Duchowość młodej Wandy Boniszewskiej


Siostra Wanda Boniszewska, fot. bujwidze.lt
Każdy człowiek zostawia na swojej drodze ślad. Czy dobry, piękny i budujący – to zależy od niego samego. Od każdego człowieka możemy się wiele nauczyć – jeśli chcemy. Przypatrując się jego życiu, widząc jego postawy, wybory – możemy pomyśleć: „Też tak chcę!”.
S. Wanda Boniszewska – członkini Zgromadzenia Sióstr od Aniołów przez całe swoje życie przeszła niezauważona, w cieniu… To był jej wybór, jej droga życia i pewien rys charakterystyczny dla jej duchowości. Jednak nie tylko… takim właśnie życiem odpowiedziała ona na zaproszenie Jezusa, który szczególnie ją umiłował. Przypieczętował tę miłość cierpieniem, którego ona doświadczała oraz łaską stygmatów, które nosiła na swoim ciele.

Przypatrując się życiu s. Wandy nie dostrzegamy niczego nadzwyczajnego w jej zachowaniu, w jej byciu z Panem Bogiem, w jej kroczeniu Bożymi ścieżkami. To nas może zachęcać do tego, by poznając ją – naśladować postawy, zachowania. By także nasze proste życie przemieniać w święte bycie dla Boga, drugich i dla samych siebie.

Cz. I
Początki 
 

Sami wiemy, że Rodzina wywiera na nasze życie ogromny wpływ. Chcąc kogoś poznać albo zrozumieć warto dostać się do jego korzeni, by móc zobaczyć jaką drogę musiał przejść, żeby osiągnąć w życiu to, do czego doszedł. S. Wanda Boniszewska żyła w latach 1907-2003. Oto co sama Wanda pisze o swoich „początkach”:

„Niedaleko od Nowogródka wśród lasów i drzew ozdobnych na wzgórzu wznosi się majątek oraz folwark Nowo-Kamionka, było to miejsce mego urodzenia. Przyszłam na świat 20 V 1907 roku według starego stylu (Chodzi kalendarz juliański, który różni się od gregoriańskiego o dwa tygodnie. Według dzisiejszego kalendarza s. Wanda urodziła się 3 czerwca – przyp. red.). W tym roku ochrzczono mnie imieniem Wanda. Rodzice moi: Helena i Franciszek-Witold Boniszewski, byli pobożni i gruntowni w wierze katolickiej, jak też i pełni miłości bliźniego. Rodzeństwo ( Wanda pisze o żyjącym rodzeństwie, ponieważ w rzeczywistości Mama urodziła 10. dzieci z czego trójka zmarła niedługo po urodzeniu.) składające się z pięciu sióstr i dwóch braci, ja byłam córką czwartą z rzędu. Byliśmy wychowani przez rodziców z wielką pieczołowitością, tak pod względem moralnym jak i fizycznym. Rodziców kochałam i szanowałam – więcej kochałam mamusię niżeli ojca, a to z tej prostej racji, że ojciec całymi dniami był poza domem z powodu zajęcia, jakie pochłaniały nadleśniczego. Według opowiadania rodziców, to jeszcze nie oglądałam świata, tj. przed moim urodzeniem sześć lat ojciec bawił w Ameryce, a mamusia w tym czasie ciężko musiała pracować i szarpnęła porządnie swoje wątłe siły. Wskutek tego wysiłku późniejsze lata chorowała w szpitalu całymi miesiącami. My byłyśmy jeszcze małe, niezdolne do pracy, potrzebowałyśmy opieki, a więc była zawsze jakaś służąca i jednocześnie wychowawczyni. Najwięcej pokochałam służącą Zosię”.

Mama Wandy była żydówką, która tuż przed ślubem przyjęła chrzest, a jej ojciec – jak czytaliśmy – był katolikiem. Rodzice troszczyli się o wychowanie katolickie swoich dzieci. Dlatego też w domu Boniszewskich prowadzone były katechezy dla starszych dzieci, którym Wanda się przysłuchiwała.

Państwo Boniszewscy – a szczególnie Mama – dbali też (poza katechezą w domu i religijnym wychowaniu) o niedzielną Eucharystię, o to też, by dzieci mogły przystępować do sakramentów świętych.

