Plagiaty na polskich uczelniach
Ewelina Rzeszódko, 15 grudnia 2010, 13:13
Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego, fot. wk.pl
Plagiaty na polskich uczelniach to już prawie norma. Coraz częściej słychać o kopiowaniu prac zaliczeniowych, licencjackich i magisterskich. Co jest przyczyną rozpowszechniania się zjawiska? Z jednej strony poczucie bezkarności wśród studentów tworzących kompilacje z gotowych tekstów znalezionych w Internecie, a z drugiej - wina wykładowców, którzy przed wystawieniem ocen za ich wartość merytoryczną nie czytają prac.
Na większości polskich uczelni obowiązkowe jest tylko sprawdzenie prac dyplomowych za pośrednictwem specjalnego portalu, który zawiera ogólnopolską bazę prac pisanych w poprzednich latach. Uczelnie, chcąc korzystać z tej strony, muszą wykupić abonament. Gdyby jakiś nauczyciel chciał na własną rękę sprawdzić tam np. pracę semestralną, musiałby z własnej kieszeni zapłacić 5 zł. Niestety, dość częstym przypadkiem jest sprawdzanie prac jedynie przez wyszukiwanie podobnych tekstów w popularnych wyszukiwarkach typu "Google". Tak bywa również na państwowych renomowanych uczelniach.
Nawet jeśli student zostanie przyłapany na oszustwie, nic poważnego mu nie grozi. Kończy się na ocenie niedostatecznej i pisaniu pracy od nowa. Na Zachodzie za coś takiego uczniowie są wyrzucani z uczelni, a w Polsce, jak dotąd, nie bardzo wiadomo, jak postępować. Często uczelnie nie mają jednolitego regulaminu i wypracowanych zasad reagowania na takie przypadki. Każdy wydział danej uczelni może wprowadzić własne przepisy. Cieszy fakt, że kary za plagiat wymierzane są w Polsce coraz częściej. Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu odebrał pewnej pani za plagiat tytuł magistra, a dodatkowo sąd skazał ją na osiem miesięcy robót publicznych. W innej sprawie, jednemu z pracowników uniwersytetu wstrzymano prawo wykonywania zawodu na 10 lat. Za każdym razem sprawa plagiatu naukowego była rozpatrywana przez komisję dyscyplinarną i kierowana do prokuratury. Poskutkowało, bo od roku nie było tam podobnych przypadków.
Polskie szkolnictwo wyższe niestety przeżywa głęboki kryzys. Z opublikowanego dzisiaj w "Tygodniu Powszechnym" raportu jakości kształcenia na studiach doktoranckich wynika, że studia trzeciego stopnia w Polsce stały się szkółką, która ma niewiele wspólnego z pracą naukową.
"Umasowienie studiów trzeciego stopnia, poza zyskiem finansowym dla uczelni, jest także kłopotem dla pracowników naukowych: muszą przyjmować więcej seminarzystów, przez co nie mają dla nich dostatecznie dużo czasu" – mówi ubiegłoroczny absolwent studiów doktoranckich na jednej z polskich uczelni ekonomicznych, aktualnie wykładowca. "Promotor powinien być mistrzem, za którym się podąża, a tak nie będzie, gdy w grę wchodzi nominacja na stopień naukowy i lepsza pensja, dlatego każdy, kto chce się czegoś nauczyć, musi włożyć w to wiele samodzielnej pracy" - dodaje.
Może oczekiwana długo reforma szkolnictwa wyższego coś zmieni... Na razie studenci najbardziej się obawiają, że może ona przynieść jedynie ograniczenie w postaci płatnego studiowania na dwóch kierunkach. Obecnie w Polsce dość często można spotkać osoby studiujące na dwóch, trzech, a nawet czterech kierunkach...
Na podstawie: tygodnik.onet.pl, PAP, inf.wł.
Komentarze
#1 Korupcja w Polsce na POrzadku
Korupcja w Polsce na POrzadku dziennym, a dorszowa baba, sluguska rezimu nic nie robi z tym paskudnym problemem. Zarabia 16 000 zl brutto/mies plus przywileje. Dorszowa Julcia Pitera twierdzi, iz pracuje. Dla niej 8 godzin nad herbata to haruwa. Fu.