„Alert Litwa”: polscy harcerze w Wilnie w styczniu 1991 roku


Fot. archiwum autora
„Kochane Druhny i Druhowie I Wileńskiej Drużyny Harcerskiej «Wilia» w Wilnie! Z niepokojem oczekujemy każdej nowej wiadomości o tym, co się na Litwie dzieje. Chcemy byście pamiętali, że myślimy o Was, że nie opuścimy Was w potrzebie” – pisał 13 stycznia 1991 roku przewodniczący Rady Naczelnej Polskiej Organizacji Harcerskiej hm Ryszard Stachowiak. O wsparciu polskich harcerzy dla Litwy w czasie sowieckiej agresji w Wilnie pisze harcmistrz Krzysztof Dobrecki.


Było to 13 maja 1986 roku. Koniński Szczep POH odwiedził ksiądz biskup Roman Andrzejewski. Był to nasz wypróbowany Przyjaciel, więc staraliśmy się wypaść jak najlepiej. Najpierw cały Szczep, w wymyślonym przez nas „szyku paradnym”, czyli czwórkami, ze sztandarem na czele, proporcami drużyn po bokach, ze skautowymi laskami, wmaszerował do kościoła. Laski dudniły równomiernie o posadzkę kościelnej nawy. Kolumna harcerek i harcerzy maszerowała wśród zaciekawionych spojrzeń siedzących w ławkach parafian. Na „tajny” znak wszyscy klękali jednocześnie, a poczet sztandarowy oddawał honory przed głównym ołtarzem.

Na zakończenie mszy śpiewaliśmy „Modlitwę harcerską”, a po wykonaniu sprawnego zwrotu opuściliśmy w szyku kościół.

Następnie spotkaliśmy się z księdzem biskupem w świeżo wyremontowanej harcówce. Odśpiewaliśmy nasz popisowy repertuar, a ksiądz Roman opowiedział nam o swojej, właśnie co odbytej, pielgrzymce do Wilna. Biskup był doskonałym gawędziarzem. Tak doskonałym, że po wysłuchaniu jego opowieści, spontanicznie (acz zupełnie nieodpowiedzialnie) oświadczyłem: „Księże Biskupie, melduję, że za rok w Wilnie będzie polskie harcerstwo!” .

Biskup uśmiechnął się na niewczesną i nierealną obietnicę i dobrotliwie odpowiedział: „Daj Boże, daj Boże…”.

Kilka tygodni później dotarł do nas okrężną drogą list z Wilna. „Nazywam się Irena Baniel i mieszkam w Wilnie. Usłyszałam o Waszym harcerstwie z Radia Wolna Europa. Bardzo bym pragnęła, by tu u nas też było prawdziwe, polskie harcerstwo.  Chodzę do polskiego liceum i wiele osób zainteresowanych jest harcerstwem. Czy możecie napisać nam informacje na temat harcerstwa i historii harcerstwa polskiego na Litwie (…)”.

Odpisałem natychmiast i zaproponowałem, by wszyscy chętni do harcerskiej służby przyjechali na nasz obóz. Szaleństwo! Pomijam już fakt, że działaliśmy nielegalnie, że cały nasz majątek stanowiło dziesięć namiotów, dwa parowniki do gotowania, dwadzieścia kanadyjek i trochę narzędzi. Przecież Litwa była w tym czasie jedną z republik Związku Radzieckiego. Samo przekraczanie granicy było karkołomnym przedsięwzięciem, wymiana listów była kontrolowana, a istnienie niezależnych organizacji – niewyobrażalne.

Mimo to udało nam się prowadzić ożywioną korespondencję. Koniec końców Irena wybrała 35 osób, które miały jechać „na obóz do Polski”. Wyjazd zbiorowy był oczywiście niemożliwy. Można było – ewentualnie – przyjechać indywidualnie. W tym celu potrzebne było jednak zaproszenie. Oczywiście też indywidualne i każde od innej rodziny. Rodzice harcerzy i przyjaciele POH nie zawiedli. Bardzo szybko wysłaliśmy 35 zaproszeń, a Irena – tylko sobie wiadomym sposobem – zakupiła 35 biletów na jeden pociąg.

Pozostało nam niewiele czasu do obozu. Na szczęście hasło: „Harcerze z Wilna” otwierało wiele drzwi i wiele serc.