Jaka nauka płynie stąd dla nas – zwykłych, szarych katolików? Ważne jest dbanie o Rodzinę. O to, by w naszych domach Pan Bóg i wartości chrześcijańskie miały swoje ważne miejsce. Żeby szaleństwa dzisiejszej cywilizacji nie przysłoniły nam tego, co przekazali nam nasi Rodzice, Dziadkowie – nie przysłoniły nam wiary. Nie jest dla nas usprawiedliwieniem to, że „takie trudne czasy”, że „trzeba pracować, a na resztę nie ma już czasu i siły”. Boniszewscy też nie mieli idealnych warunków. Ale wiedzieli, co w ich życiu ma wartość, co jest najważniejsze – i na tym opierali swoje wybory, postawy. To przekazywali Tym, których Bóg dał im jako ich Dzieci…

Cz. II
Jezus ukryty pod postacią Chleba


Kiedy Bóg jest obecny w Rodzinach, kiedy Rodzice nie wstydzą się mówić o nim wobec własnych Dzieci, wtedy one słyszą o Nim, poznają Go i nie jest już On dla nich Wielkim Nieobecnym. Staje się Kimś – bo przecież jest Kimś.

Dzięki katechezom prowadzonym w domu dla starszego Rodzeństwa Wandy ma ona dość wcześnie możliwość poznawania Boga. Niezwykłe jest jej zadziwienie i dojrzałość pytań, które rodzą się w jej sercu.

„Pamiętam, jak mi opowiadała [Zosia] o Panu Jezusie – jak umarł na krzyżu dla miłości ludzi i że dotąd przebywa z nami na ziemi utajony pod postaciami chleba i zamknięty w Tabernakulum. Obecność Pana Jezusa w Tabernakulum głęboko wpadła do serca i bardzo pragnęłam Go ujrzeć i przyjąć do serca, ale niestety, byłam za (głupią) młodą pięć lat życia do tak Wielkiego Sakramentu . W wolnych chwilach od zabaw dziecinnych zastanawiałam się nad życiem Pana Jezusa w Tabernakulum, w tej ciemnej małej szafce zamkniętego nawet pod kluczykiem. Nie mogłam w małej głowie tego pomieścić – pytałam służącą, jak to Pan Jezus jest Panem całego nieba i świata, a daje się, żeby Go księża zamykali w szafce? Jak tłomaczyła Zosia, w żaden sposób nie mogłam się zgodzić i zrozumieć, żeby kapłani robili z nim co chcieli, nikt mi tego nie wytłomaczył, ani nawet ksiądz nie potrafił mnie przekonać, aż dopiero po kilku latach przekonał mnie sam Pan Jezus…”

Bóg ukryty w Tabernakulum – niepojęta Tajemnica 

Kiedy pojechała z rodzicami po raz pierwszy do kościoła i zobaczyła Tabernakulum – pierwszą modlitwą jaka się jej wyrwała z serca było: „Biedny Bozia – jak tam smutno musi być”. Być może w tym momencie zrodziło się w niej pragnienie towarzyszenia Jezusowi obecnemu w Tabernakulum, dotrzymywania Mu towarzystwa, wszędzie, gdzie był przechowywany Najświętszy Sakrament. To stało się rysem charakterystycznym dla duchowości Wandy, być razem z Jezusem i ująć Mu samotności, której doświadcza.

Wanda udziela nam pierwszej ważnej lekcji i zachęca nas do dotrzymywania towarzystwa Jezusowi ukrytemu w Tabernakulum. Uczy nas przekraczania siebie, wyjścia z własnej samotności i wejścia w rzeczywistość towarzyszenia Bogu w Jego samotności. Jak często skarżymy się na to, że nas nikt nie odwiedza, że wszyscy nas porzucili, że czujemy się tacy samotni. Jezus chce być odwiedzany! W kościołach pozostał specjalnie dla nas – którzy czujemy się samotni. On tam też jest samotny i czeka na naszą obecność, nasze krótkie chwile adoracji. Ile razy czasem przechodzimy obok kościoła i nawet nie przyjdzie nam do głowy żeby do niego wejść. A dlaczego? Gdybyśmy mieli większą świadomość tego, że tam Ktoś jest, i to Ktoś, kto bardzo nas kocha i chce nas słuchać i z nami przebywać – może szybciej zdecydowalibyśmy się na krótkie chociaż odwiedziny u Jezusa. Wanda nas tego uczy i do tego nas zaprasza.

