Idalia Żyłowska niosła kaganek oświaty


Na zdjęciu: Idalia Żyłowska, fot. archiwum
„Nauczycielka, współzałożycielka i członkini kółka patriotycznego, autorka artykułów historyczno-wspomnieniowych w prasie polskiej na Litwie. Łagodna, skromna, tajemnicza, empatyczna, a jednocześnie zasadnicza” – tak ją określali ci, którzy się z nią stykali. W tym artykule odnawiamy wspomnienia i pamięć o Idalii Żyłowskiej.





Idalia Żyłowska na świat przyszła 5 czerwca 1931 r. w Wilnie, jako owoc miłości pisarza Józefa Mackiewicza i korektorki Wandy Żyłowskiej, pary pracującej w polskiej gazecie międzywojennej „Słowo”. Niedługo po narodzinach Idalii rodzice się rozstali. Po śmierci matki, w 1941 r., dziewczynką zaopiekowała się ciotka Leonia Żyłowska. 

W latach 1948–1952 Idalia mieszkała w domu dziecka na Antokolu w Wilnie. W tym czasie miała bliski kontakt z Anielą Sielską, doktorką, pedagożką. Edukację pobierała w placówkach wileńskich, m.in. prywatnej Szkole Powszechnej „Promień”, szkole nr 7. Od roku 1944 kontynuowała naukę w V Gimnazjum Żeńskim, które z czasem zostało przemianowane na Wileńską Szkołę Średnią nr 5, gdzie w 1953 r. uzyskała egzamin dojrzałości. 

Od najmłodszych lat Idalia budziła w sobie umiłowanie do ojczyzny. Początkowo brała udział w patriotycznych spektaklach podwórkowych, następnie z koleżankami założyła konspiracyjne kółko literacko-historyczne. Po maturze studiowała na wydziale biologiczno-chemicznym uniwersytetu w Wilnie. Po uzyskaniu dyplomu podjęła pracę nauczycielki w szkole w Czarnym Borze. 

Jako samotna kobieta w 1969 r. adoptowała z domu dziecka – tego samego, w którym sama się wychowywała – sześcioletniego chłopca, Alvydasa Vyšniauskasa. Po 34-letniej służbie w szkolnictwie przeszła na emeryturę. Zmarła 20 kwietnia 1998 r. w Wilnie. Spoczywa na cmentarzu w Sołtaniszkach, obok ciotki Leonii Żyłowskiej. Na jej grobie widnieje napis: „Idalia Żyłowska 1931–1998, córka Wandy Żyłowskiej i pisarza Józefa Mackiewicza”.


Idalka Żyłowska (od prawej) z Haliną Choroszewską w czasie egzaminów maturalnych, fot. archiwum

W zaciszu Antokola

Na wychowanie, kształtowanie dorastającej Idalii znaczący wpływ miała Aniela Sielska, wychowawczyni w Domu Dziecka na Antokolu, która ze szczególnym uczuciem traktowała dziewczynkę. Wilniance Barbarze Pyszniak w pamięci utkwiło: „Dom pani Anieli był dla nas, dzieci mieszkających przy ul. Wileńskiej, piękną przystanią. Zapraszała na świąteczne śniadanie wielkanocne, na wigilię Bożego Narodzenia i po prostu na niedzielę, czy nawet zwykły dzień, gdy wiedziała, że niektórym dzieciom się w rodzinach nie przelewa. Pamiętam duży stół świąteczny, gdzie zasiadały dzieciaki niemal z całej ulicy Wileńskiej. Pani Aniela nie skąpiła dobroci, matczynej czułości. Właśnie tam poznałam Idalkę. Była raczej milcząca, ale chciało się na nią patrzeć. Pokora przez nią przemawiała, a jednocześnie jakiś milczący bunt”. 


Przyjaciółki (od prawej): Idalia Żyłowska, Halina Choroszewska, Danuta Borusewicz, Halina Tuliszewska podczas spaceru po okolicach Wilna, fot. archiwum

W grupie konspiracyjnej

Na swoiste wspomnienie zasługuje jej postawa patriotyczna ukształtowana już w dzieciństwie. Pierwszą aktywność, w czasie okupacji, Idalia wspominała: „Po tygodniu zaprasza mnie koleżanka z innej ulicy: »Chcemy z tobą porozmawiać. Chodzi o to, że robiliście teatr, masz doświadczenie, może nam pomożesz«. Takie teatry podwórkowe tworzyły się w każdej dzielnicy miasta. Ludzie starszego pokolenia, pamiętacie? To nie była tylko zabawa, to była walka, to była solidarność, to był patriotyzm! Nie zdawaliśmy sobie wtedy sprawy, że nasze teatrzyki podwórkowe były ogniwem twórczości amatorskiej w naszym mieście i okolicach po wojnie, pod inną już okupacją. Ta nasza, prymitywna twórczość była wolna od przenikliwego oka tak zwanej »wstawki«”. 

Następnie okres szkolny nieco w tonie żartobliwym przedstawiała: „Przez pewien czas byłam prezesem kółka literackiego, które prowadził nauczyciel Kowalewicz, a można było nim manipulować. Wydawaliśmy gazetkę tego kółka, która bardzo nie podobała się Oldze Timofiejewnej Moroz. Zaproponowałam do omówienia »Urodę życia« Żeromskiego. Olga Timofiejewna zaraz to wywęszyła i orzekła, że jest to utwór na wskroś nacjonalistyczny. Prawdopodobnie p. Kowalewiczowi się dostało…”. 

