Moga na pani pułożyćsia?


Fot. Lemoniada, CC
Lubię czytać blog Eweliny Mokrzeckiej „My pulaki z Wileńszczyzny”, choć pewnie wielu chętnie spaliłoby autorkę na stosie.
Tym razem lekturę felietonu proponuję zacząć od rozmówek wileńsko-polskich:

– dać mnie kila piczeniów – poproszę o kilogram ciastek,
– wraz ja ruzbiorysia z tobo! – za chwilę spuszczę ci manto,
– ni łamsia – nie poddawaj się,
– my marzli sutki – marzliśmy dobę,
– pu wiela te persiki? – w jakiej cenie są te brzoskwinie?,
– zdnionć piniendzy z karteczki – wypłacić pieniądze z bankomatu,
– nadujadło mnie – znudziło mi się,
– ruzkręćsia – zawróć,
– moga na pani pułożyćsia? – czy mogę pani zaufać?.

W książkach takich wyrażeń nie spotkamy, ale na wileńskiej ulicy – jak najbardziej. Dwa lata temu Ewelina, wilnianka mieszkająca w Warszawie, stwierdziła, że skoro wilnianie tak mówią, najwyższa pora zacząć w taki sposób również pisać, bo „jenzyk wileński jest jedyny w swoim rodzaju i musim jegu pilengnować, bo to kopalnia lingwistyczna. To jenzyk, chtórym cikawie bawicsia”. Tak narodził się blog, który od razu zyskał grupę fanów i rzeszę wrogów.

Ewelina komentuje na nim aktualne wydarzenia dotyczące spraw polsko-litewskich, zdaje relacje ze spotkań, a także udziela wskazówek dotyczących... gramatyki języka wileńskiego. Zwraca uwagę, że „męskie imi zawsze u nas kanczajo się na -a, np. Tomka, Adamka, Jana, Dara, Robka”, oraz że mamy nieskomplikowaną odmianę czasowników: „ja był, ty był, on był, ona była, ono było/była, my byli, wy byli, oni byli”.

Lekkie i zabawne. Ten niewinny blog potrafi jednak niektórych czytelników doprowadzić do dzikiej furii, co można prześledzić w komentarzach lub w dyskusjach na portalach społecznościowych. Dyskutanci zarzucają Ewelinie, że język, w którym pisze, nie ma nic wspólnego z mową wileńską. Ani to gwara, ani to dialekt. Co zatem? Żargon młodzieżowy! Slang wiejsko-uliczny! Zrusyfikowany język białoruski! „Jakiś "ruski" próbuje wmówić nieświadomym, że tak rozmawiają Polacy!” – grzmią przeciwnicy bloga.

Oczywiście, nie wszyscy litewscy Polacy mówią tak, jak pisze Ewelina, ale uczciwie trzeba przyznać autorce, że jest dobrą obserwatorką rzeczywistości. Nie ona wymyśliła takie słowa, jak stecka (ścieżka), siulić (proponować), świnina (wieprzowina) czy tusawatsa (imprezować) – słowa te funkcjonują na wileńskiej ulicy oraz w Sieci. Weźmy choćby popularny portal Facebook. Zaglądam na profile moich znajomych. Co piszą? Rajmund: „Ciekawimsia dokumentyko, bardzo tez chcem robic film o szkole” (Interesuję się filmem dokumentalnym, chcę nakręcić film o szkole), Wiktor: „Ja znowu samy afigienny” (Znowu jestem najbardziej super), Robert: „Ty jak mnie zobaczyl obsiukal sie?” (Narobiłeś w majtki, gdy mnie zobaczyłeś?”), Agata: „Ty zawsze ze swoimi zartami nastoj ludziom podymujesz” (Twoje żarty poprawiają ludziom humor), Ela: „A ty viesz, ty czyms na Lansbergisa smachivajesz” (Jesteś podobny do Landsbergisa), Daniel: „Ja niponial co ty nerwujiszsia” (Nie rozumiem, czemu tak się denerwujesz).

Gdy czytam oszczerstwa rzucane w kierunku Eweliny za to, że ma czelność kaleczyć język polski, to mimowolnie myślę sobie, że jest to po prostu niezgoda na to, że litewscy Polacy nie zawsze mówią językiem Mickiewicza czy Słowackiego. A powinni! Po to, by trwał mit o kraju, gdzie rośnie bursztynowy świerzop, a dzięcielina pała panieńskim rumieńcem. Grzechem Eweliny jest, że ośmiela się zapisywać to, co słyszy, niszcząc tym samym sielski obraz poczciwych wilniuków, w których wielu chciałoby widzieć zakonserwowaną tradycję. A nawet Konwicki pisał: „My Polacy z Kresów posługujemy się językiem polskim swobodnie, troskę o jego poprawność zostawiamy Niemcom i Żydom”.


Komentarze

#1 Kochanieńkie! Ta " ciotka

Kochanieńkie! Ta " ciotka musi ze wszystkim zdurniawszy ". W/g NIej wszystkie Puliaki mówią taką
mową że tylko " pułożyć sia ". Pani ta ma pewnie ogromne zaległości w sprawie położenia sie na Niej,
i dlatego takie " mądrości " wymyśla. Przez całe dziesięciolecia Polacy na Kresach, pozostawieni sami,
sobie bez prawie żadnej opieki ze strony Państwa Polskiego, ulegają róznym naleciałościom
językowym.
Gdyby ta Pani raczyła zechcieć posłuchać jak mówią po polsku tamtejsi Polacy, mogłaby znależc
wiele innych przykładów. Choćby język tamtejszych przewodników wycieczek...Znamiennym choćby
przykładem Pan Paweł Giedrojć. Mam nadzieję że mi wybaczy że posłużyłem się Jego nazwiskiem.
Regionalizmy w mowie, występują wszędzie w mniejszym lub większym stopniu. Bardzo sympatyczne
są germanizmy na Śląsku lub w mniejszym stopniu w Wielkopolsce. Za samo ubogacanie języka,
można Ich pokochać.
Dlatego też litewscy Polacy tak walczą o polskie szkoły na Litwie, pozostawieni znów sami sobie,
ponieważ państwo polskie nic a nic nie jest zainteresowane aby im pomóc.
Wszystkim komu nie jest obca pomoc w Ich wysiłkach, przesyłam serdeczne pozdrowienia
wilniuk od zawsze i na zawsze

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.