Moje pożegnanie komendanta "Łupaszki"


Moje pożegnanie komendanta "Łupaszki"
Gdy w niedzielne popołudnie szedłem pośród tysięcy ludzi w kondukcie pogrzebowym płk. Zygmunta Szendzielarza ps. „Łupaszka” przywołałem w pamięci twarze jego podkomendnych, towarzyszy broni oraz córki Basi. Pierwszych z nich poznałem jeszcze w latach 80. podczas corocznych (nieoficjalnych wówczas) zjazdów weteranów Pułku 4 Ułanów Zaniemeńskich. Zygmunt Szendzielarz był dowódcą szwadronu w tym znamienitym pułku wileńskim. W trakcie pogrzebu przypomniałem sobie szereg rozmów, jakie przed laty prowadziłem z Barbarą Szendzielarz i żołnierzami, którzy walczyli wraz z nim w 1939 r., czy też mieli zaszczyt służyć później wraz z „panem majorem”, jak go powszechnie nazywali w szeregach AK.
Wtedy, gdy miałem lat kilkanaście i chłonąłem wspomnienia o „Łupaszce” z przejęciem i wypiekami na twarzy, nie przyszło mi nawet do głowy, że dożyję dnia, gdy będę uczestniczyć w ostatniej drodze legendarnego „Łupaszki”. A jednak coś, co wydawało się niemożliwe stało się. Pożegnałem komendanta V Wileńskiej Brygady AK i było to pożegnanie piękne - z udziałem władz państwowych, Wojska Polskiego i wielu tysięcy ludzi.

Pogrzeb Zygmunta Szendzielarza był dla mnie nie tylko pożegnaniem dzielnego oficera WP i wileńskiej Armii Krajowej. Oto na moich oczach tysiące, głównie młodych Polaków, odprowadzając komendanta na wieczną wartę, oddawało po raz ostatni cześć swojemu bohaterowi. Była w tym akcie pewna głębsza symbolika: pokolenie Polaków urodzonych w niepodległej Polsce oddaje hołd pokoleniu, które oddało życie w walce z bolszewickim zniewoleniem - pokoleniu żołnierzy niezłomnych.

Zygmunt Szendzielarz, choć z Wilna nie pochodził, urodził się w Stryju nieopodal Lwowa, to jednak z miastem nad Wilią i Ziemią Wileńską był mocno związany, a jego postać jest symbolem walki wilnian o niepodległość i ich wyjątkowego przywiązania do polskości. Stąd trudne do opisania wzruszenie i radość, jakie ogarnęły mnie, gdy wśród wielkich tłumów zebranych przed kościołem św. Karola Boromeusza na warszawskich Powązkach spotkałem grupy, które przyjechały z Wilna. Gdy Polska żegnała „Łupaszkę” nie mogło zabraknąć i wilniuków.

Przed pogrzebem „Łupaszki” jego siostrzenica, Halina Morawska zaapelowała: „Niech ta ostatnia droga będzie wspólnym hołdem Polaków złożonym ich bohaterskiemu obrońcy. Bądźmy tam, wtedy, razem”. W istocie byliśmy! Polacy z Wilna, Warszawy i wielu zakątków Polski. Myślę, że obserwujący nas zza grobu pułkownik Zygmunt Szendzielarz, mógł poczuć się szczęśliwy naszą jednością. Ja byłem nią głęboko wzruszony.


Komentarze

#1 Czy nie mozna bylo wykreować

Czy nie mozna bylo wykreować na bohatera człowieka,którego ręce byłyby czyste,niepolamione krwią cywilów?A może wszyscy z partyzanckiego rodu są tacy ?

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.