Chcemy godnie pochować naszych rodaków, naszych bohaterów


Na zdjęciu: Krzysztof Szwagrzyk, fot. Marian Paluszkiewicz
„Nie szukamy jakichś nieokreślonych grobów, dołów ze szczątkami. Zawsze próbujemy odnaleźć szczątki konkretnego człowieka, przywrócić mu imię i doprowadzić do pogrzebu, którego często nigdy nie miał” – mówi prof. Krzysztof Szwagrzyk, historyk zajmujący się dziejami najnowszymi, zastępca prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, p.o. dyrektor Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN.





Ilona Lewandowska:
 Rozmawiamy w Kalwarii Wileńskiej, przy stacjach drogi krzyżowej i przy grobie żołnierzy Armii Krajowej. To miejsce, które w świadomości mieszkańców jest obecne od dawna. Dlaczego także takie, wydawało by się dobrze znane miejsca potrzebują ingerencji Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN? 

Krzysztof Szwagrzyk: Kalwaria Wileńska to miejsce znane Polakom od dawna, jako mogiła polskich żołnierzy poległych w bitwie pod Krawczunami 13 lipca 1944 r. To miejsce było uporządkowane od dawna i wielu Polaków sądzi, że jest to grób, w którym spoczywają osoby wymienione na zamieszczonej tu tablicy. Niestety, tak nie jest. Jeśli mówimy o upamiętnieniu – to miejsce zostało uporządkowane w 1992 r., a na kamiennych tablicach umieszczono nazwiska, a właściwie w większości jedynie pseudonimy 40 żołnierzy. 

Pracownicy Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN ustalili nazwiska kolejnych ofiar, które nie zostały uwzględnione na istniejącym upamiętnieniu. Nasuwają się też wątpliwości co do tego, gdzie ci żołnierze obecnie spoczywają. Badania historyczne wskazują, iż w tym miejscu rzeczywiście pochowano kilkudziesięciu żołnierzy Armii Krajowej poległych w bitwie pod Krawczunami w trzech zbiorowych mogiłach przy figurze Matki Boskiej, która kiedyś tu stała. Miało tam spocząć od 30 do 76 osób. Jak jednak wiemy, niespełna 20 lat po wojnie Sowieci wysadzili w powietrze część kaplic kalwaryjskich, a wraz z nimi zniszczono wspomnianą figurę. W 1979 r. szczątki – nie wiemy dokładnie ilu osób – zostały ekshumowane przez władze sowieckie i przeniesione do mogiły na cmentarzu przy kościele kalwaryjskim. 

W takim wypadku to miejsce przy drodze krzyżowej miało by jedynie symboliczny charakter. Mamy jednak powody przypuszczać, że mogiły zostały ekshumowane częściowo i w pierwotnym miejscu wciąż mogą pozostawać szczątki polskich żołnierzy. 

Po tej ekshumacji nie pozostało wiele śladów. Prawdopodobnie ekshumowano wówczas szczątki 39 osób. W jaki sposób to zrobiono, na ile rzetelnie, tego nikt nie wie. Jesteśmy tu więc dzisiaj, by doprowadzić do sytuacji, że odnajdziemy właściwe mogiły, szczątki, a w przyszłości – w co naprawdę bardzo wierzymy – będziemy mogli doprowadzić do identyfikacji tych żołnierzy. Chcemy doprowadzić do sytuacji, że będzie to prawdziwe miejsce pamięci, z prawdziwymi, sprawdzonymi informacjami. Na razie, z naszych pierwszych prac sondażowych, wynika, że groby mogą znajdować nieco dalej, poza oznaczonym miejscem upamiętnienia. Ujawniono również fundamenty zniszczonej figury Matki Boskiej i niedługo na pewno tutaj wrócimy.


Na zdjęciu: Kalwaria Wileńska to miejsce znane Polakom od dawna, jako mogiła polskich żołnierzy poległych w bitwie pod Krawczunami 13 lipca 1944 r., fot. Marian Paluszkiewicz

Wspomniał Pan o identyfikacji genetycznej. Jak udaje się odszukać krewnych żołnierzy, którzy do niedawna byli znani jedynie z pseudonimów lub zupełnie zapominani?

