Błogosławiony ksiądz Henryk Hlebowicz. W 80. rocznicę śmierci


Na zdjęciu: ks. Henryk Hlebowicz, fot. magwil.lt
Trzymam w ręku opłatek, ale wolałbym trzymać karabin. Gdy jednak zwyciężymy, niech rękę karzącą powstrzyma ręka miłości. Tymi słowami ks. Henryk Hlebowicz zakończył swoje przemówienie na ostatniej wieczerzy wigilijnej społeczności akademickiej Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie w dniu 15 grudnia 1939 roku, kiedy władze litewskie zamknęły słynną wileńską Alma Mater. W tym dniu w kościele św. Jana miało miejsce nabożeństwo kończące działalność uczelni, a wieczorem społeczność uniwersytecka zorganizowała jeszcze w Domu Akademickim wieczerzę wigilijną.
Jerzy Wroński napisał, iż była to najsmutniejsza wieczerza, w jakiej uczestniczył. Wszyscy obecni pogrążeni jeszcze byli w osłupieniu po strasznej klęsce wrześniowej. Po przemówieniu rektora USB, St. Ehrenkreutza, oraz jakiegoś elokwentnego studenta wstał zza prezydialnego stołu chudziutki ksiądz w okularach i zaczął mówić. Od pierwszych jego słów zmienił się nastrój na sali. Zaszokował on wszystkich głębokim autentyzmem. Mówił krótko. A przemówienie zakończył gestem. Wzniósł wysoko ponad głowę opłatek... i wypowiedział słowa, które przytoczyłem na początku. 

Ksiądz Henryk był postacią niezwykłą. Emanował głęboką wiarą i miłością do Ojczyzny. Jego postać ciągle trzeba przypominać. Taką okazją jest też przypadająca 9 listopada tego roku 80. rocznica jego męczeńskiej śmierci.

Henryk Hlebowicz urodził się 1 lipca 1904 roku w Grodnie w rodzinie urzędniczej Franciszka i Jadwigi z Chreptowiczów. Od 1912 roku wraz z rodziną przebywał w Orenburgu nad rzeką Ural, dokąd ojciec został zesłany za odmowę przejścia na prawosławie. Tu Henryk chodził do szkół i złożył egzamin maturalny. W sierpniu 1921 roku rodzina Hlebowiczów wróciła do rodzinnego Grodna, a we wrześniu Henryk zgłosił się do Seminarium Duchownego w Wilnie. Ukończył je w przyśpieszonym tempie i w 1924 roku, jako wyróżniający się alumn, został wysłany na studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, a następnie – do Rzymu. Święcenia kapłańskie przyjął w Lublinie 20 lutego 1927 roku. Zdobył dwa doktoraty: z teologii fundamentalnej w Lublinie i z filozofii w Rzymie.

Po powrocie do Wilna w 1929 roku podwójny doktor otrzymał od arcybiskupa Romualda Jałbrzykowskiego nominację na wikariusza parafii Wszystkich Świętych, a po roku został zatrudniony na Wydziale Teologicznym katedry teologii fundamentalnej w charakterze zastępcy profesora. O jego pozyskanie do pracy starał się też Katolicki Uniwersytet Lubelski. Ks. Henryk wykładał na uniwersytecie i w seminarium duchownym w latach 1930-1936. Był najmłodszym w gronie profesorskim. Gdy zaczynał pracę, liczył zaledwie 26 lat. Oprócz wykładów na uniwersytecie ks. Hlebowicz miał jeszcze szereg innych zajęć, zwłaszcza w katolickich organizacjach studenckich.

Kolejne etapy jego życia – to probostwo w Trokach Nowych, ratowanie zdrowia w Rabce i jednoczesne prefektowanie w miejscowym gimnazjum, rezygnacja z parafii i wyjazd do Lasek, skąd w przeddzień wybuchu II wojny światowej udał się do Grodna, a następnie – do Wilna. Tu został wikariuszem w parafii pobernardyńskiej. Ludzie byli załamani klęską i okupacją. On jednak się nie poddawał i podnosił wiernych na duchu. Szybko włączył się w działalność konspiracyjną, patriotyczną, oświatową.


