„Boże, coś Polskę”


Plac Katedralny w Wilnie, fot. wilnoteka.lt
"Tygodnik Wileńszczyzny", 15-21.08.2013, nr 674
8 maja 1861 roku w Katedrze Wileńskiej podczas Mszy św. odprawianej przez biskupa wileńskiego Adama Stanisława Krasińskiego zaśpiewano po raz pierwszy pieśń patriotyczną „Boże, coś Polskę”. Bynajmniej nie była to jej pierwotna wersja, skierowana do cara Aleksandra I, napisana przez Alojzego Felińskiego w 1816 r. na rocznicę Królestwa Polskiego, ze słowami: „Naszego króla zachowaj nam, Panie!”, na melodię skomponowaną przez Jana Kaszewskiego. Ciekawe są dzieje tej pieśni. Już w śpiewniku wydanym nielegalnie w kilka lat później przez warszawską młodzież studencką, powyższy hołdowniczy wers zastąpiony został słowami: „Naszą ojczyznę racz nam wrócić, Panie!”. Przed rokiem 1830 pieśń uległa kolejnym znacznym zmianom: dodano dwie zwrotki pióra Antoniego Goreckiego. Śpiewana już była na melodię pieśni maryjnej „Serdeczna Matko”. Przed - i - w czasie Powstania Styczniowego, a potem przez wszystkie kolejne lata, aż do dziś, w zależności od biegu wydarzeń, nieco korygowana, pieśń nie utraciła na popularności.
W związku z pieśnią „Boże, coś Polskę” mamy okazję przypomnieć, że jej współautor poeta Antoni Gorecki urodził się w Wilnie w 1787 r. (zm. w Paryżu w 1861), studiował na Uniwersytecie Wileńskim, należał do Towarzystwa Szubrawców, gospodarował w majątku własnym – Dusiniętach w pobliżu podwileńskiego Czarnego Boru. Brał udział w Powstaniu Listopadowym, po jego upadku – na emigracji. Syn Antoniego – Tadeusz, nb. uczył się malarstwa w Wilnie u Walentego Wańkowicza i Wincentego Dmochowskiego, poślubił najstarszą z dzieci Adama Mickiewicza i Celiny z Szymanowskich – Marię.

Władze carskie nie zapomniały o fakcie odśpiewania „Boże, coś Polskę” w Katedrze Wileńskiej. W rok później pieśń została zakazana w zaborze rosyjskim. Biskupa Adama Stanisława Krasińskiego w 1863 r. zesłano do Wiatki. W 1882 – zwolniono z zakazem powrotu do Wilna, w którym uprzednio zasłynął jako propagator wysokiego poziomu kształcenia księży, działacz bractwa trzeźwości, organizator „obiadów czwartkowych” dla literatów. Wyjechał początkowo do Rzymu, potem zamieszkał w Krakowie. Wydał m. in. „Gramatykę polską dla dzieci”, „Słownik synonimów polskich”, który przyniósł mu członkostwo Akademii Umiejętności i doktorat Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.

Niechlubnej pamięci rusyfikatorzy

W wydanej w Wilnie (1904 r., nakład księgarni Józefa Zawadzkiego) książce „Katedra Wileńska”, w opracowaniu dr. Władysława Zahorskiego, próżno szukać wzmianki o ks. prałacie Piotrze Żylińskim. O pominięciu nazwiska z pewnością zadecydował fakt, że kapłan ten z nominacji władz rosyjskich został administratorem diecezji wileńskiej. Starał się wprowadzić język rosyjski do nabożeństw w kościołach katolickich. Cieszył się, podobnie jak ks. Antoni Niemeksza, zaufaniem Michaiła Murawjowa. Jako ciekawostka: ks. Piotr Żyliński mieszkał w klasycystycznym pałacyku, należącym przedtem do innych właścicieli, przy obecnej ulicy Tadeusza Kościuszki nr 36. Niecodzienne są dalsze losy tego budynku: otóż, latem 1944 r. mieścił się w nim sztab sowieckiego generała Iwana Czerniachowskiego. Tutaj NKWD zaprosiło na „obrady” i aresztowało dowództwo Armii Krajowej z generałem Aleksandrem Krzyżanowskim „Wilkiem” na czele. Po wojnie w pałacyku rozlokowało się Towarzystwo Przyjaźni z Krajami Zagranicznymi (z oddziałem przyjaźni litewsko-polskiej). Obecnie – siedziba ambasady Danii.

