Palma bije, nie zabije!


U palmiarek w Wojewodziszkach, fot. wilnoteka.lt/Eryk Iwaszko
W Niedzielę Palmową mieszkańcy Wileńszczyzny święcą gałązki jałowca i bazi, a także tradycyjne wileńskie palmy uwite z suchych kwiatów, ziół i traw. Z pokolenia na pokolenie przekazywane jest przekonanie, że taka palma chroni dom przed wszelkimi nieszczęściami, pożarem, uderzeniem pioruna. Kiedyś palmą „święcono” niegrzeczne dzieci i amatorów cudzej własności. Tradycja wicia palm zrodziła się w podwileńskich wsiach na północny zachód od Wilna, malowniczo położonych wśród pól, łąk i pagórków ukształtowanych przez lodowiec.

Jedną z takich wsi są Wojewodziszki. Rodzina znanej palmiarki Stanisławy Rynkiewicz od pokoleń jest związana z tą miejscowością. Od pokoleń też wszystkie kobiety w rodzinie wiły palmy. Córka pani Stanisławy, Renata odnalazła w archiwum zdjęcie swojej praprababci z 1880 roku – palmiarki z Wojewodziszek, ale niewykluczone, że początki rodzinnego rzemiosła sięgają jeszcze głębiej.

Renata z dumą mówi, że w rodzinie nigdy nie brakowało talentów artystycznych: kobiety nie tylko wiły palmy, ale też pięknie szyły, wyszywały, śpiewały w kościelnym chórze i na weselach.

Stanisława Rynkiewicz wiła palmy odkąd pamięta. Wspomina, jak w czasach radzieckich w Niedzielę Palmową palmiarki były przepędzane przez milicjantów spod kościołów, jak niszczyli im palmy. W pamięci zapadł też pierwszy wyjazd na kiermasz kaziukowy do Polski. Na granicy z Polską radzieccy celnicy przetrzymywali ją niemal przez tydzień, polscy natomiast poczęstowali herbatą i kanapkami. Przywitanie w Toruniu, zainteresowanie palmami zrekompensowało wszystkie trudy podróży. „Z piekła trafiłam do raju” – wspomina. 

Swoje zamiłowanie do wicia palm przekazała córkom, Renacie i Alinie, które zgodnie twierdzą, że mama nie musiała ich zmuszać do pomocy, wszystko odbywało się naturalnie, w formie zabawy. Kiedy były małe, na palmach uczyła je rozpoznawania kolorów, roślin. Kiedy dorastały, pomagały mamie – to była swoista forma odpoczynku od innych zajęć. „Wszystko robiło się, «odpoczywając»: wysiewało nasiona kwiatów, pieliło, zbierało, suszyło” – dziś obie żartują sobie z przebiegłości mamy, ale natychmiast dodają, jak bardzo są dumne, że kontynuują rodzinną tradycję. Renata jest prawnikiem, Alina pracuje w logistyce, ale wolny czas pochłania im palmiarstwo.

Stanisława Rynkiewicz pamięta czasy, kiedy w każdym domu w jej rodzinnych Wojewodziszkach wiło się palmy... ale to już przeszłość. Dlatego wraz z córkami tak chętnie angażuje się w prowadzenie warsztatów wicia palm. Zachęciły do tego również ekipę Wilnoteki – dzięki temu powstały nasze pierwsze własnoręcznie wykonane palemki. Może nie takie zgrabne i symetryczne jak te wykonane przez mistrzynie, niemniej WŁASNE!

Galerię zdjęć ze spotkania z palmiarkami można obejrzeć tutaj

Choć prawdziwych palmiarek, dbających o zachowanie fenomenu rzemiosła artystycznego Wileńszczyzny jest coraz mniej, wileńska palma dzisiaj jest znana daleko poza granicami Litwy. Palmy z Wojewodziszek trafiły do wielu miejsc w Polsce, w Stanach Zjednoczonych. Stanisława Rynkiewicz wiła je dla Jana Pawła II, dla prezydentów Litwy i Polski, a nawet... na wesele do Indii. Otóż, pochodząca z Wileńszczyzny panna młoda postanowiła ozdobić salę weselną palmami, żeby zaprezentować swojej nowej rodzinie tradycje ziemi ojczystej.

Stanisława, Renata i Alina stale wymyślają nowe wzory i kształty, ale najbardziej lubią i cenią te tradycyjne, z których słynie ich rodzina: wałeczki, serduszka i korony świętego Kazimierza. I takie właśnie palmy w Palmową Niedzielę święcą w kościele.

Palma bije, nie zabije, za sześć noc – Wielka Noc!



Zdjęcia i montaż: Edwin Wasiukiewicz