Na zdjęciu: ks. Henryk Hlebowicz w gronie rodziny i przyjaciół, fot. magwil.lt

Na gruncie wileńskim tajne organizacje konspiracyjne zaczęły powstawać już we wrześniu-październiku 1939 roku, a więc za "pierwszych Sowietów", a potem w czasie władzy litewskiej. W styczniu 1940 roku ks. Henryk przystąpił do pracy w ugrupowaniu o nazwie "Akcja Ludowa". Miał to być ruch, skupiający "ludzi dobrej woli" bez względu na ich dotychczasową przynależność partyjną. Po wejściu ks. Henryka do Akcji Ludowej zaczął on odgrywać w niej rolę dominującą. Ludzi wokół skupionych Stanisław Stomma nazywa "grupą ks. Hlebowicza". Byli w niej m.in.: prof. histologii Stanisław Hiller, prof. Włodzimierz Mozołowski, chemik, dr Jerzy Dobrzański, były poseł PPS, Lech Beynar, późniejszy Paweł Jasienica, Czesław Zgorzelski, późniejszy profesor KUL, krótko też S. Stomma. Cz. Zgorzelski w swoich wspomnieniach napisał, iż wszystkich łączyła niezwykła postać ks. Henia, wielkiego kapłana i patrioty. Dalej pisze on o ks. Hlebowiczu, iż miał dar łączenia i zjednywania sobie i Kościołowi ludzi dalekich od ortodoksyjnego katolicyzmu. (...) Miał w sobie coś ciepłego, serdecznego, przyjaźnie ujmującego, co jakby naturalnie emanowało z wnętrza jego osobowości. Od razu przy pierwszym spotkaniu zdobywał zaufanie i szacunek. Trzeba zaznaczyć, że działając w konspiracji, ks. Henryk przybrał pseudonim "Bolszewik" od konspiracyjnego nazwiska "Bolesław Szewik".

Organem Akcji Ludowej była podziemna gazetka "Jutro Polski". Największy wpływ na oblicze pisma miał właśnie ks. Henryk, który ogromnie się narażał, gdyż drukarnia znajdowała się w jego mieszkaniu. We współpracy z ks. Hlebowiczem i w tej samej drukarni wydawano też pismo młodzieżowe "Póki my żyjemy". Po zajęciu Wilna przez Niemców kontynuowano wydawanie podziemnego pisma, aczkolwiek ze względów konspiracyjnych pod innym tytułem – "Dla Polski".
Konspiracja niepodległościowa i tajne nauczanie były działaniami patriotycznymi, mającymi na celu wolną Polskę i przygotowanie dla niej intelektualnie i duchowo młodego pokolenia, dzieci i młodzieży. Ks. Hlebowicz był jednak przede wszystkim  kapłanem, stąd głównymi miejscami jego oddziaływania były: ołtarz, ambona i konfesjonał. Ci, którzy go znali, piszą, że jego głęboką wiarę wyczuwało się przy ołtarzu, gdy odprawiał Mszę św., i w konfesjonale, gdzie z kolei łączyło się to z jego cierpliwością i szacunkiem dla penitenta oraz niezwykłą przenikliwością duszy ludzkiej. W wileńskim środowisku panowała opinia, iż ks. Henryk nawracał nawet grając w brydża.

Olbrzymi rozgłos zyskały jego kazania. Ks. Józef Wojtukiewicz napisał, że ks. Hlebowicz śmiałymi i gorącymi kazaniami zawładnął duchowo młodzieżą. Oddziaływanie ks. Hlebowicza nie ograniczało się zresztą do młodzieży, choć jej najbardziej dotyczyło. Obejmowało także rodziców, nauczycieli, jak też w ogóle mieszkańców Wilna. We wszystko, co czynił, wkładał całego siebie. A mówił w kazaniach to, czego inni się bali. Z Ewangelii przechodził do okrutnej rzeczywistości okupacyjnej, budząc ducha słuchaczy i nadzieję na wolność Ojczyzny.

Jako wikariusz parafii pobernardyńskiej ks. Henryk udzielał się duszpastersko przede wszystkim w kościele pobernardyńskim. Głosił kazania także w innych kościołach Wilna oraz w kaplicy Sióstr Urszulanek przy ul. Skopówka. Tu przeprowadził szereg rekolekcji i dni skupienia. 

