Dyplom w rękach - zaproszenie na giełdę pracy?


Fot. wilnoteka.lt
W minionym tygodniu na Litwie wręczono ostatnie dyplomy tegorocznym absolwentom uczelni wyższych. Zgodnie z utrzymującą się od czterech lat tendencją, około 10000 z nich, czyli prawie jedna czwarta wszystkich tegorocznych absolwentów zasili szeregi bezrobotnych.
Pierwszego czerwca tego roku na litewskiej giełdzie pracy zarejestrowano 192 200 bezrobotnych. Jest to, o dziwo, jedna z najmniejszych liczb od ostatnich czterech lat. Jednak utrzyma się ona stosunkowo niedługo, gdyż za oknem już lipiec i fala absolwentów z dyplomami w rękach szybko zasili szeregi bezrobotnych. Czyżby świeżo upieczeni specjaliści zamiast zająć się poszukiwaniem zatrudnienia, idą na łatwiznę i swoje pierwsze kroki kierują raczej w stronę giełdy pracy?

Przykro to stwierdzić, ale tak właśnie wyglądają początki samodzielnego życia wielu absolwentów uczelni wyższych. Młodzi ludzie w zderzeniu z nieznanymi im dotąd realiami życia szybko szukają prostych, tanich rozwiązań. Przykładem może być składka na ubezpieczenie zdrowotne, którą można opłacać samodzielnie lub zarejestrować się na giełdzie pracy, która natychmiast bierze na siebie te koszty. Często ludzie wybierają tę drugą, pozornie lepszą i łatwiejszą opcję.

Według ekspertów litewska giełda pracy co roku cieszy się napływem "dyplomowanych bezrobotnych". Jest to jednak związane nie tylko ze wspomnianym ubezpieczeniem, ale także ze wzrostem liczby osób z wyższym wykształceniem. Duża część litewskiej młodzieży jest przekonana, że najważniejszą sprawą po zdaniu matury jest dostanie się na prestiżowy kierunek studiów. Listę najpopularniejszych i najbardziej perspektywicznych na świecie zawodów zna już uczeń podstawówki. Duża część absolwentów nie kieruje się więc własnymi zainteresowaniami, tylko wspomnianymi rankingami profesji i wybiera kierunek, o którym nie ma zielonego pojęcia. Z trudem "dopinają" oni potem licencjat "na ostatni guzik", albo, gdy mają bardziej wyrozumiałych rodziców, porzucają studia w nadziei naprawienia błędu. Warto wspomnieć, iż wyszkolenie przyszłych specjalistów kosztuje państwo rocznie ponad 100 mln litów.

"Takie listy najpopularniejszych zawodów mogą często zniszczyć człowieka, który od urodzenia jest, powiedzmy, humanistą. Specjaliści różnych dziedzin będą zawsze potrzebni. Jeśli młody człowiek wie, że chce wykonywać ten, a nie inny zawód, to powinien do tego dążyć. Szansa na rozwój nie jest możliwa na nielubianych studiach, nawet jeśli wydają się najbardziej perspektywiczne" - twierdzi Dovilė Rudzenskė - kierownik projektu informacji i konsultacji zawodowej "Euroguidance". Według niej takie wybranie przez ucznia dowolnego zawodu jest dopuszczalne tylko w przypadku, gdy ma uzdolnienia w wielu dziedzinach i zwyczajnie nie potrafi się zdecydować.

Po wręczeniu dyplomów swoje kroki w kierunku giełdy pracy kieruje około 8000 absolwentów. We wrześniu liczba ta sięga nawet 10 000. Najwięcej osób bezrobotnych rejestruje się w lipcu. „W tym okresie rosnąca na giełdzie pracy liczba absolwentów jest dla nas zjawiskiem normalnym. Przecież właśnie wtedy studenci otrzymują dyplomy ukończenia studiów” - mówi Milda Jankauskienė - starszy specjalista wydziału do spraw komunikacji giełdy pracy. Zaznacza też, że obserwuje się duży kontrast przy porównywaniu wskaźników rejestracji absolwentów na giełdzie pracy na przestrzeni lat. Na przykład przed kryzysem finansowym absolwentów uczelni wyższych zarejestrowanych na litewskiej giełdzie pracy było ok. 2000.  Natomiast w lipcu 2009 roku było ich już w trzy razy więcej, a w lipcu 2010 roku – o kolejne 2000 więcej. W lipcu 2011 roku zarejestrowało się 7800 absolwentów. W lipcu zeszłego roku - 7200. Można więc stwierdzić, że duży wpływ na "postudenckie bezrobocie" miał kryzys ekonomiczny. Ale ten przecież już dobiega końca... Czyżby zatem uniwersytety litewskie można określić mianem "kuźni bezrobotnych"? A może to raczej wina samych studentów, którzy wolą uciekać przed pracą?

Dane pokazują, że 60 procent absolwentów uczelni wyższych zarejestrowanych na giełdzie pracy dotąd nigdzie oficjalnie nie pracowało. Dla nich więc szybkie wdrożenie się do konkretnego zawodu od razu po studiach jest raczej niemożliwe. Pracodawcy zwracają przecież uwagę nie tylko na wykształcenie, ale też na doświadczenie oraz konkretne umiejętności młodego specjalisty, których jak się okazuje on po prostu nie posiada. Z dyplomem w ręku nie chce zmywać naczyń, szuka więc pracodawcy "czekającego" na niego "z otwartymi rękoma" na giełdzie pracy.

Dovilė Rudzenskė twierdzi, że ostatnio coraz częściej słyszy negatywne opinie o systemie kształcenia na uczelniach wyższych. Jedni mówią, że przydałoby się pomyśleć o przygotowaniu do wykonywania konkretnych zawodów, gdyż absolwenci nie posiadają potrzebnych w pracy umiejętności. Przeciwnicy takiego myślenia wysuwają poważny argument, że ważna jest przecież wiedza ogólna, która pomaga orientować się w różnych sferach życia, kształtując w ten sposób indywidualność jednostki. Co jest więc ważniejsze? Trudno to jednoznacznie rozstrzygnąć. Trzeba jednak na pewno zająć się problemem obecnego systemu edukacji, którym są "bezrobotni specjaliści" zasilający szeregi bezrobotnych.

Na podstawie: 15 min.lt, inf.wł.