Zawsze poszukiwania szczątków rozpoczynamy równolegle z poszukiwaniami rodzin zmarłych. Nie jest to łatwe, bo jak wiemy, polskie rodziny są rozsiane po całym świecie, ale zawsze staramy się rodzinę odnaleźć i zabezpieczyć genetyczny materiał porównawczy. Nie szukamy jakichś nieokreślonych grobów, dołów ze szczątkami, ale po prostu zawsze próbujemy odnaleźć szczątki konkretnego człowieka, przywrócić mu imię i doprowadzić do pogrzebu, którego często nigdy nie miał. Oczywiście nie zawsze udaje się zidentyfikować wszystkich przez nas odnalezionych, ale do tego dążymy. 

Zdarza się też, że to rodziny poszukują szczątków swoich bliskich i wtedy podążamy drogą odwrotną. Głęboko wierzę, że nie za długi czas spotkamy się tutaj na uroczystościach pogrzebowych o charakterze państwowym, których nigdy nie było, a po prostu się tym żołnierzom należą. Będziemy mogli ich wówczas godnie, z honorami pochować. 


Na zdjęciu: pracownicy Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN ustalili nazwiska kolejnych ofiar, które nie zostały uwzględnione na istniejącym upamiętnieniu, fot. Marian Paluszkiewicz

Dzisiaj część ekipy Instytutu Pamięci Narodowej prowadzi poszukiwania w innym miejscu, w rejonie solecznickim, gdzie polscy żołnierze zginęli z rąk Sowietów. W jaki sposób uzyskujecie informacje o takich grobach, o których przecież najdłużej pamięć była zakazana? 

Wspomina pani o dramatycznych wydarzeniach, do jakich doszło w listopadzie 1944 r. w okolicach miejscowości Posol. Oddział AK pod dowództwem kaprala czy też sierżanta „Bociana” został rozbity przez jednostki sowieckie. Poległo wówczas 24 partyzantów, w tym kpr. „Bocian”, a dwóch ujęto. Według przekazu obecnych i dawnych mieszkańców okolic miejsce pochówku znajduje się w lesie pomiędzy miejscowościami Raściuny i Posol, na lewym brzegu rzeki Solczycy. Te poszukiwania są bardzo trudne, bo obecnie nie ma żadnych widocznych śladów mogiły. Ale tak jest często w naszych pracach, że musimy przeczesać ogromne połacie lasu, czasem wrócić do jakiegoś miejsca kilka razy – i tak jest w tym przypadku. To długi i żmudny proces, ale nie mamy innego wyjścia, przy skromnej bazie źródłowej i braku świadków. Krok po kroku musimy badać kolejne obszary i w końcu, ufam, odnajdziemy i to miejsce spoczynku. 


Na zdjęciu: prof. Krzysztof Szwagrzyk, pracownicy Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN, pracownicy ambasady RP w Wilnie oraz ambasador RP na Litwie Konstanty Radziwiłł na miejscu upamiętnienia, fot. Marian Paluszkiewicz

Właśnie takie, żmudne, prowadzone przez bardzo długi czas i wymagające ogromnych nakładów sił, były poszukiwania grobu żołnierzy z oddziału Sergiusza Kościałkowskiego „Fakira”, którzy zginęli w potyczce z patrolami NKWD w lutym 1945 r. w Raubiszkach. Mimo że udało się odnaleźć ich szczątki już przeszło dwa lata temu, nadal nie odbył się ich pogrzeb. Dlaczego? 

Żeby doprowadzić do uroczystego pogrzebu, konieczna jest zgoda różnych litewskich instytucji. Trzeba przyznać, że ta sytuacja jest przykładem tego, że nie zawsze znajdujemy zrozumienie po stronie litewskiej. Tak to jest i muszę przyznać, że nie tylko w sprawie Raubiszek. Nie możemy osiągnąć porozumienia w spawie identyfikacji osób pochowanych w Tuskulanach, mógłbym się także posłużyć innymi przykładami. 

Warto chyba powiedzieć, że my, Polacy, jesteśmy bardzo zdeterminowani w naszych poszukiwaniach i niekoniecznie metody, jakimi pracujemy, są zrozumiałe dla strony litewskiej. Mam nadzieję, że czas i nasza obecność tutaj sprawią, że to zrozumienie przyjdzie i że będziemy mogli doprowadzić do uroczystego pochówku wszystkich odnalezionych przez nas żołnierzy. Nie ma w tym żadnej polityki, nie ma innych celów poza oddaniem honorów naszym zmarłym.


Na zdjęciu: wielu Polaków sądzi, że jest to grób, w którym spoczywają osoby wymienione na zamieszczonej tu tablicy. Niestety, tak nie jest, fot. Marian Paluszkiewicz

Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 40 (116) 07-13/10/2023