Do Tej co Jasnej broni Częstochowy


Jasna Góra, Łagiewniki - świetny pomysł na I rocznicę Komunii Św., fot. G. Jagiełło
Tak szybko minął rok od chwili, gdy nasze dzieci ze Szkoły-Przedszkola „Wilia” przystąpiły do Pierwszej Komunii Świętej w kościele pod wezwaniem bł. Jerzego Matulewicza… A niby tak niedawno organizowaliśmy im Biały Tydzień, odwiedzaliśmy wspólnie najważniejsze wileńskie świątynie - Ostrą Bramę, Kalwarię Wileńską, Sanktuarium Miłosierdzia Bożego i inne, a na zakończenie wybraliśmy się z pielgrzymką na Górę Krzyży pod Szawlami. Nie tylko modliliśmy się, dziękowaliśmy Bogu za wszystkie łaski, ale i poznawaliśmy naszą przeszłość, tradycje, miejsca niezwykłe, zwiedzaliśmy i porównywaliśmy. Kapłani przyjmowali nas bardzo serdecznie, rozmawiali z dziećmi i modlili się razem z nami. Już wtedy marzyliśmy, by zabrać nasze pociechy także do Częstochowy, pomodlić się nie tylko do Tej „co w Ostrej świeci Bramie”, ale i do Tej na Jasnej Górze. Tej, o której tak pięknie mówił podczas spotkania z rodakami w Wilnie, w kościele Świętego Ducha, nasz papież Jan Paweł II...
Niestety, nawet krótki wyjazd do Częstochowy - to spory koszt. Być może nie każdą rodzinę byłoby na to stać, a przecież taka pielgrzymka ma integrować klasę, dzieci, rodziców. Jednoczyć wokół wspólnych wartości. Ale i w Wilnie nasze pociechy miały wspaniałe święto. To wyjątkowe nabożeństwo Pierwszej Komunii Świętej koncelebrowało też dwóch kapłanów z Polski, którzy przybyli do Wilna na zaproszenie rodziny Urbanowiczów. Wtedy poznaliśmy ks. Jacka Kuczmę z Opolszczyzny. Modlił się z nami i naszymi dziećmi, pielgrzymował razem do wileńskich kościołów, a po ostatniej mszy św. w Kaplicy Ostrobramskiej sprawił olbrzymią niespodziankę: na pierwszą rocznicę Komunii Świętej zaprosił nas do Częstochowy! Może wiedział o naszych marzeniach, a może była to Opatrzność? 

Wtedy jednak pierwsza rocznica wydawała się odległa, jednak mijały miesiące i propozycja nie traciła aktualności! Ks. Jacek zapewnił, że przy wsparciu parafian może nas zakwaterować w Domu Pielgrzyma i zapewnić wyżywienie. Pozostało tylko zorganizować podróż na Śląsk. Próby znalezienia dofinansowania takiego wyjazdu podjęliśmy być może za późno - nikt na Litwie ani w Polsce nie zareagował na nasze listy poza posłem na Sejm RP Arturem Górskim, który wsparł nas kwotą 500 litów. Reszta wydatków spadła na barki rodziców, ale tu na szczęście entuzjazmu nie zabrakło. Wszyscy uznali, że taka wspólna pielgrzymka w rocznicę Pierwszej Komunii Św. będzie pięknym zwieńczeniem naszego siedmioletniego pobytu w Szkole-Przedszkolu „Wilia”, więc na Jasną Górę udamy się rodzinnie, gdyż wiele mam (a nawet babć i mam chrzestnych!) chciało jechać i razem z dziećmi spędzić te ważne chwile. Nasz pomysł poparły panie wychowawczynie i dyrekcja „Wilii”. Bez większego wysiłku skompletowaliśmy pełny autokar. Szkoda tylko, że żaden duszpasterz z naszej parafii pw. bł. Jerzego Matulewicza nie mógł nam towarzyszyć. Wiadomo - maj to napięty okres w kalendarzu kościelnym, więc roli duchowej przewodniczki dziarsko się podjęła nasza katechetka pani Julia.

„Nasz ksiądz Jacek” okazał się bardzo rzeczowym i świetnym organizatorem. Dzięki jego staraniom pielgrzymka nie ograniczyła się do Jasnej Góry - zwiedziliśmy też Łagiewniki, Kraków i Krasiejów. Rodzinne miasto pożegnało nas ulewą, grzmotami i błyskawicami, lecz pielgrzymom z „Wilii” to nie przeszkadzało. Okazało się, że niektóre dzieci jechały do Polski po raz piewszy, więc można sobie tylko wyobrazić, co się działo w ich malutkich serduszkach. Pierwszym i chyba jedynym rozczarowaniem tego wyjazdu 
była dla nich … granica litewsko-polska, której po prostu nie było.

