Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki: Vaida Genytė o chorobie swoich rodziców


Tato Vaidy, fot. archiwum rodzinne
Pozwól mi odejść jako pierwsza, nie chcę tu zostać bez ciebie... Vaida Genytė o bolesnym doświadczeniu zmagania się ze śmiertelną chorobą rodziców.







– Nowotwór dotknął obojga moich rodziców – wspomina piosenkarka Vaida Genytė. – I to bardzo boleśnie. To choroba bardzo ciężka zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie. Co więcej, ten emocjonalny ból, ból duchowy nieraz jest nawet silniejszy niż fizyczny.

Jak wspomina piosenkarka, w przypadku jej matki, guz nowotworowy został zdiagnozowany przez przypadek.

– Podczas badania lekarz namacał mały guzek. Gruczolak, jak się okazało złośliwy – mówi Vaida. – Guz był mały, pierwsze stadium. Szybko przeprowadzono operację.

Po zabiegu matka piosenkarki co trzy miesiące poddawała się badaniom lekarskim. Lekarze jednak nie zauważyli, że tym razem mały guz ukrył się w pęcherzu moczowym, po roku osiągając czwarte stadium rozwoju.

– Matce od razu zaproponowano zabieg operacyjny – wspomina Vaida, –  razem zdecydowaliśmy, że to jedyne wyjście. Nadzieja przecież zawsze umiera ostatnia. Musimy robić wszystko, co w naszej mocy. Mama się zgodziła.

Rodzicielska miłość i oddanie

– Mój poród był bardzo skomplikowany – mówi Vaida. – Rodzice mieszkali w Oniksztach, ale z takim trudem chciałam przyjść na ten świat, że mamę przewieziono do szpitala w Poniewieżu, do większego miasta. Tak się urodziłam w Poniewieżu.

Miłość rodziców Vaida określa jako coś niezwykłego. W życiu chwytali się siebie mocno, bardzo siebie nawzajem potrzebowali.

– Kiedy mama była w szpitalu położniczym, tata nie mógł jej odwiedzić, zabroniono – opowiada Vaida. – Ale pisał do mamy listy trzy razy dziennie. Były to bardzo piękne listy. Zachowałam je wszystkie.


Rodzice Vaidy Genytė, fot. archiwum rodzinne

Jak mówi Vaida, jej rodzice byli bardzo uczuciowymi ludźmi, wrażliwymi zarówno na siebie, jak i otoczenie.

– Matka była chórmistrzynią i akordeonistką, miała bardzo ładny głos – wspomina Vaida. – Ponadto, była bardzo towarzyska, prowadziła wiele grup amatorskich.

Piosenkarka z wzruszeniem i tęsknotą wspomina dzieciństwo. Otaczała ją wielka miłość, w rodzinie czuła się bezpieczna jak w fortecy.

– Ojciec bardzo szanował kobiety – wspomina Vaida. – Nigdy w życiu nie odezwał się do swojej matki brzydkim lub lekceważącym słowem. Dorastałam w miłości i szacunku. Tata zawsze był i będzie dla mnie przykładem tego, jaki powinien być mężczyzna w rodzinie.

Zdaniem Vaidy, młode dziewczyny czasem gubią się w poszukiwaniu prawdziwego mężczyzny. Nie rozumieją, w czym tkwi ta prawdziwa męskość – w szerokich ramionach, muskularnej posturze czy w czym innym?

– Dla mnie męskość oznacza uwagę mężczyzny, jego wrażliwość i szacunek wobec kobiety – mówi piosenkarka.

Operacja matki i pobyt w szpitalu

– Wierzyłam, że po operacji mama będzie żyła co najmniej dwa, trzy lata, a ona odeszła po czterech miesiącach… 

Dopiero opiekując się matką artystka zdała sobie sprawę z tego, jak poważną i okrutną chorobą jest nowotwór.

– Nie wiem nawet, czy jest to choroba cięższa fizycznie czy emocjonalnie? – mówi Vaida. – Czasem ten emocjonalny ból jest tak silny, że paraliżuje bardziej niż fizyczny. To ból duchowy, najtrudniejszy.

Matka Vaidy bardzo cierpiała zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie.

– Przez cały czas starałam się przychodzić na oddział mamy z uśmiechem, sprawić jej choć odrobinę szczęścia, ale nie zawsze mi się to udawało – wspomina Vaida.

– Nie ma mnie… – mówiła mama, – z bólem wspomina Vaida. – I płakała.

