Małymi krokami ku ojcowiźnie
Inicjatywa wystąpienia do najważniejszych w kraju decydentów z prośbą o wgłębienie się w sytuację poszczególnych obywateli, którzy od początku odzyskania przez Litwę niepodległości bezskutecznie starają się o przywrócenie prawa własności do swej ojcowizny należy do Stanisława Czajkowskiego, mieszkańca Landwarowa.
Przypadek pana Stanisława jest klasycznym przykładem bezprawia, wyrządzanego mieszkańcom Wileńszczyzny przez urzędników różnego szczebla we wszelkich możliwych instytucjach odpowiedzialnych za zwrot ziemi. Zresztą krzywdy doznał nie tylko od urzędników. W swoim czasie nawet ksiądz, pełniący posługę kapłańską w parafii, do której należy jego rodzinna wieś Wodziagi w starostwie Waka Trocka, w momencie, gdy poprosił o wydanie odpowiedniego odpisu z ksiąg kościelnych, mimo że takowe prawo i wyczerpujące dane miał, nie wykazał się dobrą wolą wobec tego człowieka. Po latach inny duszpasterz rodzinnej parafii dopełnił tej formalności bez zbytnio wielkiego gestu. Niestety, dopóki Stanisław Czajkowski sądowo udowadniał, że jest tym, kim jest, jego ojcowiznę zajęli ludzie, którzy nie musieli dowodzić ani pokrewieństwa, ani pochodzenia. Ziemię więc zmuszony był przenieść aż do starostwa podbrzeskiego w rejonie wileńskim. Ale również i ta sprawa nie chce ruszyć z miejsca. Według Renaty Cytackiej, prowadzącej audycję „Zwrot ziemi” na antenie Radia „Znad Wilii”, sekretarz Rady samorządu rejonu wileńskiego, funkcjonariusze urzędów powiatowych nawet po licznych interwencjach już półtora roku zwlekają z wydaniem odpowiednich potwierdzeń o uzupełnieniu projektu regulacji rolnych w podbrzeskiej miejscowości kadastrowej o działkę należną panu Stanisławowi Czajkowskiemu.
Czajkowski nie jest jedyną osobą pokrzywdzoną przez grabieżczą reformę rolną okresu niepodległości. O innych przypadkach, nie mniej bulwersujących, a związanych m.in. z anulowaniem prawnych aktów własności do lasów na terenie miasta będziemy informowali na łamach naszego tygodnika. Właśnie ta przebierająca wszelką miarkę niesprawiedliwość i skłoniła mieszkańców do tego, by chwytać się różnych sposobów obrony własnych interesów. – Po licznych utrudnieniach w zwrocie należącej się mu oraz jego bratu ziemi Stanisław Czajkowski postanowił napisać do pani prezydent. Mówił, że prezydent Litwy podczas swojej kampanii wyborczej nieraz powtarzała, że będzie broniła interesów każdego obywatela, a przecież on jest jednym z wielu, który potrzebuje obrony przed bezprawiem i bezkarnością urzędników – opowiadała Cytacka. Według niej, na apel pana Stanisława odezwało się naprawdę niemało ludzi. Za pośrednictwem audycji o zwrocie ziemi pod wspólną petycją – skargą udało się zebrać 161 podpisów i załączyć 61 podań.
– Ponieważ w trakcie gromadzenia podpisów zgłaszali się również pretendenci do ziemi w dawnych wsiach sznurowych, np. Wierszuliszki, Turniszki i in., dzisiaj włączonych do Wilna, niektóre podania podpisywało od razu wiele osób pochodzących z tych wsi, gdyż wszyscy ci ludzie mają podobne, a nawet identyczne problemy – wyjaśniała dalej Renata Cytacka, która osobiście w jednym dniu doręczyła komplety skarg z podpisami i do kancelarii Urzędu Prezydenta, i do kancelarii premiera. W przekonaniu prawniczki, wystosowanie pisma do premiera było rzeczą konieczną, albowiem to szef rządu jest odpowiedzialny za pracę podwładnych mu instytucji wykonawczych, które w większości przypadków dopuściły się karygodnych naruszeń.
Program „Zwrot ziemi” w Radiu „Znad Wilii” zbierał skargi od mieszkańców w ciągu półtora miesiąca. 7 kwietnia br. starannie opracowane dokumenty – zaopatrzone pismem przewodnim tabele z podpisami osób, imionami i nazwiskami, kodami osobowymi (peselami), krótkim reasume każdego poszczególnego problemu, trafiły do adresatów.
