Piszę o poszukiwaniu samego siebie


Na zdjęciu: Kristina Sabaliauskaitė, fot. Paulius Gasiūnas
Powieść historyczna różni się od zwykłej. Niektórzy pisarze niezbyt dbają o precyzję historyczną, ale ja do nich nie należę. „Silva rerum III” wyróżnia się tym, że prawie wszyscy bohaterowie są postaciami autentycznymi – mówi „Kurierowi Wileńskiemu” Kristina Sabaliauskaitė. Trzeci tom jej nasłynniejszej powieści ukazał się właśnie po polsku.



Do jakiego okresu przeniesiemy się, czytając III tom „Silva rerum”?


Akcja III części mojej powieści toczy się w latach 1748–1749, kiedy Wilno zniszczyły dwa wielkie pożary, z ekskursem do roku 1770 w epilogu. Inaczej mówiąc, to czasy saskie, polskiemu czytelnikowi znane z pamiętników Marcina Matuszewicza i Jędrzeja Kitowicza. Spróbowałam jednak pokazać inną odsłonę tej doby rokoko – stylu i kultury, zazwyczaj kojarzonej z frywolnością, pozłoceniami rocaille, porcelanowymi figurkami pastuszków i pastereczek, pudrem i białymi perukami. Ten okres kultury ma swoją ciemną stronę – eskapizm i fanatyzm, fascynację ezoteryką i egzotyką, kabałą, przekraczanie granic ludzkich doświadczeń, graniczące z szaleństwem, sadomasochizmem, wykorzystaniem młodości i niewinności, zamiłowaniem w utopiach, w teatrze i karnawałach, które miały odcień alternatywnej rzeczywistości. Nie przypadkiem na okładce III części jest kotara – zasłona iluzji, pod którą nic nie jest takie, jak wygląda na pierwszy rzut oka. Może być, że to powieść o poszukiwaniu samych siebie uciekających w wymyślone światy, w podświadomość, a może być, że to po prostu o ludzkiej samotności i bezradności.


Na zdjęciu: Kristina Sabaliauskaitė, fot. Paulius Gasiūnas

Powieść historyczna różni się od zwykłej. Niektórzy pisarze niezbyt dbają o precyzję historyczną, ale ja do nich nie należę. „Silva rerum III” wyróżnia się tym, że prawie wszyscy bohaterowie są postaciami autentycznymi – i stolnik czernihowski Piotr Antoni Narwojsz, i Marcin Mikołaj Radziwłł, i Rybenko, nawet kramarze wileńscy, których nazwiska znamy ze źródeł historycznych.


Na zdjęciu: pochodzę od tych dawnych polskojęzycznych Litwinów. Wileńska rodzina mojej babci rozmawiała po polsku, fot. Paulius Gasiūnas

Pani świetnie zna język polski. Czy jest Pani zadowolona z przekładu?

Tak, Kamil Pecela wykonał świetny przekład, jestem mu bardzo wdzięczna. Podoba mi się ledwie odczuwalny męski tembr tłumaczenia – przecież powieść jest opowiadana z punktu widzenia bohatera mężczyzny, w litewskim oryginale trzecia część też brzmi trochę inaczej niż poprzednie i to jest zgodne z oryginalnym zamiarem.

Skąd Pani zna polski?

Z domu. Pochodzę od tych dawnych polskojęzycznych Litwinów: wileńska rodzina mojej babci rozmawiała po polsku, a w dzieciństwie moja babcia i mama, kiedy chciały poplotkować na dorosłe tematy, przechodziły na polski. To była najlepsza zachęta, żeby jak najszybciej nauczyć się tego języka. Zresztą w mojej rodzinie zawsze uważano, że powinno się znać jak najwięcej języków, że to jest bogactwem, że wtedy w każdej z tych kultur możesz czuć się jak w domu. Mój dziadek znał aż osiem języków, babcia – pięć. Niestety, w moim dzieciństwie warunki sowieckie nie sprzyjały nauce języków, więc ja znam tylko pięć. Od czasów studiów polski uważam nie tylko za mój drugi ojczysty język, lecz także za drugi język działalności akademickiej – odbyłam staż na Uniwersytecie Warszawskim, moje referaty i artykuły są drukowane w polskiej prasie kulturalnej.


Na zdjęciu: Kristina Sabaliauskaitė z Olgą Tokarczuk – polską pisarką, laureatką Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 2018, fot. archiwum K. Sabaliauskaitė

W jakich językach już ukazała się „Silva rerum”?

Po łotewsku i po polsku, w trakcie jest kilka innych tłumaczeń.

Wspominała Pani o niedawnej premierze swojej książki. Proszę opowiedzieć o tym nowym wydaniu.

To jest powieść historyczna w dwóch częściach – „Cesarzowa Piotra”. Opowiada w pierwszej osobie o żonie cara Piotra I, Marcie Helenie Skowrońskiej, która była litewskiego pochodzenia – jak zresztą najlepszy przyjaciel cara oraz jej były kochanek Aleksander Mienszykow. To nie tylko trójkąt, lecz także zdarzenie się Wschodu oraz Zachodu w jednym toksycznym małżeństwie. To opowiadanie o przemocy, o czasie i o… zależności.

Mieszka Pani na stałe w Londynie, ale często odwiedza Wilno. Jak kwarantanna wpłynęła na zmianę tryby życia?

Fatalnie. W Londynie siedzę już czwarty miesiąc w domowym areszcie, na ulicy panuje wręcz paranoiczna atmosfera z powodu ograniczeń. Już pół roku nie widziałam swojej rodziny w Wilnie, a nigdy nie mieliśmy tak długiej przerwy. Brak możliwości podróżowania szkodzi mi. Z powodu tych wszystkich problemów kwarantannowych zupełnie nie mam możliwości ani czasu na pisanie.

Kristina Sabaliauskaitė

(ur. w 1974 r.) litewska pisarka, doktor historii sztuki. Przez pewien czas pracowała jako korespondent z Londynu dla litewskich mediów. W 2008 r. wydała I tom „Silva rerum” – twierdzi, że wówczas stała się pisarką. W 2012 r. opublikowała wybór opowiadań „Danielius Dalba i inne historie”.
Zagadkowy tytuł „Silva rerum” w tłumaczeniu z łaciny oznacza „las rzeczy”. Za czasów Rzeczypospolitej Obojga Narodów silva rerum to był rodzaj książki przechowywanej w domach szlacheckich, czasami prowadzonej przez kilka pokoleń i zawierającej rozmaite teksty, uważane za warte zapisania dla użytku wewnętrznego rodziny.

Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym Kuriera Wileńskiego”  nr 11(30) 13-19/03/2021