Jak wspomina wokalistka, jej matka bardzo się bała zostać na oddziale sama, dlatego też wraz z ojcem i bratem starali się otoczyć ją miłością i troską.

– Kiedy kobieta odczuwa bardzo silny ból, budzi się w niej taka naturalna, charakterystyczna dla dziecka wręcz, potrzeba bliskości – opowiada Vaida. – Jak dziecko musi wiedzieć, że ktoś jest zawsze w pobliżu. Mama bardzo się bała, że pewnego razu otworzy oczy i nikogo przy niej nie będzie. Zawsze więc staraliśmy się być przy niej.


Vaida Genytė z mamą, fot. archiwum rodzinne

Cała rodzina na zmianę pełniła dyżury przy kobiecie.

– Po pracy do szpitala zazwyczaj szedł mój brat – opowiada piosenkarka. – Mój harmonogram był bardziej elastyczny, mogłam się więc dostosować. Tata czuwał przy mamie prawie zawsze, nawet nocą. I tak przez te cztery miesiące, aż do jej śmierci.

Kobieta bardzo ceniła wysiłki rodziny, nie wyobrażała sobie siebie samej.

– Postaraj się umrzeć jako drugi – mówiła do ojca. – Pozwól mi odejść jako pierwsza, nie chcę tu zostać bez ciebie.

Rodzina wspierała i towarzyszyła kobiecie do ostatniego bicia serca.

– Przez ostatnią godzinę kładłam nawet dłoń na piersi matki – wspomina Vaida. – Czułam bicie jej serca aż do ostatniego uderzenia.

Choroba ojca

– Tata nigdy się nie skarżył na problemy żołądkowe czy jelitowe – wspomina Vaida. – Mógł jeść wszystko i nigdy nic mu nie dolegało.

Jak mówi wokalistka, słabym punktem jej ojca było serce. Miał zawał mięśnia sercowego i w związku z tym zaburzenia rytmu serca. W takich chwilach piosenkarka wzywała karetkę i jechała na resuscytację.

– Tata często mawiał, że jego śmierć będzie prosta i łatwa, że serce się zatrzyma i wszystko – wspomina Vaida.

Sytuacja jednak wyglądała zupełnie inaczej.

– Tata nagle zaczął kaszleć, dostał gorączki – mówi Vaida. – Temperatura się utrzymywała, kaszel się pogarszał. Był to akurat czas początku pandemii, pomyślałam więc, że ma koronawirusa lub zapalenie płuc.

Poważnie zaniepokojona kobieta wezwała karetkę. Czekając jednak na jej przybycie, mężczyzna nagle zaczął odczuwać silny ból w brzuchu.

– Wtedy jeszcze nie spodziewaliśmy się tak poważnej sytuacji – mówi Vaida. – Myśleliśmy, że może coś zjadł. Kiedy jednak trafił na izbę przyjęć szpitala na Antokolu, wykonano mu mnóstwo badań i dopiero wtedy ujawniła się prawdziwa przyczyna bólu – złośliwy nowotwór wyrostka robaczkowego, czy krócej rzecz ujmując – rak jelita grubego.

Jak się okazało, ojciec Vaidy potrzebował pilnego zabiegu, w przeciwnym razie mogło dojść do pęknięcia polipa, a to oznaczałoby koniec.

Wpływ ojca na życie Vaidy

Jak mówi piosenkarka, wpływ ojca na jej życie był ogromny.

– Tata urodził się i wychowywał we wsi Latawa niedaleko Oniksztów – opowiada Vaida. – Był piątym, najmłodszym dzieckiem w rodzinie. Mój dziadek (ojciec ojca) zmarł bardzo wcześnie, tata go nawet nie widział.

Artystka wspomina, że w domu jej babci nie przelewało. Babcia była sama z pięciorgiem dzieci. Nieraz nie mieli czego włożyć do garnka. 

Ojciec kobiety od najmłodszych lat wykazywał niezwykłą chęć do nauki. Czytać nauczyła go babcia, jeszcze zanim poszedł do szkoły.

Po ukończeniu siedmiu klas, kierownictwo kołchozu chciało go zostawić do pracy. On jednak desperacko garnął się do nauki. Wsiadł na rower i pojechał do gimnazjum im. Jonasa Biliūnasa w Oniksztach. Zwrócił się do dyrektora z prośbą o przyjęcie go do szkoły i przyznanie zasiłku na internat (aby nie musiał codziennie jeździć z Latawy do Oniksztów).


