Niezłomny duchowny, męczennik za wiarę XX wieku, ksiądz diakon Augustyna Piórko (3)


Grób ks. Augustyna Piórko w Kalwarii Wileńskiej, fot. kurierwilenski
3 marca 1942 roku, z samego rana, teren wokół seminarium otoczyły litewskie Saugumo i hitlerowskie Gestapo. Diakon Augustyn Piórko został aresztowany wraz ze wszystkimi profesorami oraz klerykami i osadzony w więzieniu na Łukiszkach. Trafił do celi nr 10 wraz z dwoma bliskimi kolegami – Mieczysławem Łapińskim i Józefem Rutkowskim.





Swój pobyt w celi więziennej traktował jako rekolekcje zamknięte „z woli Bożej”. Udało mu się powiadomić matkę i siostry o swoim aresztowaniu. W trakcie doprowadzania na przesłuchania do siedziby Gestapo w pudełkach od zapałek wyrzucał listy do matki i sióstr, które pisał drobniutkim pismem na skrawkach papieru, a które to listy znajdowali i dostarczali rodzinie przygodni przechodnie.

Kochana Mamusiu!
Piszę te słowa z nowego miejsca pobytu, gdzie się wcale niespodziewanie znalazło całe seminarium, z władzą na czele. Wiele marzeń prysnęło jak bańka mydlana – to prawda, ale nad wszystko proszę się zbytnio o mnie nie martwić i troską o mnie nie nadwyrężać zdrowia, gdyż to byłoby obustronną, wielką stratą. Nad nami bowiem czuwa Bóg, który z największego zła potrafi dobro wyprowadzić. Te rekolekcje mogą i dla mnie przynieść wielki pożytek, jeżeli obecne upokorzenia Bóg raczy przyjąć za liczne zniewagi, jakie mu wyświadczyłem. A jedyną moją otuchą, nadzieją i radością jest Opatrzność i Miłosierdzie Boże oraz to, iż wiem, że Mamusia i Rodzeństwo są zdrowi, na wolności i o mnie pamiętają. Za co siedzę – tego nie wiem, jak również nie wiem, kiedy będę zwolniony, lecz mam nadzieję, że kiedyś, a może i niedługo, to nastąpi. Gdyby było inaczej – też proszę nie rozpaczać, lecz tak jak myśmy to uczynili – zdać się całkiem na wolę Bożą i wszelkie niespodzianki znosić z właściwym sobie męstwem i bohaterstwem. Tak będzie, jak dalej losem Bóg pokieruje. A więc w górę serca i niech tak będzie, jak Bóg chce. My prosimy Boga o wolność i zawsze polecamy Jego opiece tych, którzy o nas pamiętają, gorąco modląc się w intencji Kochanej Mamusi i całej Rodziny. Jeszcze raz proszę o męstwo w boleściach serca i o spokój w przeżywaniu smutnych chwil. Kochanej Mamusi serdecznie całuję rączki, ściskam Basię i całe Rodzeństwo, pozdrawiam krewnych i znajomych.
Gutek
(list z więzienia, 9 marca 1942 r.)


Klepsydra z 1942 roku

…To, co się stało, stało się z woli Bożej i tak będzie, jak tego Bóg zażąda. Bóg jest z nami i nic się nam złego stać nie może. Do niego się z ufnością gorąco modlimy i mamy nadzieję, że wcześniej czy później ujrzymy wolność – odrodzeni na duchu – umiejący szanować, cenić i kochać to, o czym przedtem prawie się nie myślało…
(list z więzienia, 13 marca 1942 r.)
 
Z ostatniego przesłuchania na Gestapo wrzucili go do celi skatowanego, niemiłosiernie pobitego i nieprzytomnego, gdzie do 1 kwietnia 1942 roku leżał w gorączce i majaczył, chwilami tylko odzyskując przytomność. Koledzy współwięźniowie wołali o pomoc dla nieprzytomnego Augustyna, ale nikt nie reagował na ich krzyki, wołania i walenie w drzwi celi. Po kilku dniach został przewieziony, nadal nieprzytomny, do Szpitala Zakaźnego na Zwierzyńcu, gdzie był pilnowany dzień i noc przez uzbrojonych wartowników Gestapo. Lekarze nie podali prawdziwych przyczyn agonii duchownego, poinformowali rodzinę, że jest chory na tyfus plamisty, zapalenie płuc i powikłania wywołane zapaleniem opon mózgowych. Najbliższej rodziny – matki ani sióstr nie wpuszczono do umierającego. Augustyn umarł samotnie w szpitalu 13 kwietnia 1942 roku, w wieku 28 lat, nie odzyskując przytomności.
 