Komunia św.

Kolejnym rysem charakterystycznym dla duchowości s. Wandy jest jej sposób przeżywania Komunii św.

Zacytuję tu fragment z tekstu o. Ząbka, który spisał ważne wydarzenia z życia s. Wandy :

„Pierwsza Komunia święta była dla Wandy epokowym przeżyciem do którego gotowała się od maleńkości i za którym tęskniła niewypowiedzianie. «Zdarzyło się raz, że gdy ksiądz udzielał Komunii św. powstało w duszy mojej takie szalone pragnienie przyjęcia (jej), że nie mogłam się powstrzymać i ukradkiem podeszłam z ludźmi do balasek, uklękłam przy stole Pańskim (w nadziei) że ksiądz udzieli i mnie. Lecz niestety, człowiek strzela, a Pan Bóg kule nosi, mówi przysłowie. I tak jest. W pierwszym rzędzie zostałam pominiętą. Może to dlatego, że byłam tak małą, że zaledwie nosem dostawałam do balasek. Później służąca spostrzegła moje przestępstwo i kazała mi odejść. Odeszłam skarżąc się na księdza, że mi kazał odejść, że jest niedobry, bo mi nie dał Bozi»”.

Później Wanda choruje, i z tego powodu przedłuża się czas nieprzyjęcia Komunii św. W momencie gdy jest gotowa – w Nowogródku w 1918 r. przyjmuje I Komunię św. i jest to też moment pierwszej ekstazy s. Wandy, pierwszego duchowego doświadczenia. „Gdy ksiądz z Najświętszym Sakramentem w ręku zwrócił się do mających Go przyjąć sprzed oczu Wandy zniknęła postać kapłana, a zobaczyła samego Zbawcę z całym orszakiem przed sobą. Po odejściu na bok utonęła całkowicie w Jezusie (w rzeczywistym zachwyceniu) tak, że doleciały ją słowa przyrzeczeń chrztu św., jakieś modlitwy ale poza tym absolutnie utraciła wszelka świadomość otoczenia do tego stopnia, że gdy ukończono dziękczynienie i dzieci odprowadzono na plebanię na wspólne śniadanie, dopiero przy stole ktoś zauważył brak Wandy B. Ktoś poszedł ja szukać i znalazł w kościele klęczącą, zatopioną w modlitwie. Oprócz niej jeszcze dwie inne. Przyprowadzono ją do stołu, potem rozdano obrazki, fotografowano całą grupę, ale z tego wszystkiego trochę zainteresowania obudził w Wandzie obrazek, a na resztę zupełnie nie zwracała uwagi, bo była nadal głęboko zajęta Jezusem. Potem z matką powróciła na adorację, którą przedłużyły aż do sumy włącznie”.

Data komunii św., czyli dzień przyjęcia Jezusa do serca, była dla niej na tyle ważna, że później każda rocznica Komunii św. była przez nią wspominana. Jezus też w tym dniu udzielał Wandzie szczególnych łask.

Kolejna lekcja jakiej nam udziela Wanda to pytanie o to jak my celebrujemy przychodzenie Jezusa do nas. Czy ważny jest dla nas czas komunii św.? Czy nie przyzwyczailiśmy się do przyjmowania Komunii? Jak przygotowujemy się do niej? Wanda uczy nas wrażliwości na ten niezmiernie ważny moment i troski o głęboką świadomość i piękno tej chwili.

Obecność Jezusa w Hostii – czy to pozostającego w tabernakulum, czy też przychodzącego do nas w Komunii św. – wymaga wiary. Może Wanda jest dla nas zaproszeniem do pogłębienia naszej wiary, do bardziej realnego przezywania jej w codzienności. Pewnie, że większość z nas nie otrzyma tej łaski jaką otrzymała ona podczas I komunii, ale może łaską jaką możemy otrzymać będzie łaska głębszej wiary w żywą obecność Jezusa w Eucharystii. Nic nie stoi na przeszkodzie, by o taką łaskę prosić również za wstawiennictwem Wandy.