Tato Vaidy, fot. archiwum rodzinne

– Tata za wszelką cenę chciał się uczyć, chwytał się każdej szansy pobierania wiedzy – opowiada Vaida. – Po kim to miał? Nie wiem. Wszyscy jednak byli zaskoczeni jego poczuciem obowiązku, pracowitością i niekończącą się chęcią pobierania nauki.

Mężczyzna ukończył nie tylko gimnazjum w Oniksztach, ale także Wileński Instytut Pedagogiczny, uzyskując specjalizację nauczyciela języka i literatury litewskiej. Nauczycielem nigdy nie został, wykonywał pracę organizacyjną, ale język i literatura zajmowały w jego życiu ważne miejsce. Stale pogłębiał swą wiedzę, dużo czytał.

– Tata bardzo chciał, żebyśmy z bratem też pokochali naukę i wiedzę, żebyśmy byli wykształceni, kulturalni – opowiada Vaida. – Był bardzo powściągliwy, z jego ust nigdy nie padły przekleństwa, nigdy nie słyszałam, żeby krzyczał. Cokolwiek się wydarzyło, zawsze sprawę załatwialiśmy spokojnie, rozmawiając i przedstawiając swoje punkty widzenia i argumenty.

Piosenkarka jest niezwykle wdzięczna ojcu za mocne słowo i okazany charakter.

– Pamiętam, jak pewnego razu, jeszcze w piątej klasie, oświadczyłam rodzicom, że nie będę piosenkarką, tylko aktorką, i że w związku z tym nie chcę już uczęszczać do szkoły muzycznej – wspomina Vaida. – Tata wysłuchał wszystkiego spokojnie i tylko powiedział, że nauka gry i śpiewu w karierze aktorskiej nie zawadzą, wręcz przeciwnie – nieraz są kartą przetargową. Ten argument mnie po prostu rozbroił. Nigdy więcej nie powiedziałam, że chcę rzucić naukę w szkole muzycznej.


Vaida Genytė i tato na jednym z wileńskich mostów. fot. archiwum rodzinne

Jak mówi artystka, ojciec miał duży wpływ również na życie jej brata, gdy ten po powrocie z wojska podjął się zawodu kierowcy. Jako kierowca pracował przez około pół roku, może rok. Ojciec jednak wierzył, że jego syna stać na więcej. Namówił go na studia, a nawet sam zabrał go na egzaminy wstępne. Brat wokalistki pomyślnie je zdał i rozpoczął studia.

Walka ze śmiertelną chorobą

Przerażająca diagnoza raka jelita w trzecim stopniu zaawansowania nie załamała ojca piosenkarki.

Po zabiegu operacyjnym mężczyzna wierzył, że stosując się do zaleceń lekarzy, da radę przeżyć jeszcze z pięć lat. I chociaż miał 79 lat, całkowicie zmienił tryb odżywiania. Wyeliminował z diety cukier, glukozę, produkty glutenowe i wiele innych. Zdrowo się odżywiał.

Dbał również o kondycję fizyczną. Był przekonany, że rakowi jest znacznie trudniej swymi szczypcami „wbić się“ w osobę wysportowaną i aktywną.

– Pomimo wieku i poważnej choroby umysł taty pozostawał niezwykle bystry – wspomina kobieta. – Czytał kilka książek naraz, pomagał mojemu synkowi Ainiusowi w nauce, a nawet sprawdzał jego pracę domową w początkówce.


Vaida Genytė na spacerze z tatą. fot. archiwum rodzinne

Ojciec wokalistki bardzo kochał wnuka. Spędzał z nim dużo czasu, nauczył go czytać przed szóstym rokiem życia.

– Pamiętam, jak tata czytał te same książki co Ainius, żeby mieli o czym porozmawiać – wspomina Vaida. – Największym marzeniem ojca było zobaczyć swego wnuka kończącego szkołę, na uroczystości ostatniego dzwonka.

Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie

Hospicjum w życiu Vaidy pojawiło się, gdy pewnego dnia wezwano ją do placówki medycznej i powiedziano, że w związku z niedrożnością żołądka leczenie ojca zostało przerwane. Co więcej oznaczało to konieczność dożylnego podawania posiłków, w przeciwnym razie mężczyzna mógł umrzeć w ciągu doby. Potrzeba było więc innych rozwiązań.

– Zadzwoniłam do hospicjum, a potem do nas przyjechała pani Ania, pielęgniarka z hospicjum – kontynuuje Vaida. – Pani Ania uprzejmie nam wyjaśniła, jak powinna wyglądać teraz opieka nad tatą, dlaczego nie może już zostać w domu. Potrzebował specjalnej opieki, która w domu niestety nie była możliwa.

