Na wileńską Zajęczą w poszukiwaniu noworocznego szaraka z horoskopu


Ulica Zajęcza wygląda na całkowicie bezludną, fot. M. Paluszkiewicz
"Kurier Wileński", 30.12.2010
Bialutki jak śnieg, chyży i zwinny, a tak tchórzliwy — wszystkie te określenia dotyczą zająca bielaka, który — według wschodniego horoskopu — w nadchodzącym roku będzie Panem i Władcą — Symbolem — zbliżającego się roku 2011.

Co prawda, ten zaszczytny tytuł będzie dzielił z królikiem oraz kotem. Astrolodzy nie mogą się ze sobą dogadać, czyj będziemy mieli rok: zająca, kota, czy też królika.

Na przykład Moskwa wybrała symbolem na 2011 rok Zająca na snowboardzie. Już na początku grudnia całe miasto zostało świątecznie przystrojone. A przed wejściami do większych sklepów stoją ponadto nadmuchiwane dwumetrowe zające.

Natomiast Chińczycy opowiadają się za królikiem i kotem, bo według ich kalendarza te zwierzęta mają panować.

Nam do gustu przypadł zając, przy tym nie bielak, wpisany z racji na swą rzadkość do Księgi Czerwonej (czyli zwierząt strzeżonych), ale nasz szkodnik — szarak, tak często jeszcze odwiedzający nasze sady i podgryzający sobie korę młodych drzew. Wybaczmy „rodakowi” tę wadę (bo któż wad nie ma) i udajmy się na jego poszukiwanie. Bez zaczajania się w zaroślach ze strzelbą. Niech żyje dosłownie i w przenośni – w nazwie ulic, a takowe prawie każde miasto Polski ma. Są też na Litwie i, oczywiście, w Wilnie.

Znajduje się taka ulica u wylotu szosy niemenczyńskiej. Zresztą, gdzie by się znajdować miała, jak nie tu — wśród wiekowych sosen, wśród tej pokrywy z mchu. Co prawda, mchu z każdym rokiem jest mniej – wykopywane doły pod kolejne fundamenty dają znać o sobie.

Mimo że ziemia tu jest na wagę niemal złota, nawet w czasach kryzysu domy tu rosną jak grzyby po deszczu i starych mieszkańców tych terenów ze świecą tylko szukać. Dawne drewniane dacze letniskowe są tu właściwie już muzealnymi eksponatami. Mocno zapuszczonymi, dożywającymi ostatnie chwile.

Mieszkańcy tych domów są jacyś zastraszeni, drzwi nie otwierają. A już jeżeli je uchylą, to też oglądając się na strony coś niecoś opowiedzą o tych miejscach, tych domach. Nie podając w żadnym wypadku nazwisk, najwyżej imię – tak jak właścicielka drewnianego domu, stojącego na początku ulicy Zajęczej, pani Teresa. Na stałe mieszka tu już lat dwadzieścia, od śmierci babci, która to połowę tego rodzinnego domu dla niej zapisała.

Całe dzieciństwo Teresy związane jest z tymi miejscami. Spędzała u babci wszystkie wolne dni i wakacje. Z zazdrością spoglądała na przeciwległą stronę ulicy, gdzie to kipiało życie — tu rozlokowany był obóz pionierski. Tak jej się wtedy tych apeli chciało, tych zabaw, dzieci, ale babcia ani słyszeć o tym nie chciała: „Będziesz mi tam duchem sowieckim przesiąkać. Pomagaj mi grzędy pleć, jagody w lesie zbieraj, a wieczorem ze mną pacierz odmawiaj, aby kiedykolwiek ziemię nam zwrócono”.

Babcia doczekała niepodległości, ale zwrotu swej ziemi — nie. Tylko małej parceli przy domu i jego połowy. Drugą obcy ludzie zajęli. „Ani remontują, ani sprzedają, chcą byśmy stąd wyszli, więc boimy się, żeby nas nie podpalili” – powie Teresa i zamknie drzwi.

Nie lepiej będzie w innych domach. Ba, nie domach, a faktycznie twierdzach, ogrodzonych wysokimi parkanami i wyposażonymi w kamery. Co prawda, właściciel kamienicy pod numerem 9 widząc nieznajomych pod swymi oknami wyjdzie, by zapytać, kogo szukamy.

Chętnie opowie, że on, jak też jego sąsiedzi są na tych terenach nowicjuszami, mieszkają tu od lat pięciu. Kupili działki, na której uprawiano ziemniaki. Za ile? Uśmiechnie się i powie: „Nie tanio”.

Jest zadowolony, odległość do centrum bliska, miejsce ciche, sąsiedzi ze sobą zaprzyjaźnieni — co więcej człowiekowi do szczęścia trzeba? Na Starówkę, gdzie dotąd jego czteroosobowa rodzina mieszkała, nie wróciłby za żadne pieniądze.

Czy na Zajęczej są zające?