Potrafiła odróżniać rzeczy śmieszne i rzeczy poważne. Do poważnych bez wątpienia należy idea utworzenia patriotycznego kółka literackiego w 1951 r. Wspominała: „Pierwszą naszą działalnością były zbiórki w Zakręcie, na Belmoncie i jeszcze gdzieś. Ułożyliśmy statut, program działania. Główne działania to studiowanie historii Polski i dysputy polityczne. W tym celu urządziliśmy nocne zebrania, w zimie u Ali Polonisówny i u Irki Nosowiczówny na nartach, jesienią – u Halki Choroszewskiej. Pracowaliśmy do 4.00 rano, a potem nie było gdzie spać. […] Wiosną i latem robiliśmy długie wycieczki za miasto w celach krajoznawczych , np. do Zułowa, z noclegiem na stacji w Podbrodziu. Wydeptaliśmy wtedy cały rejon wileński. Największym naszym wyczynem było nocne zasadzanie brakujących z prawej strony sosenek koło płyty Piłsudskiego. Bałyśmy się bardzo: godz. 24:00, ciągle oświetlały nas mijające auta. Ach, jakie to było naiwne! Nazajutrz stróż te nasze sosenki wyrwał”.


Na zdjęciu: Idalia Żyłowska, siedzi pierwsza od prawej z przyjaciółmi z tajnego kółka samokształceniowego, ok. 1952 r. , fot. archiwum

W „Piątce” wileńskiej

Wyróżniającą się z otoczenia inteligentna, pracowita, o dużej wrażliwości, empatii. Widziała więcej, głębiej, inaczej – to niektóre cechy Idalii kojarzące się koleżankom z klasy czy późniejszym nauczycielom, z którymi dzieliła los pedagoga w szkole w Czarnym Borze. 

Halina Choroszewska tak wspominała: „Ida jest »geniuszem« nie dla wszystkich. Swą indywidualnością wyróżnia się z otoczenia, odczuwa swą odrębność i uważa, że żadne nici wzajemnego zrozumienia nie mogą związać ją z otoczeniem. Uważa, że widzi ona więcej niż inni, a także inaczej niż inni”. 

Kompanka z „Piątki”, Halka Tuliszewska, mówiła, że „lekkie garbienie się Idalki Żyłowskiej jest jakby chęcią ukrycia się przed ludźmi. Porównywano ją do sarenki, tak samo subtelnej, łagodnej, melancholijnej i nieufnie badawczej”. 

Szkolna przyjaciółka Krystyna Pytlewicz-Kielienė opisywała: „Była wyjątkowo zdolna… Zdobiły ją ciemnokasztanowe lśniące włosy, wyraziste zielone oczy okolone gęstymi rzęsami. Miała zgrabną figurę… Tylko to stałe garbienie się…”. Dalej wspominała: „P. Likszanka – matematyczka, była legionistka, wyjątkowo ciepło odnosiła się do Idalki. Zapewne znała jej warunki materialne, wiedziała, że żyje w skrajnym ubóstwie ze starą niezaradną ciotką. Podarowała jej swoje solidne skórzane sznurowane buciki. Oglądałyśmy je z nabożeństwem na nogach naszej koleżanki. Imponowało nam, że nosiła je poprzednio nasza surowa matematyczka”. 

W szkole czarnoborskiej

W Czarnym Borze, tej samej miejscowości, gdzie do połowy lat 40. mieszkał jej ojciec, Idalia została nauczycielką biologii i chemii w szkole (dziś Gimnazjum im. św. Urszuli Ledóchowskiej). Alina Worotyńska, nauczycielka historii pamiętała: „Idalia nie afiszowała się, że jest córką słynnego pisarza i że w tym domu jako dziecko częstokroć bywała. Dlaczego była w tym tak tajemnicza? Przyczyna zrozumiała – Idalia odczuwała, że jest śledzona, a już telefon miała na podsłuchu”. 

Dalej wspominała: „Była bardzo zasadnicza, powiedziałabym, twarda w swoich poglądach. Dużo dyskutowałyśmy o różnych sprawach życiowych, jej opowiadań o Wilnie przedwojennym mogła słuchać bez końca. Nieraz po lekcjach w szkole jechałyśmy do Wilna na kawę, do »Astorii«. Bywałam też częstym gościem w jej mieszkaniu na Karolinkach aż do czasu, kiedy wyrósł jej syn i ożenił się. Idalka wzięła na wychowanie chłopaka z tego samego domu dziecka, gdzie przez cztery lata była sama oraz gdzie pracowała dr Sielska”. 

Następnie powracała pamięcią: „Dla mnie Idalia nigdy nie była zamknięta. Przyjaźniłyśmy się. To jej wiele zawdzięczam. Była naprawdę bardzo mądra, tak wiele wiedziała i umiała swoją wiedzę przekazać innym. Liczyłam się z jej zdaniem”.

W długoletniej pracy w tej szkole wykształciła wiele pokoleń wilnian. Wprowadzała wysoką poprzeczkę nauczania, bez jakichkolwiek znamion wyniosłości. Jej dawni uczniowie wspominali ją z wielkim szacunkiem: „I nigdy nie słyszeliśmy ani z ust samej nauczycielki czy od innych ludzi z Czarnego Boru, że jest córką znakomitego pisarza polskiego. Pani Idalia nigdy tym się nie afiszowała” – wspominała Alina Lassota.

Idalia Żyłowska to niewątpliwie postać niezwykła, o której się nie zapomina. 

Na zdjęciu: widok na Antokol, okres międzywojenny, fot. archiwum

Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 02 (05) 13-19/01/2024