Na śmierć lita


Ten najcenniejszy banknot, przygotowany przez Bank Litwy, już nigdy nie wejdzie do obiegu.... fot. www.lb.lt
Stało się. Komisja Europejska wyraziła zgodę na wprowadzenie na Litwie euro i od 1 stycznia 2015 r. zastąpi ono lita. Zaledwie po 21 latach kończy swój żywot lit, cudownie reinkarnowany po okresie sowieckim. Władze litewskie - niezrażone kryzysem finansowym w Europie, gigantyczną różnicą potencjałów gospodarczych najbogatszych państw strefy Euro i Litwy, totalnego zadłużenia Grecji, Hiszpanii czy Włoch - uparcie wprowadzają euro.
Szkoda nieboszczyka lita, "żył tak krótko", ale bez niego, za to z euro, ma być lepiej, dostatniej i bezpieczniej. Rządzący politycy i cały zastęp ekonomistów i bankierów - ludzi w końcu wykształconych, rozumnych i znających się na rzeczy - mówią, że za sprawą euro, jak za dotknięciem magicznej różdżki, odejdą precz problemy. Będą nowe inwestycje i wzrośnie PKB. Ucieszą się też pewnie emigranci. Jak przyjadą z takiej Irlandii czy z Niemiec do domu na wakacje, to nie będzie trzeba tych, w pocie czoła zarobionych pieniędzy, przeliczać i wymieniać. Tam euro, tu euro - wygoda.

Dziwię się, że jeszcze nie wszystkich te argumenty przekonały, bo 48 procent mieszkańców Litwy euro nie chce. Nie wszystko jednak stracone, może niedowiarki czy eurosceptycy zmienią zdanie pod wpływem nowego - dodam - mocnego argumentu pana premiera. Otóż Algirdas Butkevičius oświadczył, że "w obecnej sytuacji geopolitycznej, sytuacji zagrożenia ze strony Rosji, wejście Litwy do strefy euro ma szczególne znaczenie".

Doprawdy nie wiem, w jaki sposób posiadanie przez Litwę euro miałoby ją zabezpieczyć przed agresywnymi działaniami ze strony Rosji. Właściwie dlaczego zachodni Europejczycy mieliby umierać za Wilno zagrożone przez Rosjan? Czy dlatego, że prawnym środkiem płatniczym nad Wilią jest euro? Wolne żarty. Być może nie rozumiem geopolityki, ale w ogóle jakoś do mnie ta argumentacja nie trafia. Zresztą tak samo, jak podobne do słów premiera Butkevičiusa stwierdzenia kilku czołowych polityków znad Wisły. Rozmyślając o tym bezpieczeństwie, które ma zapewnić nam wspólna waluta, przez chwilę zacząłem się zastanawiać nad tym, czy aby moja percepcja polityki międzynarodowej nie jest ograniczona. Zaczęły mną targać wątpliwości, było już o krok od frustracji, ale z odsieczą przyszedł, uwaga(!), Marek Belka, prezes Narodowego Banku Polskiego.

Działo się to jeszcze przed aferą taśmową, gdy na Ukrainie było gorąco, a tzw. władze Autonomicznej Republiki Krymu zwróciły się do Moskwy z prośbą o przyjęcie w skład Federacji Rosyjskiej, prof. Belka udzielił wywiadu Bloomberg Businessweek. Wypowiedział takie oto słowa: "Samo posiadanie euro w wypadku konfliktu zbrojnego Polski nie uratuje. Do takiego konfliktu mamy jednak jeszcze lata świetlne". Jakkolwiek ujawnione nagrania rozmów Marka Belki z ministrem Bartłomiejem Sienkiewiczem skompromitowały ich obu, a prezes NBP nigdy nie należał do osób bliskich mi ideowo i politycznie, to chyba nikt nie zaprzeczy, że na ekonomii i finansach zna się, jak mało kto w Polsce. 
 