— Zajęcy to raczej nie ma – mówi, – ale lisy i sarny czas od czasu nas odwiedzają. I kontynuuje: „Byłem kiedyś myśliwym, ale teraz strzelby do rąk nie biorę – z biegiem lat człowiek robi się coraz bardziej sentymentalny, zresztą, taki codzienny kontakt z przyrodą zmusił mnie inaczej spoglądać na las i na jego mieszkańców – mówi gospodarz, życząc byśmy jednak zajączka spotkali, bo to niezwykle miły zwierzak. „Cieszę się, że nasza ulica nazywa się Kiškių, a nie np. jak obok – Gaidžių. Nie dziwię się, że gospodarz jednego z domów, mimo że teoretycznie należy do Gaidžių – przemeldował się do nas, czyli na Kiškių. Sam bym też nie chciał przy takiej ulicy mieszkać” – z uśmiechem mówi żegnając się z nami gospodarz.

W tym miejscu przypominamy sobie, że w żargonie więziennym – gaidys – to najbardziej poniżające przezwisko dla mężczyzny, gwałciciela.

W tym to wesołym nastroju pokonujemy całą ulicę, a faktycznie nieduży w latach sowieckich zaułek Ežėrelių, który — jak powiedział „Kurierowi” Antanas Rimvydas Čaplinskas, wiceprzewodniczacy Komisji do Spraw Nadania Nazw Ulicom — został przemianowany na Kiškių w roku 1971. W tych też latach powstała obok ulica Gaidžių. A kontynuacją króciutkiej Kiškių – pięć domów – jest oczywiście Kopūstų. No, bo jak by zając żył bez kapusty!

W tej wyprawie nie spotkaliśmy ani bielaka, ani szaraka, ani zająca innej maści, bo przecież jest panicznie lękliwy. Bardzo łatwo ulega przestraszeniu, a wówczas doznaje szoku, podczas którego zaczyna panicznie uciekać, rozbijając się o napotkane ściany, ogrodzenia. A może ukrył się w tym opuszczonym od lat obozie pionierskim? Ale chyba nic z tego, bo tak te budynki wyglądają żałośnie i dosłownie straszą, że gdzie by nasz szarak się odważył.

Wracamy tym niemniej podnieceni, że spotkanie z zajączkiem w tym roku na pewno nastąpi. Dla każdego, kto świętuje Wielkanoc. Bo przecież zajączek wielkanocny kojarzony jest ze świątecznym rekwizytem tego wielkiego święta.


ZAJĄC

W jego budowie charakterystyczną rzeczą jest to, że ma on znacznie dłuższe nogi (skoki) tylne niż przednie, oczy osadzone całkowicie na bokach oraz uszy dłuższe od głowy. Skóra zająca (smuż) pokryta jest kożuchem (turzycą), który ma włos w zimie dłuższy i gęściejszy, w lecie zaś krótszy i bardziej rzadki.

Zając ma długość do około 75 cm, wysokość 30 cm, omyk długości 8-10 cm, skoki przednie 20 cm, tylne 36 cm, masa 3-5 kg. Maksymalny wiek zająca 8-10 lat.

Zając jest najpospolitszą u nas w kraju zwierzyną. Żywi się trawą, koniczyną, burakami, marchwią, ziemniakami, kapustą, rzepakiem, seradelą i oziminami zbóż. Pietruszka, kapusta i buraki stanowią największy jego przysmak. W zimie zające wchodzą w nocy do ogrodów i tam obgryzają głąby kapusty i korę z drzew owocowych, pączki drzew i krzewów. Zające żerują  wieczorem i wczesnym rankiem, a czasami również w nocy; w dzień wypoczywają w kotlinach.


Co nam 2011 Rok Zająca (Kota) przepowiada

Miękki, łagodny zajączek lub puszysty kot — nie czyni człowiekowi nic złego. Więc rok, któremu patronują, zapowiada się spokojniejszy od innych. Wyciszą się emocje w niektórych skłóconych rodzinach i konfliktujących małżeństwach.

Rok, któremu patronuje zając, wyprowadza wiele osób z tarapatów finansowych. Udane małżeństwo lub miłość, dobre zdrowie i uczciwie zarobione pieniądze – to wszystko droga jeśli nie do szczęścia, to do spokoju, dobrego stanu ducha, stabilizacji.
Klucz do pomyślności jest w nas samych. Nie należy chodzić ciągle z głową w chmurach, być zakłopotanym i nerwowym. Taki stan ducha nie sprzyja sukcesom.

Gwiazdy doradzają: „Odpocznijcie w Roku Zająca!”. Ubiegłe lato było ciężkie – powodzie, upały, pożary.
Takie zjawiska nawet astrolodzy nie mogą przewidzieć. Stąd wniosek, że musimy być gotowi na dobre i na złe. Zachowajmy więc pogodę ducha.

Rok Zająca daje nadzieje na bliższe kontakty z przyjaciółmi, lepsze, spokojniejsze życie.

Według Kalendarza Rodziny Wileńskiej