Dziennik (nie)straconego czasu [część 2]


Dziennik (nie)straconego czasu, fot. Jovita Jankelaitytė
To autorska kronika sytuacji na świecie i w kraju. Reakcje na statusy z Facebooka, sceny z życia domowej kwarantanny i komentarze polityków. Fakty i ich subiektywna ocena. Z przymrużeniem oka o pandemii, lecz z szacunkiem do zakażonych ofiar. W każdą sobotę wraz z podcastem na portalu Wilnoteka.
 
 




***
Piszę wspomnienie
Siedzę na balkonie, sąsiadka walczy z gołębiami, które zadomowiły się nad jej drzwiami balkonowymi. Chyba to nic personalnego, ale z pewnością jej drewniany parkiet przykryty warstwą odchodów jest odmiennego zdania. Dziewczyna zapycha styropianem wgłębienia nad drzwiami, a wygnane gołębie coś gruchają z pobliskiego gzymsu. Nie jestem doktorem Dolittle, ale rozumiem, że nie są zachwycone powstałą sytuacją, a dźwięki i trzepot skrzydeł to znak ich protestu. Nie jest to miły widok, choć z pewnością są w lepszej sytuacji niż protestujący ludzie, którzy muszą zachować odległość dwóch metrów. W momencie, gdy piszę te słowa, sąsiadka wychodzi na balkon.
– Znów pracujesz? – krzyczy. 
– Tak, piszę o Tobie, jak walczysz z gołębiami – odkrzykuję. Chyba się zawstydziła. Poczerwieniała i spuściła wzrok.

Choć tego jej nie powiedziałem, to ją rozumiem. Kilka tygodni temu prowadziłem podobną walkę i być może te ptaki u niej to właśnie moi przesiedleńcy.
Balkonowej rozmowie przyglądają się gołębię. Znów coś do siebie gruchają.

Autor fotografii Bartosz Frątczak 
 
***
Bezpieczeństwo
Luźna rozmowa na internetowym czacie. Wymieniam z kolegą ogólnikowe opinie na temat plusów i minusów pracy zdalnej. 
– Tylko nie umieść tego w swoim dzienniku. Dodaje znajomy i znika na czas domowego obiadu. 
 
***
Rozmawiamy z Jovitą o naszych planach na najbliższe dni. Przypomina to rozmowę z grudnia 2019 roku o naszych planach rocznych. Marzyłem wtedy, by w nowym roku mieć trochę więcej czasu wolnego… Następnym razem, będę bardziej uważać na swoje prośby. 
 
***
Wypadła mi plomba. Rozumiem, że to bardzo zły moment na takie przypadłości i naiwnie próbuję, by wróciła na miejsce. Potem już przerażony badam językiem małe wgłębienie w prawej górnej szóstce. Dotyk koniuszkiem języka nie wywołuje bólu, uspokaja mnie to, sprawa może jeszcze poczekać. Przed oczyma przelatuje mi straszny obraz głównego bohatera z filmu „Poza światem” – scena, gdy boli go ząb na bezludnej wyspie. Szukam otwartych klinik dentystycznych i awaryjnie porównuję ceny łyżew.
 
***
Petycja. Sprostowanie
Wczytuję się w instrukcję podaną przez autora: PETYCJA ISTNIEJE – MOŻNA JĄ PODPISAĆ POD fot. 5G, TUŻ POD MOIM APELEM O PODPIS PETYCJI (FB)”.
Okazuje się, że petycja jednak istnieje i można ją podpisać tak samo jak tę nieistniejącą. 
Po części żałuję, że wyobrażenie o wszechmożliwości petycji „przeciwko wszystkiemu” stało się protestem przeciwko technologii 5G.
Mgliście przypomina mi się fragment książki… Nie pamiętam ani autora, ani tytułu, ani kiedy ją czytałem, a gdy próbuję jakoś zaklasyfikować ten fragment moje myśli biegną od Paula Coelha do Josepha Ratzingera. Fragment, w którym córka wpatrzona w niebo zwraca się do ojca.
– Spójrz tato, jakie piękne chmury. 
– To eter, córko, eter.
– Fuu.. z obrzydzeniem reaguje córka. 
Być może czasem, lepiej nie poznać „prawdy”. 
 
***
Kolejny raz odmawiam picia wina przed komputerem w ramach namiastki kontaktów społecznych.
Może źle robię, ale chyba samotność wolę przeżywać w samotności.
 
***
Rozmowy o filozofii
Koleżanka, chyba w ramach akcji „dodaj otuchy koledze” wysłała mi wiadomość, w której opisuje, że większość największych liderów świata skończyła studia filozoficzne.
W odpowiedzi wysyłam jej zaczytane słowa o tym, że większość post-filozofów popada w alkoholizm i depresję. Po czym uspakajam się myślą, że studiowałem też edukację wczesnoszkolną i to pewnie zrównoważy skłonność do depresji, ale i przekreśli pozycję światowego lidera. Idąc do kuchni, dostrzegam kolejkę pustych butelek po winie. 
 
***
Dziś moja kolej na przygotowanie nas do wyjścia z domu. Na stole rozkładam płyn dezynfekujący, cztery rękawiczki, olejek pepermint, a także po dwie sztuki podpasek oraz jednorazowych maseczek ochronnych. Nalewam kilka kropel olejku na wewnętrzną stronę maseczki oraz równomiernie przeklejam podpaskę, by nie zniekształcić maski. Zakładam rękawiczki, chowam w tylnej kieszeni spodni płyn do dezynfekcji. Wychodzimy.

