Od szefa komunistycznej partii do prezydenta demokratycznej LItwy


Odejście Brazauskasa to nie tylko koniec biografii polityka, ale także zamknięcie ważnego i szczególnego rozdziału litewskiej historii - zauważa Irena Degutienė, przewodnicząca Sejmu Litwy. "Litewski dąb" - takie określenie przylgnęło do byłego prezydenta i premiera Litwy Algirdasa Brazauskasa. Barczysty, pokaźnego wzrostu, o potężnym głosie, ale spokojny i ponadto dyplomata. Zrównoważony i skoncentrowany. Potrafiący podejmować ważkie decyzje w najtrudniejszych sytuacjach. Z niezwykłą charyzmą. Umiał zmiażdżyć przeciwnika, najczęściej argumentami nie do podważenia. Wytrawny sportowiec (pchał kulą i żeglował), zapalony myśliwy. Wszyscy analitycy są jednoznaczni w ocenach - była to postać nietuzinkowa, niepowtarzalny polityk, filar litewskiej polityki ostatniego dwudziestolecia.
"Narodowe odrodzenie, próby otrząśnięcia się z sowieckiej przeszłości i wysiłki na rzecz demokratyzacji Litwy, wzmacnianie jej gospodarczych, obronnych i politycznyh struktur - już zawsze i nieodłącznie będą się kojarzyły z nazwiskiem Algirdasa Brazauskasa|" - powiedziała po jego śmierci przewodnicząca litewskiego sejmu Irena Degutienė w oficjalnym oświadczeniu.

Droga życiowa Brazauskasa pełna była zakrętów. Od inżyniera przez wpływowego prominentnego działacza komunistycznego do pierwszego prezydenta niepodległego demokratycznego państwa litewskiego.

Szkoła, studia - nic nie zapowiadało kariery politycznej. Jako inżynier budował elektrownię wodną w Kownie, ale awansować mógł tylko, przynależąc do partii. Już jako działacz komunistycznej partii Litwy piął się po szczeblach kariery politycznej. Został znaczącym ministrem w rządzie Litwy sowieckiej. W latach 80. stał się przywódcą litewskiej partii komunistycznej. "I wtedy pracowaliśmy dla dobra Litwy" - napisał później w swojej książce. Względem okresu sowieckiego w historii Litwy nie używał słowa "okupacja". Nie popierał żądań Litwy wobec Rosji o wypłacenie odszkodowań za ten czas. Był politykiem zawsze bardziej prorosyjskim, a już na pewno opowiadał się za ścisłą współpracą z Rosją. A jednak to Algirdas Brazauskas stał u steru partii i był inicjatorem odseparowania się od Koministycznej Partii Związku Radzieckiego. Może miało to wzmocnić gwałtownie padające pozycje partii. Na pewno jednak głównie ta decyzja wytrąciła politycznym konkurentom argument o sterowaniu partii przez Rosję. Nie był politykiem skrajnym, był za rzeczowym dialogiem z Rosją, ale 11 marca bezapelacyjnie podpisał się pod Aktem Niepodległości Litwy. Wcześniej zyskał sympatię Litwinów, głosując za natychmiastowym oddaniem wiernym wileńskiej katedry - symbolu litewskiej niepodległości.

W pierwszych dwóch latach litewskiej niepodległości został odsunięty od polityki, wówczas rej wodził Vytautas Landsbergis i jego ugrupowanie, ale powrócił w glorii w 1993 roku, kiedy to bezapelacyjnie wygrał pierwsze wolne wybory prezydenckie. Brazauskas pokonał kandydata prawicy miażdżącą przewagą głosów (ponad 60% głosów wyborców).

Trafiał do przekonań Litwinów, zjednywał postawą rzeczową i niepodważalnymi argumentami. Lata jego prezydentury przypadają na bardzo intensywny okres historii Litwy. To właśnie Algirdas Brazauskas wystosował prośby o przyjęcie Litwy do NATO i Unii Europejskiej, śledził wyprowadzanie rosyjskich wojsk z terytorium Litwy, w 1993 roku przyjął na Litwie papieża Jana Pawła II, to Brazauskas w 1995 roku w Izraelu przepraszał Żydów za udział Litwinów w Holocauście. Ta ostatnia decyzja nie przysporzyła mu popularności na Litwie. A już jawną wściekłość Litwinów wywołała decyzja o podpisaniu z Łotyszami memorandum o granicy litewsko-łotewskiej na Morzu Bałtyckim, umożliwiającym obu krajom dostęp do prawdopodobnych złóż ropy naftowej. Po roku Brazauskas był zmuszony odwołać swój podpis pod tym dokumentem.

Połowa lat 90. to okres ogromnych skandali korupcyjnych na Litwie. Brazauskas przyznał, że dużym błędem była nominacja na premiera Adolfasa Šleževičiusa. "Ale to był polityk, który potrafił oficjalnie przyznać się do swoich błędów" - to również jednoznaczne oceny postaci Brazauskasa.