Cz. III
Spotkanie z Aniołami


Anielska rzeczywistość we współczesnym świecie jest dość popularna, ale kończy się – mam wrażenie – na mniej lub bardziej sympatycznych obrazkach i figurkach przedstawiających Anioły. Kiedy jednak przychodzi do proszenia o pomoc… raczej nie traktujemy Ich jako tych, którzy mogą nam jej udzielić.

Wanda miała spotkania z Aniołami. To może nas przysposobi do tego, byśmy uwierzyli w Ich obecność obok nas i w ich gotowość do współpracy i pomocy nam.

Zachował się (w notatkach o. Ząbka) fragment, który według niego pochodzi z Dzienników s. Wandy. Warto się z nim zapoznać:

„Było to w okresie przedszkolnym. Urszulka jeszcze nie chodziła i w dniu święta Niepokalanego Poczęcia rodzice i starsze siostry poszły do kościoła do Nowogródka, a Wandę nie wzięto ze sobą. Rozpłakana siadła sama w pokoju, bo służąca Zosia opiekowała się młodszą Urszulą. Wandę uspokajała jak mogła, ale bez skutku. Poszła do kuchni, zrobiła śniadanie, przyniosła to Wandzie, która skosztowawszy go płakała dalej. Nagle zobaczyła przed sobą śliczną dziewczynkę. Na jej widok umilkła, bo było to coś cudnego. Zapytała Wandę czemu płacze? Potem wyjęła obrazek Niepokalanej, pokazała go Wandzie i dała do pocałowania Wandzie mówiąc, że to jest Mama, ale mieszka w niebie przychodzi do dziewczynek tylko grzecznych. Dziś Kościół obchodzi jej święto, i dlatego wszyscy pojechali do Kościoła i pokazując palcem w dal mówiła dalej: widzisz, jak rodzice się modlą, a Matka Najświętsza wyciąga nad nimi ręce i błogosławi im i tobie. «Jak w lustrze, mówi Wanda, zobaczyłam rodziców i siostry w pierwszej ławce».

Następny obrazek pokazała mi ukrzyżowanie Pana Jezusa i też ucałowałam (…). Bawiłyśmy się długo piłką i lalkami. To co nasza służąca podała mi do jedzenia, to było jakieś niesmaczne, ale ta dziewczynka dała mi cukierek, który wrzuciła do potrawy (?) i zajadałam ze smakiem. Rozkochałam się w tej dziewczynce, nazywałam ja na ty, bo nie wiedziałam jak się nazywa i nie wiem dlaczego nie pytałam o jej imię. Wzrostu była mego, tylko że była mądra i śmiała. Sukienkę miała niebieską, oczy i włosy ciemne, rozmawiała po polsku. Dziwiło mię skąd się ona tu wzięła, bo w sąsiedztwie nie było Polaków. Była ze mną tak długo, aż rozpoczęła się Msza św. w kościele, do którego rodzice pojechali. Z chwilą rozpoczęcia się Mszy św. dziewczynka ułożyła mnie do łóżka i kazała we śnie widzieć gdzie jest ona, a ona poszła razem z ministrantami służyć do Mszy św. Śniłam, że ta dziewczynka była własnością Mamy niebieskiej”.

Kiedy rodzice wrócili z Kościoła i Wanda im opowiedziała o tej dziewczynce, to rodzice najpierw mieli pretensję do Zosi, że wpuściła obcych do domu. Potem jednak, kiedy Wanda zaczęła opowiadać szczegóły, dotyczące np. tego gdzie siedzieli w kościele, których nie mogła znać nie będą w Kościele – byli bardzo zaskoczeni. Nie zatrzymali się jednak nad tym dłużej. Dla Wandy była to też informacja, że ona widziała kogoś, kogo inni nie widzieli. Potem wielokrotnie doświadczała tego, że widziała kogoś, kto stał przy niej, ale nikt poza nią tego nie widział.

W dziennikach s. Wandy opisanych jest wiele takich spotkań z Aniołami. Kiedy np. Rodzice są zajęci pracą, rodzeństwo nie ma dla niej czasu, to ona bawi się sama w lesie i przychodzi do niej jakiś chłopczyk, czy dziewczynka. Nie zawsze pyta ona czy jest to anioł, ale zawsze ma świadomość tego, że to nie jest zwykły człowiek.

