Helena Sprawiedliwa


Niezłomna babcia Helena, fot. tygodnik.lt
"Tygodnik Wileńszczyzny", 12-18 lipca, 2018 r., nr 930
Było lato roku najprawdopodobniej 1943. Helena Maluszycka wracała właśnie z rynku pod Halą do domu na wileńskie Śnipiszki. Jako kobieta pobożna wstąpiła po drodze do Ostrej Bramy na krótką modlitwę i stamtąd, wybierając najkrótszą drogę, skierowała swoje kroki na ulicę Subocz. Nagle oczom matki sześciorga dzieci ukazał się makabryczny widok...


Wchodząc na ulicę Subocz od dzisiejszej ulicy A. Strazdelio tuż na wysokości historycznego muru i Baszty, okalających niegdyś Wilno, zobaczyła kolumnę wynędzniałych Żydów, mieszkańców wileńskiego getta, których pijani litewscy policjanci pędzili... no właśnie, najprawdopodobniej w ostatnią ich podróż do Ponar.

Działo się na ulicy Subocz

Przerażona kobieta, obładowana tobołkami z zakupami, siłą rzeczy musiała zatrzymać się na poboczu ulicy Subocz, aby przepuścić maszerującą kolumnę nieszczęśników. Nagle, korzystając z chwili nieuwagi podchmielonych policjantów, do Heleny zbliżyła się Żydówka, którą znała z widzenia, z błagalną prośbą, by ukryła dwoje jej małych dzieci. Helena miała dosłownie ułamki sekundy na decyzję. Bez wahania wzięła dwójkę 4-5 letnich dzieci za ręce i ukryła ich, jak kwoka własne pisklęta, pod długą do pięt spódnicą. Pewnie w tym momencie nawet nie zdawała sobie sprawy, na jakie ryzyko wystawia własne życie i całej swojej licznej rodziny. Wdzięczna Żydówka zdążyła jedynie szepnąć, że po dzieci później się do niej zgłoszą ludzie i odwdzięczą się jej.

Z szóstką własnych dzieci

Zanim wrócimy do kontynuowania opowieści z ulicy Subocz, warto na chwilę zrobić krótką dygresję, aby przybliżyć nieco sylwetkę bohaterki naszego opowiadania. Wiedzę o Helenie Maluszyckiej zaczerpnęliśmy od jej rodziny, która do dzisiaj mieszka w Wilnie. Ze słów Jana Maluszyckiego, wnuka Heleny, wynika, że jego babcia urodziła się w roku 1884 we wsi nieopodal Trok. Za mąż została wydana bardzo wcześnie, bo w wieku 16 lat. Była szczęśliwa w swym pierwszym małżeństwie z Antonim Abramowiczem, z którym doczekała się dwójki dzieci. Niestety, szczęście nie trwało długo. Pan Antoni pracował na kolei. Pewnego razu mocno się zaziębił. Przeziębienie przeszło w zapalenie, co w tamtych czasach często oznaczało wyrok śmierci. Tak młoda Helena w wieku zaledwie 25 lat po raz pierwszy została wdową.

Po raz drugi wyszła za mąż za wileńskiego szewca Konstantego Maluszyckiego. Przeniosła się więc do Wilna, gdzie razem z mężem nabyli działkę pod budowę domu przy ulicy Majowej od pani Puszkinowej, krewnej wielkiego rosyjskiego poety, której rodzina miała drewniany dworek nieopodal. W nowym małżeństwie Helena doczekała jeszcze czwórki dzieci (2 synów i 2 córek). Wybudowali wraz z mężem na kupionej działce skromny drewniany domek. Tak żyli do wybuchu II wojny światowej.

Po wkroczeniu do Wilna sowietów 17 września 1939 roku rzeczywistość się nagle kompletnie zmieniła. Mąż, by utrzymać wielodzietną rodzinę, jeździł do pracy przy budowie dróg. W roku 1940 podczas powrotu z pracy zdarzył się nieszczęśliwy wypadek. Pan Konstanty, wsiadając do ciężarowego samochodu, zaczepił się ubraniem za burtę i wpadł pod koła. Zginął na miejscu. Tak pani Helena po raz drugi została wdową, tym razem jednak już z szóstką dzieci.

Aby przeżyć i nakarmić rodzinę, dorabiała piorąc bieliznę również u rodzin żydowskich. Wówczas to musiała poznać żydowską rodzinę, której później uratowała dwójkę dzieci z marszu śmierci do Ponar.


Ulica Subocz – to tu przed laty rozegrała się dramatyczna akcja


Okupacja i heroiczna walka o byt

Gdy pani Helena ukryła żydowskie dzieci pod spódnicą, przeżyła chwilę zgrozy. Nie mogła ruszyć z miejsca ani o krok, by nie zdradzić się. Musiała więc przeczekać w jednym miejscu, aż cała kolumna wraz z patrolującymi policjantami ją minie. Nietrudno sobie wyobrazić, co wówczas musiała przeżywać bohaterska kobieta. Gdy wreszcie zagrożenie minęło, pani Helena wzięła dzieci za ręce i powróciła na ulicę Rossa, śpiesznie oddalając się od ulicy Subocz. Po drodze zorientowała się, że dzieci na ubrankach mają żółte gwiazdy, znak, który z daleka zdradzał żydowską narodowość osoby. Musiała szybko czymś przykryć maluchy i okrężnymi uliczkami (m. in. Syberyjską i Kocią) dotarła do domu.

