Nie da się zatrzymać wycieku ropy

Prezydent USA udał się do jednego z pięciu zagrożonych stanów - Luizjany. Po wylądowaniu, stojąc w strugach ulewnego deszczu, powiedział, że sytuacja jest bardzo poważna. "Mamy do czynienia z wielką, potencjalnie bezprecedensową, katastrofą ekologiczną" - mówił.

Obama poinformował, że plama ropy znajduje się 15 kilometrów od wybrzeża Luizjany i powiększa się o 750 tysięcy litrów dziennie. Prezydent USA przyznał, że nie da się szybko zatamować wycieku. Ropa, która wciąż wycieka z odwiertu, może poważnie zniszczyć gospodarkę i środowisko stanów położonych nad Zatoką Meksykańską. "Taka z sytuacja może trwać długo" - ocenił.

Powiększająca się plama ropy zagraża nie tylko środowisku Zatoki Meksykańskiej, ale również gospodarce południowych stanów USA, gdzie istotną rolę odgrywa przemysł rybny. Według ekspertów trwałe zabezpieczenie szybu naftowego może zabrać nawet 3 miesiące. Wczoraj amerykański rząd zakazał połowów wzdłuż wybrzeża Luizjany, Missisipi, Alabamy i części wybrzeża Florydy. Rybacy mają otrzymać rekompensaty.

Lamar McKay, prezes brytyjskiego koncernu BP, do którego należała platforma wiertnicza, która eksplodowała i zatonęła w wodach Zatoki Meksykańskiej, odpierał na antenie telewizji ABC zarzuty, jakoby przyczyną katastrofy było nieprzestrzeganie procedur bezpieczeństwa. Jego zdaniem zawiódł element wyposażenia platformy, który w razie awarii lub eksplozji powinien zatamować szyb. Jak podkreślił, wciąż trwają próby jego aktywacji.

Na podstawie PAP