiera Rosjanina. Już nie miejscowego, a z rosyjskiego eksportu, który przez dwadzieścia lat całkiem niezłe gniazdo na Litwie sobie uwił. 

A swoje gniazdo w litewskim sejmie wiją też Polacy i robią przymiarki do rządu. Po długich negocjacjach AWPL dopisało się do koalicji rządzącej czterech partii. Nie tyle czterech, ile 3+1. Niby matematyka ta sama, a wynik różny. Już na długo przed wyborami Waldemar Tomaszewski wróżył, że AWPL po wyborach obejmie cztery ministerstwa: gospodarki, rolnictwa, komunikacji oraz oświaty i nauki. Wówczas nie tylko Litwini uśmiechali się znacząco, ale co bardziej nerwowi krzyczeli o zakusach na litewskość Litwy. Zakusy czy nie zakusy, ale się nie udały, bo jak przyszło co do czego, stanęło na jednym ministrze - energetyki. Na uspokojenie starganych nerwów dołożono (czy dostawiono) Polakom foteliki czterech wiceministrów. Tyle że zabrakło miejsca dla samego Waldemara Tomaszewskiego, który do ostatniej chwili się wahał, zrzec się czy też się nie zrzec mandatu europosła. Ministerstwo energetyki Waldemara Tomaszewskiego interesowało średnio. Bo ministerstwo kłopotliwe, oczko w głowie prezydent, a więc dojdą częstsze kontakty (czytaj: konfrontacje) z litewską Żelazną Lady. Przyszłaby koza do woza… Samo ministerstwo, niepozbawione kłopotów, a pieniędzy - owszem. Jednocześnie też niezadowolenie okazali rosyjscy partnerzy AWPL, którzy znaleźli się za sejmową burtą. Tak więc Waldemar Wspaniałomyślny machnął ręką na to "swoje miejsce" i z polską szarmancją ustąpił je damie ze Związku Rosjan, a przy okazji na ministra energetyki klepnął dawnego znajomego (nie mylić z druhem) Jarosława Niewierowicza. Aby wilk był syty i owca cała.

A jednak nie do końca syty i niezupełnie cała. Bo Niewierowicz, choć AWPL dobrze znany, nie do końca swój, bo nie z szeregów partyjnych. Ale ze ścisłej branży, szef polsko-litewskiego konscorcjum powołanego do przygotowania budowy mostu energetycznego, czyli fachowiec, a tym się AWPL chce teraz wykazać. Czy wilk cały? Też nic pewnego. Już za półtora roku wybory europarlamentarne, po zmianie kwot poselskich Litwa będzie miała o jednego europosła mniej niż dotychczas, czy polskiemu wilkowi z Litwy uda się znów załapać do Brukseli? Może być bardzo trudno. Ale to przyszłość, dziś fotel(ik) wiceministra kultury czy temu podobnych Waldemarowi Tomaszewskiemu nie był w smak. Tym bardziej, że koalicjanci (3) przygarniają Polaków (+1) bardziej z gestu (m.in. wobec Polski) niż dużej potrzeby.

Polski udział w kolalicji w jednym przypadku jest niezbędny. Jeśli konflikt na linii prezydent-sejm będzie się pogłębiał, to sejm będzie mógł szachować panią prezydent tylko konstytucyjną większością (ponad trzy czwarte sejmu), a to zapewnią koalicji tylko Polacy. Czym będą szachować Polacy? Na razie Litwinów szokują. Swoją niby wyważoną retoryką, rzeczowym podejściem do kwestii litewskich. Ale jeszcze bardziej wyparciem z dyskusji kwestii drażliwych i ważnych dla litewskich Polaków, i dotąd równie ważnych dla AWPL.