– Podczas składania dokumentów w kancelarii premiera zwróciłam uwagę prawnika na to, by zgłoszoną petycję nie traktowano jako ogólnikowy dokument z podpisami. Zależało nam bardzo na tym, by każda z załączonych skarg, w których była zawarta cała ludzka krzywda wyrządzona w ciągu tych 20 lat, była rozpatrywana z osobna. Pismo przewodnie nie bazuje na konkretnych przykładach, uważałam bowiem, że będzie lepiej, gdy każdy napisze od siebie, z pozycji człowieka poszkodowanego. Otrzymałam zapewnienie, że wszystko zostanie przeczytane, a każda z 61 skarg będzie zarejestrowana indywidualnie. Te „pertraktacje” przyniosły skutek, ponieważ rzeczywiście tak uczyniono – z satysfakcją odnotowała Cytacka.
Według prawniczki, 13 kwietnia nadeszła pierwsza odpowiedź z kancelarii premiera. Program „Zwrot ziemi” poinformowano, że sprawy zostały przeadresowane do rzeczywistych wykonawców reformy rolnej czyli do Ministerstwa Rolnictwa RL, Narodowej Służby Ziemi (dalej NSZ) przy Ministerstwie Rolnictwa oraz do Administracji Naczelnika Powiatu Wileńskiego. Podobnej treści odpowiedzi otrzymała większość petentów.
Jak podkreśliła nasza rozmówczyni, w piśmie nadesłanym 20 kwietnia Silvestras Staliunas, dyrektor departamentu regulacji ziemi w Narodowej Służbie Ziemi poinformował, że zgodnie z 2 cz. art.18 Ustawy RL o reformie rolnej urząd ten nie może rozpatrywać spraw (wniosków i skarg), które w pierwszej kolejności powinna rozstrzygnąć Administracja Naczelnika Powiatu Wileńskiego i z podjętą decyzją zapoznać NSZ. Takim sposobem do powiatu wileńskiego zostało odesłanych 8 pojedynczych i 32 skargi zbiorowe. Inne skargi, które już były rozpatrzone w powiecie NSZ rozpatrzy i udzieli odpowiedzi. Nie bacząc na gotowość współdziałania, według Renaty Cytackiej, dyrektor departamentu Staliunas zarzucił jej, że ta oddolna inicjatywa wysłania skarg z podpisaniem tak licznego grona mieszkańców Wileńszczyzny do najwyższych w kraju urzędów była akcją sprowokowaną i zorganizowaną.
– Przypomniałam memu rozmówcy radiowemu, iż w kraju demokratycznym każdy z mieszkańców ma szanse ubiegać się o swoje prawa. A niezaprzeczalnym jest fakt, że 161 osób, które złożyły swoje podpisy pod skargą, już dziesiątki lat nie może odzyskać swej ojcowizny, uprawianej z dziada pradziada – konkluduje Renata Cytacka. W stercie spisanych lakonicznie skarg, jedno naruszenie prześciga inne. Zawarta w nich została cała rozpacz i gorycz naszych rodaków, ogołoconych ze spuściźny prawnie i moralnie należącej się im po przodkach.
„Czym zawiniliśmy przed państwem litewskim, że zwrot ziemi odbywa się w zróżnicowany sposób? W innych częściach kraju ziemia dawno została zwrócona, natomiast naszą ziemię na Wileńszczyźnie rozdaje się bez wymogów prawnych, ale nie dla nas. Prosimy o zatrzymanie bezprawia i zwrócenie tych resztek, które jeszcze pozostały dla prawowitych właścicieli...” – zwracają się do najwyższych głów w państwie podwileńscy mieszkańcy.
Jak wynika z oficjalnych statystyk, w skali całego kraju ziemia jest zwrócona bez mała w stu procentach. W rejonie solecznickim właściciele odzyskali 95,7 proc., w Wilnie własność zwrócono zaledwie w około 14 proc. W rejonie wileńskim zwrot zrealizowano w 80,3 proc. Tutaj ten stosunkowo dobry procent zwrotu ziemi raczej jest wynikiem przenoszenia nieruchomości z innych terenów Litwy, niż przywracania prawa własności dla rdzennych mieszkańców.
Zgodnie z zasadami Ustawy RL o administrowaniu publicznym, urzędy, które zostały zobligowane do rozpatrzenia skarg 161 mieszkańców powinny udzielić im odpowiedzi do 20 maja. Czy tak rzeczywiście będzie? Niebawem się dowiemy.
http://www.tygodnik.lt/201020/