Wanda opowiada też o tym, że np. w szkole gdy nie umiała sobie poradzić z jakimś trudnym zadaniem to przychodził do niej ktoś, siadał obok, pomagał w rozwiązaniu. Potem wszyscy się dziwili jak to się stało, że ona to zadanie zrobiła, a ona w sposób naturalny odpowiadała, że przecież był tu chłopiec, czy dziewczynka, którzy podpowiedzieli mi i pomogli w tym.

Warto uczyć się od Wandy kontaktu z Aniołami, zwłaszcza z Aniołem Stróżem, takiego osobistego stosunku do nich, zaprzyjaźnienia się z nimi, proszenia o pomoc nie tylko w nadzwyczajnych sytuacjach, ale w takich prostych, codziennych, zwyczajnych sprawach, które się nam zdarzają.

Aniołowie chcą nam pomagać, ale nie zrobią nic, jeśli ich o to nie poprosimy. Pogłębiając duchowość s. Wandy może warto również na ten aspekt naszego życia spojrzeć z większą wnikliwością. Może to będzie dla nas zaproszeniem do częstszego korzystania z anielskiej pomocy.

Cz. IV
Środki na świętość


Świętość to wykorzystanie zwykłych rzeczy tak, aby nas prowadziły do Boga i sprawiały, że nasze życie będzie pełne miłości i piękna.

Pogańskie imię

„Dowiedziałam się, że mam pogańskie imię. A poganie do Pana Jezusa nie należą. Zmartwiona pytałam matki: jaka na to rada? Odpowiada mi, że innej rady nie ma prócz świętości. A jak zostać świętą, to bardzo łatwo, tylko trzeba wyzbyć się swoich wad itp. Już w tej chwili zabrałam się do pracy nad sobą dla zdobycia cnót.”

„W tym czasie zaczęłam zwracać większą uwagę na swe błędy – wady i charakter wrodzony. Byłam upartą, żywą, popędliwą, skorą do zapalczywego gniewu, a nawet zemsty. Dzięki światłu Bożemu, które rozjaśniało moją duszę i wskazywało mi konieczność wyrzeczenia się wszelkich przywiązań, a oddanie się Jezusowi, zrozumiałam całą wartość i wagę cnoty umartwienia. Wydałam sobie wówczas wojnę bez najmniejszej litości, w robocie była dyscyplina, post suchy, twarde spanie i wiele innych, naturalnie bez wiedzy rodziców, musiałam zdrowie zrujnować do ostatka, zapadłam w silną anemię i wszystkie miesiące zimowe przeleżałam w łóżku. Z tej też racji przystąpiłam o rok później do upragnionej Komunii św.”

Czemu nie spytała rodziców? Może wiedziała, że nie pozwolą jej na tak wielkie umartwienia. Ta lekcja była dla Wandy ważna, ponieważ potem zaczęła poddawać takie praktyki pod osąd rodziców. Kiedy zabraniali jakiś form pokutnych był to dla niej znak, że Jezus nie żąda od niej jakiś nadzwyczajnych form, ale prostej pracy nad sobą, co też zaczęła praktykować. Drobne przyjemności z których rezygnowała to cukierek, miłe spotkanie. Z czasem zauważyła, że nie umie przekraczać siebie, że bardziej kieruje się tym co chce albo czego nie chce, niż tym, że ktoś ma potrzebę z którą do niej się zwraca. Zaczęła więc przechodzić nad tym co jej się chce a czego nie chce i pracować nad swego rodzaju dyspozycyjnością.

To, czego tym razem uczy nas Wanda to umiejętność korzystanie z dostępnych środków w drodze do świętości. Pokazuje że świętość, to nie jest coś nadzwyczajnego, dostępnego tylko dla niektórych. Że można ją osiągnąć stosując proste środki. Nie szuka nadzwyczajnych form modlitwy, wyszukanych sposobów umartwienia. Korzysta z tego co przynosi jej codzienna rzeczywistość – czy to przez rodziców, czy to też przez Zgromadzenie. Uczy nas tego, że proste środki prowadzą do świętości, do zjednoczenia z Bogiem. A z drugiej strony wierność temu, oddanie.

