40 lat temu rozpoczął się I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ „Solidarność”


Fot. dzieje.pl
40 lat temu, 5 września 1981 r., rozpoczął się I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ „Solidarność”. Było to pierwsze, po II wojnie światowej, tak wielkie forum nieskrępowanej dyskusji społeczno-politycznej. Do historii przeszły sformułowany wówczas przez delegatów program „Samorządnej Rzeczypospolitej” oraz posłanie do robotników innych krajów komunistycznych.



Po niemal roku kształtowania się niezależnych od władz PRL związków zawodowych władze „Solidarności” były gotowe do zorganizowania pierwszego wielkiego zjazdu jej delegatów i demokratycznego wyboru władz. Na miejsce obrad wyznaczono kolebkę całego ruchu społecznego, czyli Gdańsk. W hali „Olivia” zebrało się niemal 900 delegatów wybranych przez członków regionalnych struktur NSZZ „S”. Najwięcej przedstawicieli miał Region Śląsko-Dąbrowski – 106, najmniej Nysa i Federacja Tarnobrzeska – po dwóch. O ponadpolitycznym charakterze związku świadczyła obecność wśród delegatów 132 członków Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, 16 Stronnictwa Demokratycznego oraz siedmiu Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Było to zgromadzenie ludzi młodych. Ponad 50 proc. stanowili delegaci mający mniej niż 35 lat.

W przeciwieństwie do zjazdów PZPR, złożonych wówczas z etatowych działaczy i wysoko sytuowanych beneficjentów systemu, na gdańskim zjeździe „S” przeważały osoby pochodzenia robotniczego – 47 proc., oraz inteligenckiego – niespełna 33 proc. delegatów. Jednak ponad połowa z nich (blisko 51 proc.) miała wykształcenie wyższe (w gronie tym było 49 doktorów, 11 doktorów habilitowanych i jeden profesor), a niespełna 36 proc. średnie, z kolei jedynie niecałe 3 proc. podstawowe.

Atmosfera panująca od pierwszego dnia zjazdu miała niewiele wspólnego ze sztywnymi i sformalizowanymi obradami podobnych gremiów w okresie PRL. „Na Zjeździe panowała ogólna radość z demokracji; można się nią było zachłysnąć” – wspominał jeden z delegatów. Inni zaznaczali przekonanie uczestników o swojej niezależności od władz. „Ta sala żyje wolnością młodą, więc zapalczywą i nieuregulowaną. Ta sala ma przekonanie, że tylko ona jest suwerenem i tylko ona stanowi o regułach obrad. […] Ta sala nadaje działaczom autorytet i go odbiera. […] Sala lubi radykalizm, rzeczowość i zwięzłość” – pisał ówczesny członek Komisji Ekspertów przy NSZZ „Solidarność” Waldemar Kuczyński. Często delegaci podkreślali swoją wiarę w zbiorową mądrość 10 mln członków Związku. Do takich nastrojów odwoływał się także jego przewodniczący Lech Wałęsa, który przekonywał, że tak długo jak on będzie stał na jego czele, tak długo zewnętrzne siły i środowiska nie przejmą kontroli nad NSZZ „S”. Szeregowi działacze zwracali uwagę, że jedność Związku powinna wykluczać wewnętrzne spory i prowadzenie wewnętrznej polityki. „Nie jestem tak wykształcona jak ci, którzy zabierają głos, ale rozumiem, że te wszystkie spory o decentralizację w niczym nam, zmęczonym kobietom, nie pomogą” – argumentowała delegatka z Łodzi, jednego z największych zagłębi przemysłowych zdominowanych przez kobiety. Był to jeden z wielu głosów krytycznych wobec oderwania kierownictwa od potrzeb zwykłych robotników.

Zjazd często wykraczał poza sferę dyskusji o sprawach związkowych i pracowniczych. Wiele uwagi poświęcano ocenie historii wcześniejszych kilkudziesięciu lat. Pojawiały się postulaty przywrócenia przedwojennego godła RP, sprowadzenia prochów premiera Władysława Sikorskiego do Polski i docenienia wysiłku walczących o niepodległość. Przedstawiciele Związku składali kwiaty w najważniejszych w Gdańsku miejscach pamięci narodowej. Delegaci owacyjnie powitali zaś symbolizującego ciągłość walki o niepodległość gen. Mieczysława Borutę-Spiechowicza, żołnierza Legionów, dowódcę w kampanii polskiej 1939 r., więźnia Łubianki, współtwórcę przedsierpniowej opozycji antykomunistycznej.