Do hospicjum ojciec wokalistki udał się już następnego ranka.

– Nie sądziłam wtedy, że naprawdę już nigdy nie wróci do domu – wspomina Vaida. – Chciałam wierzyć, że w hospicjum przez tydzień lub dwa będą mu podawać pokarm dożylnie, a potem wzmocni się i wróci do domu. Wiedziałam, że tata też po cichu ma taką nadzieję.

Kobieta wspomina, że po przybyciu do wileńskiego hospicjum była zaskoczona.

– Ośrodki medyczne zwykle mają taki specyficzny zapach, co naprawdę nie jest przyjemne – dzieli się spostrzeżeniami Vaida. – Tymczasem w hospicjum było zupełnie inaczej. Tu czułam zapach domu.

Nie trzeba było zabierać ze sobą ubrań ani środków higieny osobistej. Przywieziony przez Vaidę papier toaletowy, pasta do zębów, ręczniki też się nie przydały.

– W hospicjum przywitał nas bardzo miły lekarz Ignotas – wspomina Vaida. – Próbowałam mu podać pakunek, ale nie wziął. „Nie ma takiej potrzeby – mówił – mamy tu wszystko na miejscu”.

W związku z ograniczeniami pandemicznymi Vaida nie mogła odprowadzić ojca do pokoju, ale czuła, że powierzyła go w dobre ręce.

W rzeczy samej ojcu wokalistki to miejsce również się spodobało.

– Wiesz, leżę tu jak w najlepszym sanatorium – z uśmiechem mówił do córki, – bardzo przytulny pokój, nawet ładniejszy niż u ciebie.

Sam ojciec wokalistki też wyglądał znacznie lepiej – wykąpany, uczesany, pachnący.

Jak wspomina kobieta, w hospicjum ojciec miał zapewnioną doskonałą opiekę i fachową pomoc. Podłączono go do aparatu tlenowego, posiłki podawano dożylnie przez całą dobę.

Taka opieka niewątpliwie przedłużyła życie ojca piosenkarki, ale także nadała mu zupełnie inną jakość.

– Bardzo się cieszę, że u schyłku życia ojciec został otoczony tak dobrymi warunkami, opieką na najwyższym poziomie – nie kryje wzruszenia Vaida. – To było niezwykle godne odejście. Bardzo ciepło i miło wspominam to miejsce. Dużo kwiatów, czysto, porządek. Osoby pracujące w hospicjum są naprawdę wyjątkowe, oddane i wrażliwe.

Był to czas, kiedy w kraju na całego panoszył się wirus, nałożono surowe ograniczenia, wizyty i spotkania w hospicjum również ograniczono do 20 minut.

– Te dwadzieścia minut przebiegało w oka mgnieniu – wspomina Vaida. – Po każdym pożegnaniu nadal jednak miałam w sercu tę nadzieję, że ojciec się wzmocni i wróci do domu. To jednak nie nastąpiło.

Mimo wszelkich wysiłków choroba postępowała, aż ostatecznie ojciec wokalistki już nie był w stanie fizycznie przyjąć pokarmu.

– Przerzuty rozprzestrzeniły się tak mocno, że zacisnęły żołądek – opowiada kobieta. – Pomimo dużego wysiłku nic – ani pokarm, ani woda – nie mogło się dostać do żołądka. Cokolwiek ojciec próbował spożyć – wymiotował.

Mimo pokładanych starań ojciec artystki nie zdołał wygrać tej walki. Umarł z wycieńczenia.

– Bardzo trudno było pożegnać kogoś tak bliskiego, kogoś, kto dał ci tak wiele – nie kryjąc łez wspomina Vaida. – I wiesz, co tydzień odwiedzam jego grób, zapalam znicz. Bardzo lubię to światełko. Lubię czuć to ciepło.

Pomoc hospicyjna w najtrudniejszych chwilach życia

Ciężka choroba onkologiczna może dotknąć każdego z nas, w każdej chwili, zniszczyć resztę naszego życia, zniweczyć marzenia.

Ponad 260 fachowców i wolontariuszy z Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie w każdej chwili towarzyszy tym, którzy zmagają się ze śmiertelną chorobą, doświadczają wielkiego bólu, lęku, niewiadomej.

Pomoc hospicyjna dla dorosłych i dzieci, w domu i na oddziale stacjonarnym jest bezpłatna i dostępna 24 godziny na dobę.

Pomóż nieuleczalnie chorym! Przekaż 1,2% podatku na rzecz Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie. Więcej informacji.    

Materiał nadesłany. Bez skrótów i redakcji