Posłuszeństwo rodzicom

Następną rzeczą ważną w duchowości Wandy jest jej posłuszeństwo. Zaczęła je praktykować wpierw wobec swoich rodziców. W pewnym momencie swojego życia (tak jak było napisane) zauważyła, że nie jest im posłuszna. Rozpoznała, że rodzice są jej dani od Boga do tego, by ona do Niego szła. Stąd nawet wówczas, gdy podejmowali decyzje wbrew jej pragnieniom, w duchu posłuszeństwa przyjmowała ich decyzje. Tak było np.: gdy powiedziała rodzicom, że chce wstąpić do zgromadzenia, ale rodzice nie zgodzili się na ten wybór w tym czasie ze względu na jej młody wiek.

Posłuszeństwo nie było czymś, co przychodziło jej łatwo. Wiele ją ono kosztowało. Ale wiedziała, że tylko posłuszeństwo pomoże jej rozpoznawać wolę Boga wobec niej. A gdy nawet polecenia były niezrozumiałe – miała pewność, że ludzie decyzyjni się mylą, ale ona słuchając ich – nie. To co rozpoczęła za młodu kontynuowała na drodze życia zakonnego, będąc w Zgromadzeniu, a Bóg wystawiał ją na różne próby, szlifując jak diament i kształtując w niej wielkiego ducha posłuszeństwa.

Wanda i tym razem zadaje nam pytanie. Pyta o nasz szacunek do rodziców, nasze posłuszeństwo rodzicom, przełożonym, tym, od których jesteśmy zależni. Postawa Wandy zachęca nas do ufnego powierzenia się tym, których opiece Pan Bóg nas powierza. I choć nie zawsze zgadzamy się z nimi, nie zawsze jesteśmy jednomyślni, to jej przykład przekonuje nas o tym, że Pan Bóg ze wszystkiego może wyprowadzić dobro. I tym samym Wanda wskazuje na wartość posłuszeństwa samego w sobie.

Cz. V
Stygmaty


Rozróżniamy dwa rodzaje stygmatów – stygmaty zewnętrzne i wewnętrzne. Stygmaty wewnętrzne – jest to odczuwanie bólu w miejscu gdzie Jezus miał rany – bez objawów zewnętrznych. A Stygmaty zewnętrzne to widoczne znaki na ciele – oczywiście związane też z bólem w tych miejscach.

Wanda miała dwa rodzaje stygmatów. Pierwsza wzmianka o otrzymaniu stygmatów wewnętrznych podaje czas pierwszej swojej drogi krzyżowej na dróżkach kalwaryjskich: „Dziś pierwszy raz obchodziłam Drogę Krzyżową w Kalwarii, tak mocno jestem wzruszoną męką i śmiercią Pana Jezusa, że aż odczuwam na swym ciele. Jezu kochany, współczuję Ci szczerze, przepraszam za własne grzechy, przepraszam za innych, proszę o litość nad grzesznikami. Stacja XXXII pochłonęła mnie zupełnie. Widok Ukrzyżowanego przebił mnie naprawdę. Do końca Drogi Krzyżowej towarzyszyły cierpienia. Tak, wiem dobrze, że chcesz, abym z Tobą została przybita do krzyża, ale moja natura niechętnie chce się zgodzić”.

Ojciec Ząbek zapisuje: „W tymże 1919 roku 29 września t.j. na św. Michała w Nowogródku Wanda wzięła udział w procesji, w czasie której, jak to miała zapisane w osobnym zeszycie, po raz pierwszy odczuła ból w nogach i rękach, na miejscu przebicia ich gwoździami”. I w innym miejscu pisze: „Choć Wanda pisze tu o XXXII stacji Drogi Krzyżowej, może być że i tu doznała jakiegoś osobistego przeżycia, jednak w Pryciunach opowiadała, że już przy pierwszej stacji kalwaryjskiej odczuła te rany. W pochodzie szła obok chorągwi i trzymała koniec jednej wstążki zwisającej na boku. Gdy uklękła przy pierwszej stacji i odczuła dotkliwy ból ran (popadła w mocną ekstazę) odeszła całkowicie od zmysłów, nie zwaliła się, ale wypuściła wstążkę z ręki, procesja ruszyła naprzód, pozostawiając Wandę samą dalej klęcząca. Kiedy odzyskała naturalną przytomność nie wiadomo. Dosyć, że po skończonej całej Drodze Krzyżowej siostry Wandy, które też uczestniczyły w tej pielgrzymce, zaczęły jej szukać. Ona tymczasem błądziła po kalwaryjskich dróżkach, nie wiedząc gdzie szukać swej grupy”.