Największym echem odbiły się kazania ks. Hlebowicza, głoszone w kościele seminaryjnym św. Jerzego, a zwłaszcza – to w dniu święta 3 maja 1941 roku. Aby je należycie zrozumieć, należałoby poznać ówczesną sytuację zniewolonego przez Sowietów Wilna. Zastraszenie było ogromne. Liczne aresztowania, a do tego wymuszony pochód 1 maja. W tej sytuacji kazanie ks. Hlebowicza nabrało niezwykłej wymowy.

Głos jego był potężny, bo zabrzmiał w WIELKIM MILCZENIU. Wilno milczące i zniewolone tłoczyło się u stóp ambony, słuchając największej osobliwości tego czasu: człowieka, który mówi to, co myśli. Jego kazanie w sobotę 3 maja 1941 roku było na miarę kazania Skargi (...) Głos ks. Hlebowicza zabrzmiał wtedy, kiedy Wilno naprawdę potrzebowało otuchy (Bronisław Krzyżanowski).

Było głosem sumienia chrześcijańskiego i polskiego. Wstrząsnęło ono słuchaczy i pobudziło do zadumy, jak daleko można iść na kompromisy. Kończył to kazanie modlitwą do Matki Boskiej, polecając Jej młodzież, rodziców, nauczycieli, Ojczyznę i składając siebie w ofierze: A jeśli już ofiara niezbędna..., przyjmij ją od tego, komu Syn Twój nakazał dawać świadectwo prawdzie zawsze i polecił Boga słuchać najpierw niż ludzi. Lecz młodzież zachowaj od złego, poświęć ją w jedności i prawdzie. Dozwól mieć kapłanowi tę radość, od której nie masz większej, gdy widzi, że dzieci jego w prawdzie chodzą (św. Jan). A Ojczyźnie naszej błogosław. Wróć jej wolność...

Spodziewano się, że po tym kazaniu ks. Henryk zostanie aresztowany. Liczył się zresztą z tym sam. 

S. Stomma odnotował, iż zimą 1940/1941  ksiądz Hlebowicz objął – nie wiem, na ile formalnie – opiekę praktycznie nad całą uczącą się młodzieżą miasta Wilna. Podobnego zdania jest Janina Zagałowa, pisząc, że w ciągu tego roku [1941] ksiądz sprawował rząd dusz nad młodzieżą. Powstaje pytanie, w jaki sposób do tego doszło? Wydaje się, że stało się to siłą faktu, wielkiego zaangażowania się ks. Henryka, ogromnego autorytetu i porywających słuchaczy kazań. Trafnie ujął to ks. J. Wojtukiewicz: śmiałymi i gorącymi kazaniami zawładnął duchowo młodzieżą.

22 czerwca 1941 roku wybuchła wojna niemiecko-sowiecka. Wilno znalazło się pod okupacją niemiecką. Wojska tego najeźdźcy parły na Wschód i zajmowały coraz to większe terytoria. Wtedy katolicy z Mińszczyzny zaczęli tłumnie przybywać do kościołów przy dawnej granicy polskiej. Prosili tu kapłanów o spowiedź, chrzcili dzieci i dorosłych, zawierali kościelne małżeństwa. Przez wiele lat poddawani byli przecież ateizacji i prześladowaniom religijnym i narodowym. Mieli kościoły, zamienione przez władze sowieckie na inne potrzeby. Brakło kapłanów, gdyż wszystkich wymordowano. Trzeba zaznaczyć, że w latach 1939-1941 granica ta nadal była zamknięta dla przekraczania.

Ks. Henryk był jednym z pierwszych skierowanych przez abp. Jałbrzykowskiego z Wilna na Białoruś. Trudno dziś wnikać za kulisy tego wyjazdu. Trzeba bowiem uwzględnić całą złożoność ówczesnej okupacyjnej sytuacji i stan ducha ks. Henryka. Cechowało go bowiem bezwzględne posłuszeństwo wobec swojej władzy kościelnej. Ks. Henryk wyjechał z Wilna po 20 września i już po tygodniu z ks. Aleksandrem Lubeckim, proboszczem przygranicznej parafii Olkowicze, był w Chotajewiczach. Stąd obsługiwał też Korzeń i Okołów, parafie położone na północ od Mińska. 