Nie ubiegał się o reelekcję. Jako przyczynę podawał niezbyt szerokie uprawnienia prezydenckie na Litwie i uważał, że nadchodzi czas młodych polityków. Ale młodzi nie przyszyli, albo nie potrafili przyjść. Stary polityk Brazauskas powrócił, stanął u steru partii socjaldemokratycznej i przewodniczył jej aż do roku 2007. W 2001 roku został premierem Litwy. To był czas litewskiej prosperity, rosły litewskie wskaźniki makroekonomiczne, szybko wzrastał poziom życia Litwinów. Ale i tu Brazauskas nie ustrzegł się błędu. Przewidział go jednak. Wprowadził do władzy populistyczną Partię Pracy milionera Wiktora Uspaskicha. Niekończące się skandale polityczne, a jeszcze bardziej skandale korupcyjne, doprowadziły do upadku rządu Brazauskasa. Jednak to z jego rządami kojarzy się Litwinom okres świetnego, dostatniego życia. Był to czas zwrotów sowieckich wkładów rublowych (gratyfikacja strat wkładów bankowych poniesionych w czasie transformacji), bumu budowlanego, wzrostu emerytur i płac.

W 2006 roku Algirdas Brazauskas odszedł na emeryturę, ale dalej musiał walczyć, teraz już jednak - z chorobą. Najpierw z nowotworem prostaty, później węzłów chłonnych. O chorobie nikt nie wiedział, była ona skrywana. W 2009 roku Brazauskas oficjalnie przyznał się do choroby. Od tego czasu media z uwagą śledziły jego walkę z nowotworem. W chorobie bardzo wspierała go żona Kristina, razem pojechali na leczenie do Izraela. Społeczeństwo bardzo szybko wybaczyło byłemu prezydentowi głośny długoletni romans i małżeństwo z Kristiną Butrimienė. Przez lata romans ten budził wiele kontrowersji. Brazauskas skrywał go, a im bardziej skrywał, tym bardziej był on widoczny. Wszyscy wiedzieli, że romans trwał latami i że tylko dla pięknej Kristiny przeprowadzono prywatyzację dużego, wspaniale położnego hotelu w Wilnie. Macki korupcyjne bezpośrednio wiodły do premiera Algirdasa Brazauskasa.

Ostatecznie Algirdas Brazauskas rozwiódł się z pierwszą żoną, która nie stroniła od alkoholu. Media bezlitośnie pokazywały porzuconą żonę, żyjądzą prawie w nędzy. Niektórzy bronili byłego prezydenta, podkreślając dziwaczność pierwszej żony. Brazauskas rozwiódł też Kristinę, a jej mężowi podobno nie pożałował pokaźnej gratyfikacji. Para się pobrała, plotki ucichły. Algirads Brazauskas niejednokrotnie podkreślał, że jest z Kristiną bardzo szczęśliwy i żałował tylko, że zostało mu tak mało czasu, by z nią być. Gdziekolwiek bywali, bywali zawsze razem. Brazauskas miał z pierwszą żoną dwie dorosłe córki, które też zostały bardzo dokładnie prześwietlone przez media. Spekulacje ucichły, kiedy dowiedziano się, że zięć Brazauskasa walczy z rakiem. Poradził sobie, choroba się cofnęła.

Nie poradził sobie z chorobą sam Algirdas Brazauskas. Od początku tego roku stan jego zdrowia gwałtownie się pogarszał. Większość czasu Brazauskas spędzał w szpitalach. W lutym miał zapaść, nie dawano mu żadnych szans. Na chwilę powrócił. Udzielił jeszcze kilku ważnych i długich wywiadów. Źle oceniał pracę obecnego rządu. Martwił się o przyszłość Litwy. Zmarł w swoim domu, w sobotę, 26 czerwca, o godzinie 19.15.

Algirdas Brazauskas wniósł znaczący wkład w rozwój stosunków polsko-litewskich. To on jako prezydent Litwy podpisał z Lechem Wałęsą Traktat o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy. Negocjacje traktatowe trwały bardzo długo, strona litewska miała wiele zastrzeżeń, głównie w kwestiach historycznych, zwłaszcza określenia przyznależności Wilna w  dwudziestoleciu międzywojennym. Ostatecznie traktat udało się podpisać, Brazauskas niejednokrotnie później powtarzał: "Należy patrzeć w przyszłość, a nie wstecz".

Czy jednak już wtedy wiedział, że po piętnastu latach żaden z zapisów traktatowych nie zostanie zrealizowany? W tamtym czasie jednak podpisanie traktatu zintensyfikowało stosunki polsko-litewskie, częstsze stały się wizyty litewskich i polskich przywódców zarówno w Warszawie, jak i w Wilnie. Raz tylko Brazauskas odwołał swą wizytę w Warszawie, kiedy to miało dojść do podpisania ostatecznego porozumienia w sprawie pisowni nazwisk. Poszeptywano o polskich korzeniach Algirdasa Brazauskasa i rzekomo używanym w jego domu języku polskim. On jednak zdecydowanie odżegnywał się od tych pogłosek. Oficjalnie był za polsko-litewskim partnerstwem, ale w praktyce zachowywał duży dystans do Polski. To było bardzo zauważalne w jego polityce wobec Polski i Polaków. W tym jednak akurat nie był oryginalny.