Stygmaty zewnętrzne otrzymała już będąc w Zgromadzeniu, około roku 1934, kiedy przebywała na placówce w Pryciunach, aż do 1956 r. kiedy to wróciła z obozu. Po powrocie z obozu nie ma świadectw mówiących o stygmatach zewnętrznych, ale pojawia się informacja, że odczuwa bóle wewnętrzne – czyli stygmaty wewnętrzne.

Siostra Wanda nie chciała robić wokół siebie zamieszania i nie szukała sensacji. Ukrywała fakt noszenia na swoim ciele znaków męki Jezusa. Wiedzieli o nich tylko Przełożeni Zgromadzenia, jej spowiednicy i wieloletnia opiekunka i pielęgniarka – s. Rozalia Rodziewicz. Reszta – według prośby Wandy – mogli się dowiedzieć dopiero po jej śmierci. I tak się stało.

Cz. VI
Syberia


Czas pobytu w obozie, czyli lata 1950-1956, jest świadectwem pięknej postawy miłości wobec tych, których spotkała w obozie. Jest owocem tych wszystkich lat pogłębiania relacji z Jezusem.

To co na pewno warto podkreślić to fakt, że ludzie, którzy się spotykali z s. Wandą, zwłaszcza jej prześladowcy, nie doświadczyli od niej niczego złego, mimo że Wanda wiele od nich wycierpiała. Osoby te doświadczały miłości i to miłości tak niezrozumiałej, że pod wpływem takiej jej postawy się nawracali i wracali do Boga. Nie mogli zrozumieć, że zadając jej tak dużo bólu ona obiecuje im, że się będzie za nich modlić, zapewnia, że ich nie nienawidzi.

To co na pewno ważne – gdyby nie jej relacja z Jezusem pielęgnowana latami dzięki prostym środkom, to nie wiadomo, czy czas obozu przyniósłby takie owoce. Nie wiadomo, czy jej miłość byłaby tak silna, tak mocna, jasna i piękna.

To jest dowód na to, że bycie z Jezusem, relacja z Jezusem dojrzewa w codzienności, pośród małych kroków, zwyczajnych wyborów, które wiernie podejmujemy podążając za Jezusem. I to dopiero daje owoce.

Ona nie nawracała tych ludzi, ona po prostu promieniowała Jezusem i przez to oni do Niego szli… I to jest kolejna ważna lekcja jakiej nam Wanda udziela. My też możemy napełniać się codziennie Jezusem po to również żeby spotykając się z innymi móc Go dawać. I żeby oni pod wpływem spotkania z nami mogli się zapytać o Niego.

Cz. VII
Modlitwa za kapłanów


Ostatnia rzecz o której warto powiedzieć w kontekście s. Wandy to jest modlitwa za kapłanów. Wanda na początku swojej drogi z Jezusem otrzymała taką misję. Jezus jej powiedział, że On cierpi od najbliższych – od kapłanów i sióstr zakonnych, osób duchownych i chce żeby ona Mu wynagradzała to cierpienie, cierpiąc od najbliższych, ale też modląc się za kapłanów, ofiarowując w tych intencjach trudy codzienności.

Wanda bardzo się tym przejęła i rzeczywiście przez całe swoje życie ofiarowywała swoje modlitwy, cierpienia za kapłanów.

Nieprzypadkowe w tym kontekście, okazuje się jej powołanie do Zgromadzenia Sióstr od Aniołów, które szczególnie wspiera stan kapłański poprzez swoją modlitwę, ale także przez współpracę z Kapłanami i pomoc im na różnych etapach drogi powołania. S. Wanda mogła ubogacić zgromadzenie, ale też wpisać się pięknie w jego charyzmat.

Dla nas zaś – zwykłych ludzi – s. Wanda daje kolejną lekcję i bardzo dobry przykład, żeby modlić się za kapłanów, żeby ofiarowywać za nich swoje codzienne trudy i przeciwności. Zostawia nam ona zadanie modlitwy za kapłanów szczególnie tych, których Bóg stawia na naszej drodze życia – jacykolwiek oni są.