W dzień umówionego spotkania przyjechałem wynajętym autobusem pod Dworzec Centralny. Ku mojej radości z wileńskiego pociągu wysypała się na peron cała, oczekiwana ekipa. Pierwszy raz zobaczyć wtedy mogłem Irenkę. Stanęła przede mną niebieskooka dziewczynka z długim, grubym warkoczem i powiedziała ze śpiewnym, wileńskim akcentem: „Dzień dobry! To ja, Irena”.

Zapakowałem wszystkich do autokaru i podjechaliśmy pod „Centralną Składnicę Harcerską”. Trzeba przecież to kolorowe towarzystwo jakoś umundurować…  Kupiliśmy 35 mundurów, tyleż rogatywek, pasów, finek i plecaków, że o getrach, wywijkach i chustach nie wspomnę. Panie w Składnicy były tak zadowolone z niespodziewanie dużych obrotów, że postanowiłem wykorzystać okazję. Problem polegał bowiem na tym, że Krzyże Harcerskie nabywać było można wyłącznie na podstawie specjalnego zezwolenie z komendy hufca lub chorągwi ZHP. Oczywiście na taki dokument nie mogliśmy liczyć, w związku z czym stale cierpieliśmy na niedostatek Krzyży, które wszak powinien dostać każdy harcerz i każda harcerka po Przyrzeczeniu. Byłem w mundurze, miałem nadzieję, że w Warszawie nikt nie słyszał o niezależnym harcerstwie. „Acha – powiedziałem, jakbym sobie nagle przypomniał w ostatniej chwili – Chciałem jeszcze kupić Krzyże Harcerskie…” . „Ile?” zapytała bez cienia zdziwienia sprzedawczyni. „Proszę sześćdziesiąt” wypaliłem bez zmrużenia oka.

Nim za wszystko zapłaciłem, nim wypisano mi rachunek, Wilenki, korzystając z przebieralni, przedzierżgnęły się w „ harcerki”. Już w autobusie, w drodze na obóz w Borach Tucholskich rozdałem im plakietki POH i przygotowane specjalnie na tą okazję naszywki z napisem „Wilno”.

Obóz był prawie gotowy. Nawet, wbrew obyczajowi, namioty dla naszych nowych druhen z Litwy stały już rozbite, a by zapewnić im odrobinę wygody i okazać gościnność, oddaliśmy im wszystkie niemal kanadyjki, jakimi dysponowaliśmy.

Następnego dnia, wieczorem odbył się uroczysty apel otwierający obóz. Harcerki z Wilna zajmowały środek szyku. Drużyny złożyły meldunek oboźnemu, oboźny – jak należy – zameldował obóz mnie. Pada komenda: „Do hymnu!”, występuje poczet i wciąga na maszt biało-czerwoną flagę. Nagle słyszę „nieregulaminowe” szmery w harcerskich szeregach. Dyskretnie spoglądam w poszukiwaniu przyczyny i widzę… wszystkie harcerki z Wilna płaczą jak bobry… Ledwo i mnie udało się powstrzymać wzruszenie.

Po kilku dniach nadawania wileńskiej grupie harcerskich szlifów uznaliśmy, że można ją już „pokazać światu”. Pierwsza wycieczka była do Tucholi. Już w pociągu jakiś starszy pan zwrócił uwagę na „nasze harcerki”. „O – powiedział – jakie ładne harcereczki. „A skąd jesteście?” „My z Wilna” – odpowiedziały. „Z Wilna? – zdziwił się – A jak się wam Polska podoba?” „Ta, co my wiemy – odpowiedziały z rozbrajającą szczerością – Tak nas z lasu do lasu wożą…”

Zrekompensowaliśmy im potem tę „niedogodność” poobozową wycieczką do Krakowa i Wieliczki.

Minęły wakacje i harcerki wróciły do Wilna. Sypać zaczęły się meldunki. Wkrótce grupa urosła do 100, następnie do 150 harcerek i harcerzy. Drużyny prowadziły najstarsze harcerki: Irena Baniel, Janina Markiewicz, Julia Daszkiewicz i Zyta Danowska.

Problemem był brak instruktorów. Ale i to udało się rozwiązać. Któregoś dnia, niespodziewanie zjawiła się w moim mieszkaniu w Koninie Irena i Julia. „Czuwaj! – powiedziały, jak by nigdy nic – przyjechałyśmy złożyć Ślubowanie Instruktorskie. Skończyłyśmy 18 lat”.

