Emigracja ze ściany wschodniej


Warszawa, fot. bloguspospolitus.blox.pl
Dane opublikowane przez Główny Urząd Statystyczny wskazują, że odpływ ludności ze wschodniej części Polski przebiega w sposób zatrważający. Z lubelszczyzny w minionym roku wyjechało ponad 24 tys. osób - tyle, ile mieszka w dużym powiatowym mieście. Do 2035 r. na Podlasiu będzie mieszkało o prawie 120 tys. osób mniej. To 10 procent populacji. Jest to skutkiem nie tylko ujemnego przyrostu naturalnego, ale przede wszystkim poszukiwania pracy i lepszych zarobków w bogatszych województwach i miastach. Proces ten utrzymuje się od końca lat 90.
Ponad połowa lubelskich i podlaskich emigrantów wybiera Warszawę i okolice. Z kolei mieszkańcy Podkarpacia tradycyjnie wyjeżdżają do Małopolski. Tylko w 2009 r. z lubelszczyzny, która ma ponad 2 mln mieszkańców, do innych województw wyprowadziło się ponad 24 tys. osób. Z Podkarpacia - prawie 21 tys. ludzi, ze Świętokrzyskiego - 13,2 tys., a z Podlasia - ponad 12,6 tys. (nie licząc wyjazdów do pracy za granicę).

Emigracja dotyczy nie tylko wsi, ale też wielkich miast. Jeszcze w 2002 r. w Lublinie, największym mieście po prawej stronie Wisły, mieszkało 358 tys. osób, dziś - 349 tys.

"O takim trendzie decyduje poziom zarobków" - mówi prof. Andrzej Miszczuk z Uniwersytetu Warszawskiego. Trudno się temu dziwić. Średnia pensja brutto na Mazowszu to 5,2 tys., a na lubelszczyźnie zaledwie 2,6 tys.

"Najczęściej ze ściany wschodniej emigrują ludzie młodzi, wykształceni, z dużym potencjałem" - uważa dr Andrzej Wodecki z lubelskiego UMCS, który kilka lat temu badał potencjał intelektualny Lubelszczyzny.

Dr Joanna Tyrowicz, ekonomistka z Uniwersytetu Warszawskiego tłumaczy, że dane te są znacznie zaniżone. "Urząd opiera się na oficjalnych danych, m.in. na meldunkach. Tymczasem młodzi ludzie przyjeżdżający za pracą do Warszawy czy Krakowa często się nie meldują" - mówi.

Taki proces może wywołać odpływ inwestycji ze ściany wschodniej. "Młody człowiek kupi mieszkanie, meble, wybierze przedszkole gdzie indziej. To wywoła spiralę. Inwestor nie wybuduje na wschodzie galerii handlowej czy kina. A brak takich inwestycji nie przyciągnie nowych mieszkańców" - przewiduje dr Joanna Tyrowicz.

Dr Miszczuk twierdzi, że rozwiązaniem mogłaby być dostępność komunikacyjna. "Gdyby pociąg pospieszny jechał do Warszawy godzinę, półtorej, a nie prawie trzy godziny, bardzo wielu ludzi, którzy dziś emigrują do Warszawy, zostałoby w Lublinie, gdzie jest taniej, i dojeżdżało do Warszawy do lepiej płatnej pracy" - uważa.

Duże inwestycje komunikacyjne omijają jednak ścianę wschodnią. Już wiadomo, że PKP przez najbliższe lata nie znajdzie środków na modernizację linii kolejowej Lublin-Warszawa.

Na podstawie: www.wyborcza.pl