Kino litewskie a reszta świata


Fot. wilnoteka.lt
W środę, 26 września, rozpocznie się kolejny Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Kownie. Widzowie będą mogli zobaczyć najważniejsze filmy tego roku z różnych stron świata. Nie zabraknie już nagrodzonych tytułów, jak i tych mniej znanych szerszej publiczności. Wyświetlone zostaną również polskie produkcje, takie jak „Lęk wysokości” czy „Essential Killing”. A co z rodzimym litewskim kinem? Jak wypada na tym międzynarodowym tle?
Kiedy w Związku Radzieckim królowały filmy propagandowe, a w Polsce próbowano unikać cenzury, tworząc niezapomniane dzieła, Litwa kreowała swój odrębny nurt. „Nurt” jest tylko określeniem umownym, ponieważ nie powstał żaden manifest twórców, panowała swoboda wyrazu. Jakby na przekór, ukazywały się filmy odrealnione, niemające wiele wspólnego ze smutną rzeczywistością. Przeciwnie, miały one dawać wytchnienie i zapomnienie, jednocześnie nawiązując do kultury litewskiej, do wartości, które muszą przetrwać. Artyści poszukiwali własnej tożsamości kulturowej. Poprzez poetycką narrację i malarską stylistykę przekazywali treści historyczne oraz narodowe. Cały ten nurt doskonale odzwierciedlają filmy Shauranasa Bartasa, litewskiego mistrza kina. Reżyser operował głównie obrazem, tworząc swoją własną rzeczywistość, niepozbawioną jednak odniesień do historii Litwy czy zachodzących przemian społeczno-politycznych w kraju.

Współczesne kino litewskie mówi wiele o problemach, z którymi boryka się państwo. Powstają filmy odważne, łamiące tabu i skłaniające do przemyśleń. Tak jak na przykład „Porno Melodrama” Romasa Zabarauskasa - obraz był odpowiedzią na działania rządu dyskryminujące osoby homoseksualne. Z kolei dokument fabularyzowany „Book smugglers” porusza temat więzi między językiem a tożsamością. Reżyser Jeremiah Cullinane prowadzi nas śladami przemytników książek, którzy za czasów ZSRR ryzykowali życie, przeciwstawiając się rusyfikacji.

Niestety, chociaż filmy amerykańskie docierają do Polski w miarę szybko, a najważniejsze tytuły - często zaraz po światowej premierze, dzieła naszych sąsiadów są pomijane. Próżno szukać ich w kinach czy telewizji. Czasami uda nam się trafić na festiwal, który prezentuje najważniejsze dzieła kinematografii litewskiej, jak na przykład ten w Gdańsku („Wilno w Gdańsku”). W tym roku zaprezentowano na nim dwa wspomniane filmy, zaliczane do nowego kina litewskiego. Jednak to wciąż za mało.


Na podstawie: kino.trójmiasto.pl, inf.wł.