Był wieczór. Zaraz musiały wracać do Wilna. Co tu robić? Ubrałem mundur i zabrałem je na miejsce, które wydawało mi się najbardziej odpowiednie. Koniński „Wał Tarejwy”, miejsce gdzie Rosjanie stracili o. Tarejwę, emisariusza Rządu Narodowego i kapelana powstańców z powstania styczniowego. Maksymilian Tarejwo urodził się… w Prenach na Litwie. Tak jak niegdyś moja Matka mnie, tak teraz ja, trzymając dziewczęta za ręce, opowiadałem o bohaterskim zakonniku z Litwy, który walczył za Polskę i przypłacił swoją walkę śmiercią na konińskich błoniach.

„Przyjmuję obowiązki instruktora Polskiej Organizacji Harcerskiej – ze śpiewnym akcentem powtarzały słowa Roty – Swą pracą pragnę jak najlepiej służyć Bogu i Polsce. (…) Jestem świadoma odpowiedzialności za powierzoną mi młodzież. Podjętego odcinka pracy nie opuszczę samowolnie. Tak mi dopomóż Bóg”.

Wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, że drużyny na Litwie mają przed sobą trudne, lecz wspaniałe perspektywy.

Któregoś dnia dotarł do nas list od Ireny…

„Tak oto w nocy z 12 na 13 stycznia staliśmy z pokojową obroną telewizji i parlamentu. Bezbronni, w nadziei, że nie będą strzelać. Ale się zawiedliśmy. Skutki barbarzyńskiego napadu komandosów Armii Czerwonej słyszy już cały świat. Oni nie tylko strzelali – potrafili przejechać przez ludzi, bili. Ustalili godzinę policyjną, robią obławy. Zresztą już wszystko słyszycie w radio i telewizji. Cały świat o tym mówi, a Moskwa łże, jak stały symbol kłamstwa. Po napadzie na wieżę telewizyjną następnego dnia z ostatniego piętra wyrzucili trupa. Widziała to na własne oczy moja koleżanka z okna swojego mieszkania. Przejeżdżają przez samochody na ulicy.

Gdy cała Litwa we łzach i krwi woła o pomoc u świata, świat słyszy, ale zbytnio zajęty Kuwejtem, bo tam nafta – a tu przecież wolność depczą.

Bardzo pragnęłam, byście zobaczyli piękno mojego ukochanego Wilna, ale kiedy zejdą teraz te łzy i rany. Czy Wilno będzie miało ten urok?

Już jest niemożliwy ani nasz wyjazd na spotkanie z papieżem, ani obóz tu. Bardzo nam przykro, ale nie będziemy mogli zrobić tego teraz.

Jeśli ten list dotrze – oby nie był ostatni – proszę przesłać pozdrowienia od naszej drużyny dla całej POH. Gdyby nie udało mi się przesłać później listu, to też proszę o błogosławieństwo dla Litwy od Ojca Świętego, gdy przyjedzie do Was.

                                                                                                  Czuwaj!

                                                                                                               Irena”


Druh Mariusz Święcicki „Święty”, harcerz I Szczepu POH im. Maksymiliana Tarejwy w Koninie na tle transportera w Wilnie podczas „wypadu” harcerzy z Polski na Litwę, fot. archiwum autora

Już 13 stycznia Rada Naczelna Polskiej Organizacji Harcerskiej wydała Oświadczenie:

„Docierają do nas wiadomości o wprowadzeniu wojsk radzieckich do Wilna, o eskalacji działań wojennych, o ofiarach śmiertelnych. Jesteśmy tym wstrząśnięci i oburzeni. Na ironię historii zakrawa fakt, że decyzję o tym podjął laureat Pokojowej Nagrody Nobla.

Polska Organizacja Harcerska wyrosła z buntu przeciwko stanowi wojennemu i choćby dlatego nie może być nam obojętny los mieszkańców Litwy. Historia stanu wojennego w Polsce dowodzi, że rozwiązanie problemów siłą nigdy nie przynosi oczekiwanego przez agresora skutku. Oddala tylko moment rozwiązania konfliktów oraz znacznie je zaostrza i pogłębia, a na negocjacje pod lufami karabinów nikt zgodzić się nie może.

Dlatego w pełni solidaryzujemy się z postawą społeczeństwa Litwy sprzeciwiającego się obcej okupacji. Liczymy na to, że narody świata, społeczeństwo i rząd Rzeczpospolitej Polski zajmą w tej sprawie stanowcze i jednoznaczne stanowisko.

