Litewska Niepodległość - polskie niepokoje


Chciałbym, by zdrowe fluidy wyszły poza mury litewskiego pałacu namiestnikowskiego wprost do ludzi, fot. Marian Paluszkiewicz
"Kurier Wileński", 14.02.2011
W środę, 16 lutego, Republika Litewska obchodzić będzie kolejną rocznicę swojej prawdziwej niepodległości i suwerenności. Teraz już w zupełnie innych realiach, w strukturach sojuszu Przymierza Atlantyckiego (NATO), pełnoprawnego członka starej Europy (Unia Europejska). Wiele się w tym kraju działo i po 1918 i po 1991.
Polski naród tak jak i litewski więcej łączy niż dzieli, ale są zgrzyty, są niepokojące wieści z rożnych obozów, tak zwanej demokracji, z salonów politycznych, z gabinetów litewskiego Sejmu. Oficjalne deklaracje przywódców Republiki Litewskiej utrzymane są w tonie relacji przyjaznych i partnerskich. Rzeczywistość jest jednak inna. Po obaleniu systemu totalitarnego sowietyzmu do dziś nie udało się wprowadzić logicznych zasad uczciwego partnerstwa, głównie w rejonach, gdzie Polacy zdecydowanie są w większości, gdzie zamieszkują tereny obecnej Litwy z dziada pradziada. To im nie wolno używać dwujęzycznych nazw ulic, nie wolno oficjalnie posługiwać się paszportami z oryginalnym wpisem polskiego imienia i nazwiska. Do dziś nie załatwiono zwrotu ziemi i majątków.

Do dziś cieniem na dobrosąsiedzkich stosunkach kładzie się tajemnica mordów polskich obywateli w Ponarach. Zapadają się groby na cmentarzach Bernardyńskim, na Rossie i in. Przed zabytkowymi budowlami architektury Wilna nie uświadczysz nawet krótkiej wzmianki w języku polskim. Są takowe, ale po litewsku i angielsku. Do dziś w Katedrze Wileńskiej nie jest odprawiana msza ani żadne nabożeństwo w języku polskim.

Mocno o to zabiegał prezydent Aleksander Kwaśniewski, martwiło to także śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nie obojętne są te tematy także obecnej głowie państwa polskiego Bronisławowi Komorowskiemu, człowiekowi, któremu Wilno leży na sercu, bo to rodowa karta własnych rodziców, dziadów. Wiem, co czuje Bronisław Komorowski, gdy udaje mu się bywać w Wilnie, co czuje pod stopami, na czym spoczywa jego wzrok, jak wiele chciałby zmienić, poprawić, usprawnić, ucywilizować po europejsku, zwyczajnie po ludzku. Pan prezydent tego nie wypowie, ale jego twarz zdradza to zatroskanie i jednocześnie wiarę i nadzieję, że może być w tych relacjach tylko lepiej.

Wiem, że Rodacy z Kresów już nikomu nie wierzą — ani w piękne słowa, ani w zapowiedzi poprawy stosunków, bo przez ostatnie dwadzieścia lat nie zrobiono prawie nic, no, może poza odegraniem hymnu narodowego przed siedzibą Ministerstwa Ochrony Kraju, gdy wręczane były proporce jednostkom LITPOLBATU.

W wielu podwileńskich miejscowościach słyszałem połajanki i pytania: po co przyjeżdża prezydent Komorowski, skoro my tu sami walczymy o polskie szkoły, o prawo bycia Polakami, walczymy z urzędami, by nie płacić grzywien za polskie napisy na rejsowych mikrobusach, za wywieszanie polskich flag. Zdaje się, że teraz, mimo smoleńskiej tragedii, Rosja ma lepsze stosunki z Polską niż z Litwą — mówią.

Dostało mi się także za reportaż z Myśliborza, gdzie postanowiono wybudować Dom Litewski.

— Po co Litwinom ten dom, skoro oni nas tu, na ojcowiźnie nie szanują, nie mogą zrozumieć, ile to wysiłku i pracy włożyliśmy w te wspólne obecne państwo. Dlaczego oni (Litwini) nie szanują praw mniejszości narodowych – padają gorzkie słowa.

Nie ja mam się bronić i na te pytania odpowiadać. Od tego są politycy, od tego są wyborcy, którzy wybrali swoich przedstawicieli i to od szczebla podstawowego aż po parlament.

Co do Domu Litewskiego to osobiście uważam, że jest to ogromny gest miłosierdzia, podobny do tego z 1966, kiedy to polscy biskupi wystosowali list do episkopatu Republiki Federalnej Niemiec. To tam zostały zawarte historyczne słowa: Wybaczamy i prosimy o wybaczenie. To wtedy rozpoczął się długi, bo długi, ale proces wzajemnego zaufania, zrozumienia i pojednania.