Jovita Jankelaitytė, fotografia Bartosz Frątczak
 
*** 
Oglądam zdjęcia kolegi, który wybrał się do Niemenczyna. Wykryto tam ognisko zakażeń wirusem. Na fotografii przerażający widok. Starszy mężczyzna, od którego pobierany jest wymaz z nosa. Czytałem, że procedura nie jest przyjemna, że nawet boli. Jednak nie to mnie przeraża, nie to nie daje spokoju. A myśl o tym, że na patyczku w postaci śluzu zapisana jest niepewność. Wyobrażenie tego, że po badaniu niby zwyczajnie wraca się do domu. Wraca i oczekuje. To niepodobne do czekania na poranny numer gazety, w którym wyczytamy wynik meczu ulubionej drużyny piłkarskiej i dowiemy się, że straciliśmy 5 euro w totalizatorze sportowym. Zastanawiam się, jak wygląda wieczór tego mężczyzny. Pewnie jest świadomy, że należy do grupy ryzyka. Czy najnormalniej w świecie pije herbatę i ogląda serial w telewizji albo mecz? Czy może leży wpatrzony w ścianę i przypomina sobie najpiękniejsze momenty życia. W oczekiwaniu na wiadomość, która być może pojawi się w statystykach zachorowań zapisanych w porannym wydaniu gazety.

Autor fotografii Waldemar Dowejko

***
Czytam tabloida. Zatrzymuję się na tytule „Magda Gessler nie ma zmywarki. Zobacz, co jeszcze zaskakuje u niej w domu”.
Jest w tym jakaś intryga, zakodowany w ludzkim genomie wojeryzm. Nie zaglądam. Nie chcę wiedzieć. Przecież ja też nie mam zmywarki.
 
***
#WarsawGhettoUprising
W Wilnie pogodny wiosenny wieczór. Czytam “Campo di Fiori” Miłosza. 
„[…]
Czasem wiatr z domów płonących
Przynosił czarne latawce,
Łapali skrawki w powietrzu
Jadący na karuzeli.
Rozwiewał suknie dziewczynom
Ten wiatr od domów płonących,
Śmiały się tłumy wesołe
W czas pięknej warszawskiej niedzieli […]”
 
Myślami jestem gdzieś tam. Obok karuzeli.

Autor fotografii Bartosz Frątczak

***
Przez obecną sytuację znajomi musieli zmienić datę ślubu. Tyle przygotowań, telefonów i testów. Mogę się tylko domyślić, że wybieranie (czy akceptowanie) wzorków na obrusach musi być skomplikowanym zadaniem dla jednej z połówek narzeczeństwa. A teraz odwołanie. Zapewniłem ich o moim szczerym współczuciu. Ku mojemu zdziwieniu, koleżanka zapewnia, że oni już się z tego śmieją i w zasadzie to całkiem ciekawe, bo można planować ślub dwa razy. I to z tą samą osobą.
 
*** 
Rzeżucha
Przed wyjazdem do sklepu dokładnie wszystko planujemy: nasiona takie i takie, doniczek liczba pi, nawóz, kamyczki, ziemia... Wszystko, co będzie potrzebne do utworzenia domowej plantacji. Namiastki ogrodu, który znajdzie swoje miejsce na parapecie przy oknie. Kilka godzin później, rozpakowując zakupy, Jovita spogląda na mnie mówi głosem pełnym rozczarowania, że plantacja musi zaczekać. 
Przez przypadek kupiliśmy ziemię cmentarną.
 
***
Zacząłem jeść regularnie i w ogóle jest to możliwe. Po raz pierwszy w życiu pasek do spodni przestał potrzebować ostatniej dziurki.
 
***
Taxi
Musimy zwrócić pożyczony samochód. Parkujemy przy Nemencines plentas i debatujemy czy bezpiecznie jest podróżować taksówką.
Wracamy pieszo. Przez 9 km do ulicy Lvovo mijamy setki ludzi zwabionych wiosenną pogodą. Idąc tą wąską uliczką nad spokojnie płynącą rzeką, można się oszukać, że wszystko jest jak kiedyś, jak przedtem. Tylko nie te maski na twarzach wymijających nas ludzi.
 
***
Tatuś
Zadzwoniła moja mama, żeby powiedzieć, że przeczytała dziennik. Najpierw po cichu dla siebie, a później na głos dla taty, który ostatecznie obraził się na mnie za fragment o nim i określenie „ojciec”. 
On nigdy swojego taty, a mojego dziadka, którego pamiętam jedynie ze zdjeć i do którego jestem podobny, nie nazwał „ojcem”. Choć mama, stojąc po mojej stronie, dodaje, że być może to wpływ literatury, gdzie na ojców, właśnie tak się mówi. Na swoją obronę dodałem, że być może największy wpływ może mieć Pismo Święte, gdyż tam najwięcej słów, że ten i ten był synem tego i tego, a ojcem tego, nie wspominając o Ojcu, który jest w niebie. Jednak przepraszam i zapewniam, że mogę zmienić i próbując złagodzić ojcowskie rozżalenie, pytam, czy obecna sytuacja nie zagroziła mojemu spadkowi w postaci wędkarskich kołowrotków. Być może wszystko zakończyłoby się żartem, gdyby nie to, że rozmowa poszła w kierunku tego, że ja nic nie wiem, a on sam (wypowiedź wzmocniona zwrotem „na własne oczy”), widział jak Tusk z Putinem się ściskają.
Myślę o tym, że jest to prawda – jaki ojciec taki syn.
***
W obawie przed wyeksploatowaniem lekcji z TVP sięgam po wiersz Aleksandra Sokołowskiego o przewrotnym tytule „precz z terrorem”
„Niech wirus w koronie
Wyleci na dronie
I nigdy nie wróci […]”


Autor fotgrafii Bartosz Frątczak