                                                                                          Rada Naczelna POH”

Oświadczeniu towarzyszyło „Przesłanie” wystosowane przez Przewodniczącego Rady Naczelnej hm Ryszarda Stachowiaka:

„Kochane Druhny i Druhowie I Wileńskiej Drużyny Harcerskiej «Wilia» w Wilnie!

Z niepokojem oczekujemy każdej nowej wiadomości o tym, co się na Litwie dzieje. Chcemy byście pamiętali, że myślimy o Was, że nie opuścimy Was w potrzebie.

Przyszedł czas trudnej próby Waszej harcerskości. Pamiętajcie o zasadach zawartych w Prawie i Przyrzeczeniu Harcerskim. Pamiętajcie, że Polska jest waszą Macierzą, a Litwa waszą Ojczyzną.

Całym sercem jesteśmy z Wami.

                                                                      Czuwajcie!”

Na dzień następny ogłosiliśmy „Alert Litwa”.

Rozkaz nr 1/RN POH

Ogłaszam dla całej Polskiej Organizacji Harcerskiej Alert „Litwa”.

Czas trwania Alertu 14–26 stycznia

W ramach Alertu należy:

  1. Zamówić i uczestniczyć w mszy świętej w intencji społeczeństwa Litwy i tych, którzy oddali życie za jej niepodległość
  2. Na zbiórkach szczepów i drużyn przekazać podstawowe wiadomości z historii Polski i Litwy z Paktem Ribbentrop – Mołotow włącznie i na tym tle, w zrozumiały dla harcerzy sposób, omówić obecną sytuację na Litwie.
  3. Stworzyć „bank” harcerskich rodzin, które wzięłyby pod opiekę harcerskie rodziny z Litwy
  4. Zorganizować zbiórkę pieniędzy na potrzeby I Wileńskiej Drużyny Harcerskiej pełniącej służbę w tak trudnych warunkach
  5. Wysłać do rodzin harcerskich na Litwie karty z wyrazami poparcia w ich walce o pełną suwerenność”.

Z apelem o poparcie zwróciliśmy się także do zaprzyjaźnionych organizacji skautowych. Bardzo niepokoiliśmy się o „naszych” harcerzy w Wilnie. Znaliśmy ich na tyle, że wiedzieliśmy, iż nie pozostaną obojętni. I nie myliliśmy się. Mama Ireny tak opowiadała mi o tych dramatycznych dniach…

„Siedzę wieczorem w domu, a tu wpada Irena i od progu woła: «Mamo trzeba biec bronić parlamentu!». Jak tu bronić, ja myślę… Tak u nas orużyja nie ma… Podeszłam do ściany, zdjęłam obraz naszej Ostrobramskiej Panienki, zawinęliśmy Ją z Ireną w prześcieradło i pobiegłyśmy do parlamentu. (Obraz miał 1.20 x 70 cm – przyp. Autora). Irena przecisnęła się do drzwi i wpuścili ją do środka. Za chwilę w oknie parlamentu ukazał się prezydent Landsbergis z Ireną. Odwinęli obraz i pokazali wszystkim zebranym. Byłam już spokojna, że Matka Ostrobramska nas obroni”.

Następnego dnia całą prasę zagraniczną obiegło zdjęcie prezydenta Litwy i polskiej harcerki z obrazem Matki Boskiej Ostrobramskiej w oknie oblężonego parlamentu.

Nie mogliśmy usiedzieć na miejscu, gdy tam działa się krzywda naszym harcerzom. Zwłaszcza, że w wyniku alertu zebraliśmy nadspodziewanie dużo darów, które tam były potrzebne, a których w żaden normalny sposób nie było można przesłać. (POH przekazała na pomoc harcerzom z Litwy prawie wszystkie swoje środki – 1 mln ówczesnych zł). 4 mln zebrali harcerze w Koninie podczas ulicznej zbiórki. Kilka milionów zł i 1000 nowych swetrów zebrali harcerze POH z Barda i Ząbkowic. Udało się nam zdobyć kilkadziesiąt apteczek polowych, kilka tysięcy strzykawek jednorazowych, kilkaset koszul, nowych butów, wartościowych leków, mleko w proszku. Mieliśmy także dla Wilna „rzeczy”, które uznaliśmy za „niezbędne”. Powielacz, maszyny do pisania, papier… Zapadła więc decyzja: Jedziemy!