Gdy analizowałem słowa Belki, naszła mnie pewna refleksja natury historycznej. Otóż, nie tak w końcu dawno, bo przed ćwierćwieczem, obowiązującą walutą na Litwie był rubel, podobnie jak i w innych 14 republikach Związku Sowieckiego. Czy posiadanie wspólnej waluty przez Rosjan, Gruzinów, Bałtów, Azerów oraz dziesiątki innych narodowości byłego ZSRS zmieniło bieg dziejów i zapobiegło secesji poszczególnych obszarów i rozpadowi tego największego państwa na Świecie? Nie! Tak samo jak wspólna czechosłowacka korona nie stanowiła żadnej przeszkody na drodze do zerwania federacji i powstania dwóch odrębnych organizmów państwowych, z których jeden ma euro, a drugi uparcie trzyma się korony. Rubel nie obronił integralności Związku Sowieckiego, nie przypuszczam więc, aby fakt, że jakieś państwo znajduje się w eurozonie miał wpływ na jego bezpieczeństwo.

Jestem natomiast niemal przekonany, że euro na Litwie spowoduje istotne zmiany w samopoczuciu wielu jej mieszkańców. Z tym, że ich nastrój raczej będzie się pogarszać niż polepszać. Jak dotychczas w każdym z państw, które zdecydowały się na wprowadzenie euro, nastąpił wzrost cen towarów i usług. Litwa już dziś nie należy do tanich. Podstawowe produkty są droższe niż w Polsce, w Niemczech jest jeszcze taniej. O jakości towarów lepiej milczeć, by nie drażnić czytelników z Wilna. A tymczasem doświadczenie wskazuje, że po 1 stycznia 2015 r. na Litwie będzie jeszcze drożej.

Niewykluczone też, że dojdzie do kolejnej bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości. Stopy procentowe Europejskiego Banku Centralnego są bardzo niskie, w związku z tym po przystąpieniu do strefy euro kredyty na Litwie potanieją. Boom, spekulacje, łatwy tani kredyt, a potem … polecam przyjrzeć się Hiszpanii. Może jednak zbyt czarno to widzę. Litwę opuściło za chlebem 700 tys. mieszkańców, czyli około 20 proc. populacji z początku lat 90. (bez wątpienia europejski rekord, chociaż - zdaniem wielu - są to dane "optymistyczne"...). Dodam jeszcze, że głównie ludzi młodych, którzy niespecjalnie garną się do powrotów. Więc może nie będzie komu brać kredytów.    

Naprawdę współczuję mieszkańcom Litwy, a zwłaszcza tym 250 tys. z jej wschodniego kawałka - przez wrodzony pesymizm nie sądzę, by ceny w ich kraju pozostały na obecnym poziomie. Jeśli wzrosną istotnie, odbije się to też na turystyce. Przyjedzie mniej Polaków. Zresztą liczba polskich turystów i tak się zmniejsza, co w Wilnie słychać, widać i czuć nawet podczas długich weekendów: "majówek", na Boże Ciało. Trudno nawet się temu dziwić, jeśli w większości wileńskich restauracji nie ma nawet menu po polsku. Pal sześć Polaków, być może nawet niektórzy Litwini się ucieszą, że nie muszą oglądać tych rozmodlonych pielgrzymów pod Ostrą Bramą i hałaśliwych grup szukających (coraz rzadszych już) polskich śladów w tym mieście. Gorzej, że masowo ostatnio przybywający tu na zakupy Białorusini, a nawet Rosjanie, raczej także ominą Litwę i wybiorą tańszą Polskę.

Sądzę, że niejeden polski przedsiębiorca już myśli o wzroście obrotów i większych zarobkach dzięki klientom z Litwy, a także Rosjanom, którzy zamiast do Wilna, przyjadą do Polski na zakupy. Przeglądając w Internecie komentarze pod informacjami o przyjęciu euro przez Litwę, znalazłem m.in. takie: "Gratuluję handlowcom ze ściany wschodniej, wzrost obrotów pewny" albo "Jak już będziecie w strefie euro, zapraszamy do Polski na zakupy". Być może są to zwykłe złośliwości internautów albo pobożne życzenia sklepikarzy. Moim zdaniem jest to raczej poparta doświadczeniem przenikliwość. Polacy z roku na rok wykazują się coraz większym pragmatyzmem. Widać to m.in. na przykładzie niechęci do przyjęcia euro.