Tam poczuła się ocalona, choć zdawała sobie sprawę, jak niebezpieczne jest ukrywanie Żydów i co za to grozi jej i całej rodzinie. Zapadła decyzja, że żydowskie dzieci przez cały czas zagrożenia nie mogą wyjść nawet na krok z domu. Maluchy były bardzo posłuszne, nigdy nie złamały nakazu swej przybranej matki, choć chłopczyk miał rude włosy i nie wyglądał na Żyda.

Pani Helenie tymczasem znacznie przybyło trosk. Musiała wykarmić już nie sześcio tylko ośmioosobową rodzinę. Heroicznie wręcz zmagała się o byt. Aby zdobyć nieco żywności, musiała od czasu do czasu wyruszać do rodziny na wieś. Wychodziła na noc na piechotę. Wracała do dzieci rano, dźwigając na plecach worek załadowany ziemniakami, owocami, chlebem i inną żywnością. Gdy przemęczona dochodziła na drodze powrotnej do Ponar, uważała, że już jest w domu, choć musiała przecież jeszcze pokonać gdzieś z dziesiątek kilometrów.

Powoli jednak wojna zmierzała ku końcowi. Przyszedł wreszcie lipiec roku 1944, kiedy to już było słychać salwy sowieckich armat. Armia Czerwona przy wsparciu brygad AK wyzwalała Wilno, Niemcy się wycofywali. Na odchodnym jednak jeszcze przeczesywali teren, szukając „bandytów”. Tak niemiecki patrol dotarł również na ulicę Majową.


Wnuk Jan przy domu, w którym mieszkała bohaterka opowieści

Matka Boża uratowała

Na swej działce państwo Maluszyccy jeszcze na samym początku wojny wykopali schron. Zamierzali z niego korzystać w razie niebezpieczeństwa. Schron znajdował się w dole parceli za domem (sama działka miała charakter pagórkowaty). Uciekając w lipcu 1944 roku przed salwami armat bombardujących Wilno, cała rodzina i sąsiedzi ukryli się w schronie. Łącznie 17 osób, wśród nich ośmioro dzieci. Przebywający w schronie w pewnym momencie usłyszeli niemiecką mowę. Dwoje uzbrojonych Niemców weszło na podwórko. Jeden zatrzymał się przy domu na pagórku, drugi zszedł na dół, gdzie dostrzegł wejście do schronu. Gdy uchylił drzwi zobaczył kilku dorosłych i całą gromadkę małych wystraszonych dzieci. Dwoje z nich, blade ze strachu, trzymały w rękach duże obrazy Matki Bożej i Jezusa. Niemiec zaskoczony niezwykłym obrazkiem na chwilę zesztywniał. Na co zareagował jego kolega, wydobywając granat z zapytaniem: „Czy jest ktoś w środku?”. Wtedy penetrujący wnętrze szybko zamknął pokrywę do schronu odpowiadając krótko: „Nein”.

Ocaleni

Gdy Niemcy odeszli, wszyscy dziękowali Bogu i Jego Matce za ocalenie. Byli uratowani i wkrótce wyzwoleni spod niemieckiej okupacji. Niedługo po wkroczeniu Rosjan do Wilna zjawili się w domu Maluszyckich ci ludzie, którzy mieli zabrać żydowskie dzieci. Mieli jeszcze wrócić, żeby odwdzięczyć się za pomoc i uratowanie im życia. Nie wrócili. Kto wie, jakie były dalsze losy dwójki dzieci?

Pani Helena do końca życia miała pewność, że Pan Bóg – również przez ręce Żydów – za wszystko jej wynagrodził. Gdy pod koniec lat czterdziestych rodzina Maluszyckich wybierała się na wyjazd do Polski, panią Helenę nagle zmogła choroba. Lekarze uznali, że ma reumatyzm serca, ale podjęte leczenie nic nie dawało. Sytuacja tylko się pogarszała, dlatego też nie mogła repatriować.

Gdy zdrowie pani Heleny nie ulegało poprawie, ktoś jej doradził dobrego prywatnego lekarza, który prowadził swój kabinet przy ulicy Niemieckiej. Jak się okazało, był lekarzem żydowskiego pochodzenia. Prawidłowo zdiagnozował chorobę, jako nerwicę serca, nie zaś reumatyzm. Leczenie było na tyle skuteczne, że pani Helena przeżyła kolejnych 50 lat, doczekując sędziwej starości. Zmarła w roku 1981 w wieku 97 lat.



Wnuk, który też jej zawdzięcza życie, zapala świecę na grobie Heleny Maluszyckiej

Pro memoria

Rodzinną sagę o bohaterskiej babci przechowuje wilnianin Jan Maluszycki, który zresztą zawdzięcza swoje wychowanie również ukochanej babuni. Swoją matkę utracił w wieku jeszcze niemowlęcym, dlatego wychowała go babcia. Pamięta jej dobroduszne przytulania, bo jego, sierotę, kochała jak własne dziecko. Pamięta wypiekane przez nią chleby w ruskim piecu na święta, pamięta jak z wielką nabożnością uczyła go pacierza. Pamięta powojenną biedę i miłość ze strony babci. W domu babci było ciasno i ubogo, ale radośnie i pięknie, bo taka była Helena Maluszycka. Cicha bohaterka, która ratowała podczas wojny własne i cudze dzieci...