Wynajęliśmy autokar, załadowaliśmy go po dach i ruszyliśmy. Ekipę stanowiła Naczelniczka Harcerek POH Iwona Burska, Naczelnik POH, czyli ja, oraz dwóch najstarszych harcerzy: Romuald Bąk i Mariusz Święcicki „Święty”.

Jak przekroczyliśmy granicę, jak dojechaliśmy do Wilna to temat na odrębną gawędę. Większość darów złożyliśmy w polskiej szkole w Wilnie, którą wartowniczymi patrolami otoczyli zaraz rodzice harcerzy. Resztę przekazaliśmy do pobliskiego szpitala.


Druh Krzysztof Dobrecki na tle wieży telewizyjnej obstawionej przez OMON, fot. archiwum autora

Jeszcze tego samego dnia udaliśmy się do centrum Wilna, zobaczyć jaka jest sytuacja. W strategicznych miejscach stały samochody pancerne i czołgi Armii Czerwonej. Plac wokół parlamentu otoczony był betonowymi barykadami i niemniej nieustępliwym tłumem mieszkańców.

Bardzo chcieliśmy okazać jakoś naszą solidarność. Wieczorem udaliśmy się w mundurach do dowódcy obrony parlamentu i powiedzieliśmy, że chcemy pełnić wartę nocną na barykadzie. Oferta została przyjęta i chociaż „uzbrojeni” byliśmy tylko w finki, z dumą zajęliśmy wyznaczony odcinek, a „Święty” wdrapał się na barykadę i zatknął na niej biało-czerwoną flagę. Naszej czwórce towarzyszyło oczywiście kilkoro harcerzy i harcerek z „Willi”.


Od lewej: druh Roman Bąk z I Szczepu, Święty, druh Krzysztof Dobrecki i żołnierz samoobrony przy barykadzie pod parlamentem podczas przygotowywania się do nocnej warty, fot. archiwum autora

Po godzinie „oswajania się” z nową sytuacją, rozpaliliśmy pod osłoną barykady ognisko, Romuald wyciągnął gitarę i za chwilę, razem z żołnierzami samoobrony litewskiej śpiewaliśmy harcerskie i wojskowe piosenki.

Śpiewać musieliśmy donośnie, bo rano dowiedzieliśmy się, że przyjąć nas chce prezydent Landsbergis.

Wnętrze parlamentu wyglądało jak oblężona twierdza. Okna zdobne kolorowymi witrażami obłożone były workami z piaskiem. Wszędzie kręcili się „żołnierze” litewskiej samoobrony uzbrojeni przeważnie w sportowe karabinki KBKS.


Wewnątrz parlamentu podczas oblężenia. Czekamy na przyjęcie przez prezydenta Landsbergisa. Fot. archiwum autora

Nieco lepiej wyglądająca ochrona osobista prezydenta z pewnym niepokojem przyjrzała się naszym finkom, lecz zdecydowała się nas wpuścić.

Prezydent przyjął nas serdecznie i – jak się okazało – był świetnie poinformowany. Nawet powiedział nam, że przywiezione przez nas leki uratowały wczoraj życie pacjentowi operowanemu w szpitalu pozbawionym jakichkolwiek środków medycznych.

Składając na ręce prezydenta życzenia odzyskania niepodległości dla całego narodu litewskiego, pozwoliłem sobie między innymi powiedzieć: „W obecnej sytuacji, poza życzeniami odzyskania wolności i niepodległości, nie mamy do Pana Prezydenta żadnych próśb. Wiemy, przekonani jesteśmy, że z takim trudem zdobyta wolność będzie w niedalekiej przyszłości największą wartością Pańskiego Kraju. Że w tej atmosferze wolności znajdzie się także miejsce dla polskich harcerzy, którzy w miarę swoich sił stanęli po stronie wolnej Litwy, parlamentu i legalnej władzy Litwy”.

Wręczając prezydentowi Krzyż „Za zasługi dla harcerstwa” dodałem w uzasadnieniu: „Największą zasługą dla harcerstwa jest Pana Prezydenta walka o wolność, o wolność, która jest tak bliska idei harcerskości, o wolność, bez której istnienie i normalne funkcjonowanie harcerstwa, tak jak i innych organizacji, jest niemożliwe”.

Polska Organizacja Harcerska na Litwie, w nowych warunkach, działała do 1996 roku. Potem większość jej harcerzy wstąpiła do Związku Harcerstwa Polskiego na Litwie.