"Te sprawy będą rozwiązywane zgodnie ze standartami europejskimi" - z zacięciem katarynki powtarza ostatnio Waldemar Tomaszewski. "W rozmowach koalicyjnych Polacy nie podnosili żadnych spraw polskiej mniejszości" - śpieszył gorliwie zapewnić przyszły premier Litwy Algirdas Butkevičius. Wielu w gorącej wodzie kąpanym Polakom miny zrzedły. A przecież to słuszna taktyka. Minął już czas rzucania noży, a AWPL wyrosło z krótkich majtek. Problem - nie podnosić, ale - rozwiązywać trzeba. Liczy się strategia i, miejmy nadzieję, tę strategię AWPL ma.

Akcja Wyborcza Polaków na Litwie wkroczyła w te wybory z mocnym postanowieniem przekonania litewskiej opinii, że jest partią silną, ogólnolitewską, że ma pomysły dla Litwy, dobre i słuszne. Ale jednak, gremialnie, nie Litwini głosowali na Akcję Wyborczą, lecz Polacy, których ostatnie półtora roku mocno poruszyło, i których głównie nowa redakcja znienawidzonej ustawy o oświacie rzuciła w ramiona AWPL. Jak też szczątki wiary, że może te skrawki ziemi (bo już nie połacie) wrócą do Polaków w ramach zakończenia kwestii zwrotu ziemi.

Tak więc ośmioosobowa drużyna w Sejmie Litwy powinna odłożyć kolczugi, uzbroić się w cierpliwość i dyplomację. Jeśli istotnie kobiety łagodzą obyczaje, to polscy rycerze w sejmie mają blondwłosą Ritę (Tamašunienė) i kruchą Wandę (Krawczonok), by przekonać litewskich budrysów w tymże sejmie, że nic tak nie uzdrowi polsko-litewskich relacji, jak odwołanie paru paragrafów kontrowersyjnej ustawy o oświacie.

Gorzej będzie, jeśli polscy wybrańcy i pomazańcy w litewskim sejmie za swój wielki sukces uznają nie decyzję o odwołaniu czy zredagowaniu ustawy przez sejm, a jedynie o wydłużeniu przez Ministerstwo Oświaty okresu przejściowego na wprowadzenie ujednoliconego egzaminu z języka litewskiego, a parę tych marnych (!) lekcji prowadzonych po litewsku jako możliwe do zaakceptowania…

AWPL najpewniej jednak podejmie wysiłek, by ustawę zmienić, a raczej przywrócić do stanu sprzed 17 marca 2011 r. Zresztą pierwsze podejście do takich poprawek odbyło się latem, czyli w sejmie byłej kadencji. Wydaje się, że w obecnym sejmie forsowanie zmian będzie prostsze. Na pozór. Oczywiście, socjaldemokraci zrobią wszystko, by przekonać Polskę i Polaków, jak bardzo ich kochają i lubią. Że chcą nowego otwarcia. Bo na pewno chcą! Ale jakiego? Nie kto inny, a właśnie panowie z lewicy (z nieznacznymi zmianami personalnymi) wypracowali reguły gry z Polską, których istotą były obietnice, uściski, poklepywania, a sprawy nie ruszały z miejsca. Co gorsza, powolutku, po cichutku wprowadzane były zmainy na gorsze. Niby nieznaczne, ale systematyczne, co tym bardziej bolesne. I zawsze z miłym uśmiechem na twarzy. Wielu z tych ludzi nadal jest w sejmie, ...stare wygi polityczne. Co prawda, Algirdas Butkevičius za wszelką cenę próbuje przekonać, że jest politykiem nowych czasów, człowiekiem otwartym, i coś w tym jest. Jako jeden z nielicznych przywódców politycznych uczestniczył w ostatnim Zjeździe AWPL i swoje uczciwie odsiedział. Ale to szczegół, kurtuazja. Ważniejsze, że wtedy, 17 marca 2011 r., wespół z całą frakcją socjaldemokratyczną wstrzymał się od głosowania nad przyjęciem ustawy. To niekoniecznie oznaczało wątpliwości czy sprzeciw wobec zmian w polskiej oświacie, ale wówczas najostrzejszy dyskurs dotyczył tych właśnie spraw, a dyskusja w sejmie sprowadzała się do - wprowadzenia bądź nie - zmian w szkolnictwie mniejszości narodowych. Socjaldemokraci najprawdopodobniej przeczuwali, co się będzie działo po przyjęciu tej ustawy. Doświadczenie i przeczucie ich nie zawiodły. Butkevičius wówczas tylko się wstrzymał, paru jego kolegów z partii powiedziało wyraźne "nie" ustawie.