Większość z ankietowanych Polaków boi się zastąpienia złotówki przez euro. Coraz mniej osób - w porównaniu z poprzednimi latami - kupuje  bajki polityków i "banksterów" (jak nazywa ich ekonomista i były wiceprezes Narodowego Banku Polskiego prof. Krzysztof Rybiński) o dobrodziejstwach wspólnej waluty. W tym Polacy, może nieświadomie, ale upodabniają się do znanych mi dobrze Czechów. Ach, gdyby jeszcze zaszczepić moim rodakom kilka innych typowo czeskich cech charakteru: pragmatyzm, dystans wobec tego, co o nich myślą i mówią na Zachodzie, zdroworozsądkowe myślenie, wreszcie tak potrzebny, zwłaszcza obecnie Polakom, egoizm narodowy. Czesi to jednak zupełnie inny temat, który 
nie ma nic wspólnego ze "śmiercią lita", choć - jako kraj mniejszy i bardziej neutralnie postrzegany (w końcu to od nich Młodolitwini zapożyczyli alfabet i czcionki, by się różnić od Polaków), a niechętny euro, może dać wiele do myślenia także nad Niemnem. 

Za pół roku rozpoczną się więc handlowe pielgrzymki z Litwy do polskich sklepów i sieciowych dyskontów. Ich skala będzie jeszcze większa niż dotychczas. W weekendy na drogach północno-wschodniej Polski człowiek zobaczy zapewne więcej aut na rejestracjach litewskich niż polskich. Jedni zarobią, drudzy oszczędzą - i dobrze, handel oraz wspólne interesy ludzi zbliżają. Już dziś w Suwałkach czy Augustowie z myślą o klientach zza granicy - "o braciach" Litwinach - pojawiają się reklamy i napisy w ich języku ojczystym. Jeśli Was, bracia Litwini, będzie u nas więcej, to nawet - jak znam swoich rodaków - i Waszego języka się nauczą, bo dzięki Waszym euro się wzbogacą. A poza tym u nas nie ma, na szczęście, ustawy o języku państwowym... 



"Bajki" (obraz wykorzystany na awersie nosi tytuł "Bajka Królów") nie będzie. 
Mikołaj Konstanty Czurlanis i jego twórczość przegrały z europeizacją Litwy.
Więcej szczęścia miał inny Litwin, król właśnie, Władysław Jagiełło.
Co prawda w Polsce został "niżej wyceniony" i ma o jedno zero mniej,
ale pewnie 
długo jeszcze będzie wędrował po portfelach...

Komentarze

#1 jeremiah to baublis. dzicz.

jeremiah to baublis. dzicz.

#2 Komleptne bzdury! Autor nie

Komleptne bzdury! Autor nie ma zielonego pojęcia o czym pisze. Nie wchodząc w szczegóły samego pomysłu euro, czy jest się jego krytykiem czy nie należy mieć na uwadze: 1 nie chodzi o bezpieczeństwo militarne tylko systemu finansowego. Kilka lat temu Rosjanie o mały włos nie wywrócili systemu bankowego Łotwy. Przyjęcie euro zapobiega grze na kursie waluty i wprowadza Litwę do stabilnego rynku! Kolejna bzdura - nie doszło do podwyżek w krajach które przyjeły euro w ostatnim czasie! W Słowacji czy na Łotwie, jest wiele mechanizmów, które pozwalają na uniknięcie tego problemu. Tak było ale np: w bałaganiarskich Włoszech. Od kiedy to Belka, komunista i absolwent komunistycznego słabiutkiego uniwersytetu w Łodzi wyjeżdżający na staże jako TW jest dla autora autorytetem w dziedzinie ekonomii? Kolejne bzdury - Słowacy przyjeżdżają na zakupy do Polski jak przeyjeżdżali, ani mniej ani więcej.. Czesi też chociaż euro nie przyjęli. Tak samo Rosjanie z Kaliningradu! Bo Polska jest po prostu tanim krajem. Koniec i basta. Po co teorie wyssane z palca? Bańka na rynku nieruchomości była i jest na zupełnie rynkach. Hiszpania ze swoimi "costas" to nie mała Litwa. Znowu dwója ze znajomości rynku! Lit jest tani!!!! Stopa procentowa to 1,5%. A więc kolejna bzdura! Ręce opadają! Nie jestem zwolennikiem euro w Polsce, nie teraz ale pisanie bzdur i andronów przez amatorów intelektualnej taniochy przeraża!

#3 Aa ja nie chcem tego jura!

Aa ja nie chcem tego jura!

#4 Litwini sie sami zalatwili.

Litwini sie sami zalatwili. Polska mimo podleglosci totalnej wobec jurokolchoza ze swoja zlotowka bedzie zawsze "better off" od zony juro. My Polacy nie damy sie zniewolic, zloty to ostatni znak polskosci!

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.