Czy Dom Litewski w Myśliborzu, w pobliżu świętego miejsca dla każdego Litwina — Pszczelnika — gdzie śmiercią bohaterów zginęli dwaj piloci, będzie takim aktem poszukiwania tego, co współcześnie może łączyć, a nie dzielić? W tym miejscu wyrażam takie przekonanie.

Wyrażam też przekonanie, że we współczesnej polityce regionalnej i europejskiej ktoś z zewnątrz rozgrywa kartą litewską stosunki z dużo większym partnerem, sąsiadem — Polską. Nie może być inaczej. W Polsce też nie brakuje szowinistów, nacjonalistów i mówiąc najzwyczajniej w świecie, ludzi o złych intencjach i charakterach.

Myślę, że spotkanie pana prezydenta z ostoją polskości ks. prałatem Józefem Obrembskim, wiele wniesie w jego serce. Wierzę, że nie będzie chłodu podczas spotkania z panią prezydent Republiki Litewskiej. Chciałbym, by zdrowe fluidy wyszły przez okna i mury litewskiego Sejmu i pałacu namiestnikowskiego w Wilnie, wprost do ludzi, braci Litwinów i moich Rodaków.

To Wilno w świecie słynie z Miłosierdzia Bożego, z Ostrej Bramy, Świętej Faustyny oddanej całkowicie zawierzeniu „Jezu, Ufam Tobie”. To wileńskimi uliczkami chodzili i inni święci, także polskiego pochodzenia.

Do dziś w moich uszach brzmią słowa Jana Pawła II wypowiedziane tu, w Wilnie: Polak musi słuchać Litwina, a Litwin wsłuchiwać się w głos Polaka. Razem jesteśmy jedno. Gdzie echo poniosło te słowa, w jaki świat, w jakie zaułki czyhającego zła i nienawiści, taniego blichtru, życiowej łatwizny, zakłamania.

Wizyta prezydenta Komorowskiego nie będzie łatwa, ale bardzo ważna.

Po burzy zawsze wychodzi słońce. I niech ono ogrzewa niegdysiejszą Rzeczypospolitę Obojga Narodów, współczesną Polskę i współczesną Litwę. Niech te promyki miłosierdzia, wzajemnego pojednania wejdą w serca ludzi, wszystkich ludzi dobrej woli.

Na wileńskiej Rossie spoczywają moi dziadkowie (od strony ojca). Na ich skromnym grobie, tuż przy grobie brata twórcy państwa polskiego, Adama Piłsudskiego, na starym przedwojennym krzyżu powiesiłem epitafijną tabliczkę z nazwiskiem i ich imionami oraz inskrypcją: „Rozrzucone kości nasze niech łączy modlitwa o królestwo Twoje”.

Wcześniej czy później każdego z nas czeka koniec doczesności, pożegnanie z tym, co dane zostało nam tu, na ziemi na… czas jakiś.

Komentarze

#1 Piękna wypowiedz . Królowa (

Piękna wypowiedz . Królowa ( Lietuva) jest naga!

#2 Dla 95% Litwinow JPII nie byl

Dla 95% Litwinow JPII nie byl kims wyjątkowym. Nawet zupełnie nie czuli żadnego braku czy żalu gdy go zabraklo. JPII byl dla Polski prawdziwym apostołem, ale tylko dlatego, że był Polakiem - był poprostu jakby najbliższą rodziną. Litwa nawet nie może znaleść godne miejsce aby upamiętnić go w Wilnie. Nie trzeba Litwinów za to winić, gdyż czy Polska będzie szczegolnie opłakiwala obecnego niemieckiego Papieża, gdy go zabraknie?

A jeśli chodzi o to, że po burzy wejdzie słońce? Na razie się na to nie zanosi. Słońce wzejdzie gdy Litwini będa w stanie przyjąć do wiadomości i zaakceptować, że Polacy to też ich obywatele ktorzy mają prawo do swojej kultury, mentalności, obyczajów i najważniejsze: edukacji w języku ojczystym. To możliwe za 2 pokolenia.
Litwa ma ogromna sadystyczna przyjemność z pastwienia się nad swoim zależnym od ich "niewolnikiem" Bo Polacy są niewolnikiem widzi mi się Litwinów. Cały świat, wie, że to ten znęcający się jest słabszy, gorszy, głupszy a ten na którym się znęcają jest bohaterem. Jednak sowietyzacja zrobiła swoje. I człowiek po niej jak po więzieniu jest już wrakiem, niedomagający w myśleniu i osądzaniu. Dopiero przyszłe pokolenie litewskie, ktore jesli nie bedzie wychowywane w duchu nacjonalizmu, może być wolne od tej niepełnosprawności.

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.