Gestapo wileńskie nie chciało wydać ciała zmarłego księdza diakona, ale po wielkich staraniach oddano je zbolałej matce i siostrom. Do trumny, w szaty kapłańskie ubierali księdza diakona Augustyna księża, przyjaciele z Kalwarii Wileńskiej – ks. Jan Matwiejczyk i ks. Witold Szymczukiewicz. Nie pozwolili ani matce, ani siostrom pożegnać się ze zmarłym, gdyż widok jego ciała był przejmujący w wyniku tortur i pobić.
Uroczystości pogrzebowe rozpoczęły się 14 kwietnia i przerodziły się w wielką manifestację mieszkańców Wilna. Kondukt żałobny prowadzony przez proboszcza Kalwarii Wileńskiej, księdza Stanisława Tracewskiego, z udziałem licznych księży podążał głównymi ulicami miasta od Zwierzyńca przez Łukiszki do mostu Zielonego, ulicą Kalwaryjską aż do Kalwarii Wileńskiej. Zaskoczeni tym Niemcy wstrzymywali ruch uliczny, a żołnierze niemieccy i oficerowie mijający trumnę z ciałem śp. księdza Augustyna zatrzymywali się i salutowali.
Po nabożeństwie żałobnym w Kalwarii Wileńskiej trumnę pozostawiono w kościele do rana. W czasie Mszy świętej pogrzebowej z udziałem wielu przybyłych kapłanów i licznie zgromadzonych wiernych płomienne kazanie wygłosił ks. Witold Szymczukiewicz, późniejszy kapelan 3 Brygady Wileńskiej AK „Szczerbiec”(pseudonim „Mimoza”). Poświęcił je w całości zamęczonemu księdzu diakonowi Augustynowi Piórko, koledze i przyjacielowi. Nie bacząc na konsekwencje, z odwagą mówił o jego pięknym, choć krótkim życiu, o okrucieństwach i męczeństwie, jakiego doznał. Mówił o śladach tortur, o biciu po głowie gumowymi pałkami i o tym, w jakich cierpieniach umierał duchowny. Po Mszy św. złożono diakona do grobu w kwaterze księży przy samym kościele.
 
Nieraz sam się zastanawiałem, co mną kieruje i dlaczego co jakiś czas wracam do tej tragicznej, męczeńskiej śmierci mojego Wujka. Myślę, że odbywa się to za sprawą nieżyjącej już mojej Matki – Elżbiety Kamińskiej z Piórków, najmłodszej siostry ks. Augustyna. To właśnie moja Matka od najmłodszych moich lat opowiadała mi o życiu i tragicznych dniach więzienia, śmierci i pogrzebie Wujka. Była z nim bardzo związana uczuciowo jako najmłodsza siostra, urodzona kilka miesięcy po zamordowaniu ojca i wychowywana tylko przez matkę.
Przez długie lata moja Matka nie mogła się pogodzić ze śmiercią ks. Augustyna. Nie mogła się pogodzić z tym, że spośród aresztowanych profesorów, księży, alumnów i kleryków Wileńskiego Archidiecezjalnego Wyższego Seminarium Duchownego on jeden musiał złożyć ofiarę najwyższą – ofiarę życia, na niespełna miesiąc przed święceniami kapłańskimi.
 
Z jej wspomnień i opowiadań jej matki, a mojej Babci, oraz ze wspomnień sióstr, licznych krewnych, znajomych i księży wynikało, że Gucio, jak na niego mówiła, był wspaniałym synem i bratem, o wszechstronnych zdolnościach, również artystycznych.
W relacjach z ludźmi uchodził za osobę radosną, pogodną, nastawioną do wszystkich przyjaźnie. Dzięki swojej otwartości był bardzo lubiany przez wszystkich, a szczególnie przez dzieci i młodzież. Rozmowa z nim i przebywanie w jego otoczeniu dawało poczucie wyjątkowego spokoju, wyciszenia i radości. Był bardzo aktywny, udzielał się bardzo mocno w życiu wspólnoty seminaryjnej, brał żywy udział w rozmowach, dyskusjach, wymieniał wrażenia i informacje na różne, nieraz trudne i kontrowersyjne tematy, wyciszał kłótnie, wygaszał spory i antagonizmy narodowe.
Ksiądz diakon Augustyn Piórko wybrał drogę kapłaństwa, bezgranicznie zaufał Bogu a przez całe swoje życie starał się naśladować Chrystusa, poddając się jego woli. Jego drogowskazem kapłańskim były słowa św. Pawła: „Oto idę, abym czynił, o Boże, wolę Twoją”. Te słowa były wypisane na jego obrazkach prymicyjnych, ale nie zdążył już ich rozdać…
Wierzył, że Bóg powołał go do życia i kierował nim według własnej woli, że odwoła go, kiedy nadejdzie właściwy czas.
Wierzył, że świat nie kończy się na nas, że jest sprawiedliwość, prawo i prawda, za którymi należy podążać, którym trzeba służyć, strzec jak wartości najwyższych i zaufać jak Ojcu.
Nie mógł się pogodzić z utratą wolności i niepodległości przez Polskę i Polaków, a w rozmowach oraz kazaniach podtrzymywał wilnian na duchu w tych ciężkich dniach. Nie bał się mówić o nadziei odzyskania wolności, o Polsce niepodległej i odrodzonej. Wszyscy go za to lubili i podziwiali.
Wierzył i często o tym mówił, że z największego zła Bóg potrafi wyprowadzić dobro.
 
Fot. archiwum
 
Gabriel Kamiński
siostrzeniec diakona 
Gdańsk 2018
Odc. ostatni