Rano dotarliśmy na Jasną Górę, gdzie czekał na nas ks. Jacek Kuczma i już na wstępie urządził nam wspaniałą wycieczkę po całym sanktuarium. Mogliśmy podziwiać skarbiec, wota, odznaczenia wojskowe, kaplicę i bazylikę. Później był czas wolny, więc poszliśmy na „kremówki papieskie”. Doprawdy pyszne, a jeszcze ta świadomość, że Jan Paweł II je uwielbiał... O 15.00 zgromadziliśmy się na mszy św. w kaplicy Pani Jasnogórskiej. Atmosfera była niepowtarzalna, nie sposób przekazać jej słowami. Matka Boska Częstochowska po prostu promieniowała niesamowitym ciepłem i miłością. Razem z nami modliły się niepełnosprawne dzieci z rodzicami, co potęgowało niezwykłość i moc tego świętego miejsca. 

Z Jasnej Góry ruszyliśmy w stronę Góry Św. Anny (ok. 80 km od Częstochowy), miejsca także historycznego, słynącego z wielu cudów, ważnego dla Ślązaków. To tu, na powulkanicznej skale, gdzie się toczyły ważne boje podczas powstania śląskiego w 1921 r., w pobliżu klasztoru o.o. franciszkanów i bazyliki św. Anny Samotrzeciej, mieliśmy nocleg w Domu Pielgrzyma. Pierwsze, co się nam rzuciło w oczy, gdy tylko wjechaliśmy na Śląsk opolski, to dwujęzyczne, polsko-niemieckie nazwy miejscowości, a nawet ulic! Kiedy będziemy to mieli na Wileńszczyźnie?

Następnego dnia raniutko ruszyliśmy do Krakowa. Całą drogę (ok. 150 km) ksiądz nas zajmował ciekawymi opowiadaniami i podziwiał bardzo grzeczne dzieci, co napawało dumą nasze panie i oczywiście nas, rodziców!!! Pierwszym punktem podróży były Łagiewniki. Światowe centrum kultu Miłosierdzia Bożego. Piękna kaplica z relikwiami siostry Faustyny Kowalskiej i drugim obrazem „Jezu ufam Tobie” (o wileńskim pierwowzorze oczywiście wiedzieliśmy, ale nie wszyscy!). Nieopodal cela św. Faustyny, która wygląda, jak gdyby siostra wyszła stąd przed chwilą i zaraz miała powrócić. No i oczywiście bazylika, w której mieliśmy mszę św. Podziwialiśmy to miejsce i wielu żałowało, że w Wilnie, np. na Antokolu, nie możemy stworzyć przynajmniej czegoś podobnego. Prawdziwego Sanktuarium, na miarę Miłosierdzia Bożego i św. Faustyny.



Z Łagiewnik przyjechaliśmy na Wawel. Odwiedziliśmy Smoka, który łaskawie tego dnia wylazł z jamy i na naszą cześć przepięknie zionął ogniem. Potem udaliśmy się do bazyliki, gdzie panie przewodniczki dały nam żywą lekcję prawdziwej historii. Pokłoniliśmy się najsławniejszym władcom Rzeczpospolitej, tak bliskim nam Jagiellonom i Marszałkowi Piłsudskiemu, jak też Parze Prezydenckiej i ofiarom 
katastrofy smoleńskiej. Po tak intensywnym zwiedzaniu byliśmy już zmęczeni, więc dostaliśmy chwilkę wolnego na Rynku Głównym. Na zakończenie jeszcze słynne „okno papieskie”, pod które młodzież przychodziła do Jana Pawła II (dziś stoi w nim wizerunek błogosławionego Papieża-Polaka) i - wracamy na Śląsk.

Trzeciego dnia dzieci miały relaks po trudach pielgrzymki - wybraliśmy się do Juraparku w Krasiejowie. Mogliśmy podziwiać dinozaury w oryginalnym wymiarze, od tych najmniejszych po olbrzymy. Największy z nich już się przygotował do EURO: zdobił go biało-czerwony szalik kibica! Później dzieciaki oglądały film w technologii 5D i szalały na przeogromnym placu zabaw. Niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy. Nadszedł czas pożegnania, nie obyło się bez łez... Mamy nadzieję, że nasze nowe przyjaźnie okażą się trwałe i już wkrótce będziemy gościć naszych dobroczyńców w Wilnie.



Raz jeszcze chciałabym serdecznie podziękować wszystkim, którzy pomogli zorganizować tę pielgrzymkę i którzy nam towarzyszyli.

Szczególnie wielkie wileńskie „Bóg zapłać” ks. Jackowi Kuczmie, państwu Mrozom, panu Arturowi Górskiemu i pani Zofii Matarewicz, naszym paniom wychowawczyniom - Alinie Czerniawskiej i Janinie Szkiliene, katechetce Julii Winciunienie oraz mamom z Komitetu Rodzicielskiego.

Gratuluję też wszystkim małym pielgrzymom wytrwałości, spokoju i dyscypliny. Wierzę z całego serca, że jeszcze nie raz będziemy pielgrzymować z naszymi pociechami do miejsc świętych, gdyż takie wyjazdy nie tylko pogłębiają wiarę, ale też poszerzają horyzonty naszych dzieci. Ostatnio mieliśmy pożegnalny koncert szkolnego zespołu „Stokrotki” i jedna z piosenek była o Wiśle, o Krakowie. Już od pierwszych akordów nasze dziewczęta znacząco się uśmiechały. Ich buzie mówiły „Byłam, widziałam, wiem, o czym śpiewam...”.