Widział, jak bardzo ludzie czekali na kapłana i jak do niego się garnęli, witając ze łzami w oczach. Ksiądz nie nadążał z posługiwaniem religijnym, choć nie sypiał dłużej niż 2-3 godziny na dobę. Bez ustanku chrzcił, spowiadał, udzielał Komunii św., dawał śluby, głosił nauki. Początkowo posługiwał się językiem rosyjskim, ale gdy zorientował się, jaki procent ludności spowiada się po polsku, wprowadził nabożeństwa dwujęzyczne. Mimo tylu lat ateizacji i prześladowań, ludzie wytrwali w wierze. Teraz odzyskiwali swoje kościoły, wydobywali z ukrycia naczynia i szaty liturgiczne, prosili o kapłana do ich świątyń.
Ks. Hlebowicz po paru tygodniach duszpasterzowania na Białorusi wrócił do Wilna na imieniny matki, Jadwigi (15 X). Opowiadał z przejęciem o swojej tam pracy. Złożył wizytę abp. Jałbrzykowskiemu, który 16 października 1941 roku wręczył mu nominację proboszczowską na trzy parafie: Chotajewicze, Korzeń i Okołów. Udał się tam z powrotem, wioząc ze sobą katechizmy i elementarze polskie, o które prosiła go miejscowa ludność. 

Z wielkim oddaniem pracował we wspomnianych trzech parafiach. Niebawem jednak jego posługa spotykała się z coraz większymi przeszkodami ze strony szowinistów białoruskich. Zresztą sami Niemcy tylko chwilowo tolerowali księży katolickich na tamtych terenach. Władze okupacyjne opowiedziały się za prawosławiem i białorutenizacją kraju. 

Dnia 7 listopada 1941 roku ks. Hlebowicz został zabrany przez policję z Chotajewicz i zawieziony do Pleszczenic. Stąd następnego dnia trafił na posterunek policji do Borysowa. W niedzielę 9 listopada o godz. 17 Niemcy wywieźli go w nieznanym kierunku i rozstrzelali. Zginął więc za pełną poświęcenia pracę kapłana katolickiego wśród wiernych Mińszczyzny. Przybył do nich na ich prośby, służył im prawdą Ewangelii i Chrystusowymi sakramentami, oddając za to swoje kapłańskie życie.

Śmierć ks. Henryka pod Borysowem była bolesnym i przedwczesnym finałem jego kapłańskiej posługi. Miał zaledwie 37 lat. Przepełniła bólem wszystkich, którzy go znali, wśród których pracował. Tacy ludzie jednak nie żyją długo. Za bezkompromisowe i ofiarne głoszenie Prawdy płaci się nieraz cenę najwyższą. Ks. Hlebowicz złożył własne życie na ołtarzu prawdy ewangelicznej i miłości do tych, którym głosił Chrystusa. 

Na ofiarę tę zdecydował się już w dniu święceń kapłańskich 20 lutego 1927 roku. W "Akcie oddania się Bogu" napisał: Chcę żyć i pracować tylko dla Ciebie... Jestem i chcę być tylko Twoją ofiarą. Racz ją tylko przyjąć, Panie... Racz ją dołączyć do Ofiary Syna Twojego... za dusze, które mi powierzyłeś od wieków". To ofiarowanie swego życia powtórzył w słynnym kazaniu 3 V 1941 r. "A jeśli już ofiara niezbędna..., przyjmij ją od tego, komu Syn Twój nakazał dawać świadectwo prawdzie zawsze i polecił Boga słuchać najpierw niż ludzi.

Ofiara została przyjęta.

Po osiemdziesięciu latach od śmierci postać ks. Henryka jest nam wciąż nad wyraz bliska. Był taki ludzki, a jednocześnie bardzo Boży. Nic dziwnego, że rozproszeni po świecie wilnianie, a zwłaszcza mieszkający w Warszawie, tak mocno o nim pamiętali i starali się o dołączenie go do procesów beatyfikacyjnych Męczenników Kościoła w Polsce z czasu drugiej wojny światowej. 13 czerwca 1999 roku w Warszawie został ogłoszony błogosławionym przez Ojca św. Jana Pawła II. Apostołuje więc nadal, gdyż odbiera cześć w Kościele nie tylko w Polsce, ale też na Litwie i Białorusi.

Artykuł ukazał się w listopadowym numerze  „Magazynu Wileńskiego” (2021)