Co ciekawe, z obecnego szefostwa litewskiego parlamentu (marszałek plus czterech wicemarszałków) jedynie Irena Degutienė, konserwatystka, ówczesna marszałek sejmu,  głosowała za ustawą, czterej inni wstrzymali się od głosu, byli za odrzuceniem ustawy albo nie brali udziału w głosowaniu: obecny marszałek Vydas Gedvilas i wicemarszałek Vytautas Gapšys z Patii Pracy wstrzymali się od głosowania, wicemarszałkowie socjaldemkraci Algirdas Sysas i Gediminas Kirkilas powiedzieli "nie", Kęstas Komskis nie brał udziału w głosowaniu. Każdy powie, że to daje nadzieję, że w tym sejmie wobec postulatów AWPL będzie więcej wyrozumiałości i poparcia niż w poprzednim. Rodzi się kolejne "ale".

W kadencji poprzedniego sejmu grupę tzw. narodowców we frakcji konserwatywnej, czyli zdeklasowanych szowinistów, sami Litwini określali mianem talibów. W dzisiejszym sejmie talibów nie ma, partia narodowców, która wcześniej odłączyła się od konserwatystów w wyborach, nie zdobyła nawet 1 procenta poparcia. Ale to nie oznacza, że podobnie myślących w dzisiejszym sejmie nie będzie. To się może spodobać np. Marii Aušrinė Pavilionienė czy paru innym posłom. Niewątpliwie znajdą się tacy, co będą teraz w dwójnasób strzegli "morale" sejmu (albo bardziej własnych rankingów). Prawdopodobnie będą to robili z poczuciem ogromnej misji dziejowej. Pozostają jeszcze wyborcy, którym konsekwentnie wmawiano, że utrzymanie ustawy o oświacie to obrona granic, suwerenności i niezależności Litwy. Każdy krok może być odebrany (przedstawiony) jako zdrada narodowa, a tego posłowie się boją jak ognia piekielnego.

I jeszcze ostatnia niepewność: Czy AWPL będzie chciało szargać - z takim mozołem budowaną - opinię partii wyważonej, ogólnolitewskiej, dbającej o dobro nie poszczególnych grup narodowych, ale całego kraju? Jeśli partia uzna, że nie wypada, to przyjdzie jej liczyć tylko na Litwinów. Na te nieprzebrane tłumy, które poruszą postulaty AWPL o zakazie aborcji i obowiązkowym egzaminie maturalnym z religii.


Komentarze

#1 dla przypomnienia

dla przypomnienia strategom:
nie może być mowy o żadnym przekładaniu części antypolskich zapisów w ustawie. Z egzekucji na polskiej oświacie trzeba całkowicie zrezygnować a nie odwlekać ją w czasie.Jedynym wariantem do zaaprobowania jest całkowity powrót do stanu sprzed ustawy. Tego jednoznacznie domagają się komitety strajkowe rodziców polskich szkół. Żelaznym żądaniem jest też przywrócenie egzaminu z jęz.polskiego-ojczystego na maturze. Tylko poprawa sytuacji mniejszości polskiej jest możliwa. Każde inne działanie jest bezprawne i nie może , pod żadnym pozorem, być akceptowane.

#2 No zeby Pavilioniene nazwac

No zeby Pavilioniene nazwac talibem... trzeba byc "ekspertem". Rozczarowalem sie

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.