W wyżej wymienionej książce Władysława Zahorskiego nie ma też nazwiska Eduardasa Tupalskiego, prałata Katedry Wileńskiej. Jako opuszczony chłopiec trafił on pod opiekę księży-misjonarzy wileńskich. Obdarzony pięknym głosem został kantorem w Katedrze Wileńskiej. Szybko jednak związał się z agentami policji i władzami rosyjskimi. Jak podaje prof. Edmund Małachowicz: „Pisywał do władz petycje wiernopoddańcze w imieniu duchowieństwa katolickiego, w których prosił o rusyfikowanie parafii i zabiegał o względy i korzyści materialne”. Z opracowania badacza cmentarzy wileńskich Aleksandra Śnieżki, który działał zgodnie z myślą, iż „najtrwalszą pamięcią może stać się tylko słowo drukowane i ikonografia”, wynika, że E. Tupalski został w kwietniu 1872 r. (miał 54 lata) zamordowany przez własnego służącego, który otruł go i odciął głowę, mszcząc się w ten sposób na moskalofilu. Krążyły w Wilnie po tej śmierci różne pogłoski i plotki, np., że został pochowany bez głowy, pogłębiające i tak wielką niechęć społeczeństwa do zdrajcy. Władze urządziły mu uroczysty i pompatyczny pogrzeb. Pochowany został w podziemiach kaplicy na Cmentarzu Bernardyńskim.

Na szczęście, były to nader rzadkie przypadki kapłanów, po których została niechlubna pamięć.

Wygrane w brydża – na tajne szkolnictwo polskie

Gubernatorzy w Wilnie zmieniali się jak rękawiczki. Po szaleńczym i okrutnym Murawjowie-Wieszatielu było ich jeszcze jedenastu. Mniej lub bardziej przebiegłych i perfidnych, lub bardziej ludzkich i wykształconych. Michaił Murawjow w jednym ze swoich sprawozdań chełpił się: „W Wilnie wszystko ucichło, zaczęto nawet rzadziej nosić żałobę…”.

Tak jednak nie było. Wilnianie, zarówno w czasie powstania, jak i po jego upadku dali wiele dowodów patriotyzmu i zaangażowania. Nieraz z pierwiastkiem wallenrodyzmu. Oto zaledwie kilka przykładów. Ugodowiec Edmund Bortkiewicz, jeden z dyrektorów Wileńskiego Banku Ziemskiego, prowadził w Święcianach tajną szkółkę polską dla stu dzieci. Stanął w tym miasteczku wraz z córką przed sądem za swą nielegalną działalność. W Klubie Szlacheckim (znajdował się u podnóża Góry Trzykrzyskiej, na prawym brzegu Wilenki, spłonął doszczętnie w latach 70-tych ub. w.) wygrywano w karty olbrzymie sumy od oficerów i urzędników rosyjskich. Karol Salmonowicz, wileński bankowiec, jeden z wytrawnych brydżystów, wpadł na pomysł, aby w ten sposób wspierać pieniędzmi zaborcy tajne szkolnictwo polskie. Pani Maria Jeleńska, mieszkająca we własnym okazałym domu przy obecnej al. Giedymina, której salon odwiedzali carscy generał-gubernatorzy, w swej karecie przewoziła stosy zakazanych książek. Była działaczką katolicką, społeczną i kulturalno-oświatową w czasach zaboru rosyjskiego i później w odrodzonej Polsce. Podczas II wojny światowej została wywieziona z Wilna, zmarła na zesłaniu w ZSRR. O Adamie Broel-Platerze, Michale Elwiro Andriollim, Janie Felicjanie Rynkiewiczu i in., o wileńskich kapłanach-bohaterach i dalszych wileńskich dziejach pieśni „Boże, coś Polskę” – w następnym odcinku.  

Komentarze

#1 Bylismy na Rossie na grobie

Bylismy na Rossie na grobie rodzinnym, a przy tej okazji - czytajac tygodnk wilenszczyzny i kurier - uczestnilismy w marszu po grobach Powstancow. Brawo Kochani Wilniucy! Przeczytalem w tygodniku wzmianke o naszym uczestnictwie. Serdecznie pozdrawiam. Mietek Bielski

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.