Większość przyjętych przez zjazd uchwał była niezwykle ostrożna wobec obowiązującego systemu. W przyjętej uchwale programowej pisano: „Z naciskiem podkreślić jednak chcemy, że nie występujemy przeciw socjalistycznym zasadom ustrojowym, lecz przeciw tym elementom systemu, które są ich zaprzeczeniem”. Apelowano do członków „Solidarności” o zachowanie cierpliwości, ofiarność i spokój. Postulaty zorganizowania wolnych wyborów do Sejmu były bardzo nieliczne i wywoływały obawy większości delegatów.

Delegaci wybrali przewodniczącego NSZZ „S”. Wybory okazały się bardziej zacięte, niż można było zakładać jeszcze kilka miesięcy wcześniej. Lech Wałęsa wygrał już w pierwszej turze, ale zdobył „zaledwie” 55 proc. głosów. Jego konkurenci proponowali radykalnie antykomunistyczny program działań. Marian Jurczyk, Andrzej Gwiazda i Jan Rulewski zyskali odpowiednio: 24, 9 i 5 proc. głosów. Podziały wewnątrz Związku miały swój wyraz także podczas wyborów do Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”. Do wyłonienia wszystkich jej członków potrzebnych było kilka tur głosów.

W październiku odbyła się druga tura zjazdu. W jego trakcie przyjęto w ostatecznym kształcie program Związku nazywany, od tytułu jego szóstego rozdziału, programem „Samorządnej Rzeczypospolitej”. „Społeczeństwo musi mieć możność przemawiania pełnym głosem, wyrażania różnorodności poglądów społecznych i politycznych; musi mieć możność organizowania się w taki sposób, który zapewnia wszystkim sprawiedliwy udział w materialnych i duchowych dobrach narodu, oraz wyzwolenie wszystkich jego możliwości i sił twórczych. Chcemy rzeczywistego uspołecznienia systemu zarządzania i gospodarowania. Dlatego dążymy do Polski samorządowej” – pisano w dokumencie. Działacze „S” proponowali reformę funkcjonowania państwa w oparciu o społeczną kontrolę nad zakładami pracy i lokalnym samorządem. Władze komunistyczne nie mogły więc oskarżyć „Solidarności” o dążenie do zakwestionowania jej roli jako „przewodniej siły narodu”.

W czasie obrad wielkie spory wywołała pozornie mało istotna kwestia podziękowań dla działaczy Komitetu Obrony Robotników. Niechęć wielu radykalnych działaczy NSZZ „Solidarność” sprawiła, że wokół uchwały powstał wielki konflikt. Ostatecznie ją przyjęto, ale kłótnia była świadectwem podziałów wewnątrz „S”.

8 września uczestnicy zjazdu przyjęli w Gdańsku posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej. Pomysłodawcą dokumentu był Henryk Siciński z Ostrowa Wielkopolskiego, a tekst zredagowali Bogusław Śliwa i Jan Lityński. W dokumencie członkowie „Solidarności” wyrazili swoje poparcie dla robotników z innych krajów socjalistycznych. „Jako pierwszy, niezależny związek zawodowy w naszej powojennej historii głęboko czujemy wspólnotę naszych losów. Zapewniamy, że wbrew kłamstwom szerzonym w waszych krajach, jesteśmy autentyczną, 10-milionową organizacją pracowników, powołaną w wyniku robotniczych strajków. Naszym celem jest walka o poprawę bytu wszystkich ludzi pracy. Popieramy tych z was, którzy zdecydowali się wejść na trudną drogę walki o wolny ruch związkowy. Wierzymy, że już niedługo wasi i nasi przedstawiciele będą mogli się spotkać celem wymiany związkowych doświadczeń” – podkreślono w dokumencie.

Posłanie wywołało furię komunistów. Władze PRL nazwały je „obłędną prowokacją wobec sojuszników Polski”. W krajach socjalistycznych, zwłaszcza w ZSRS, organizowano „spontaniczne wiece”, na których potępiano apel polskich związkowców. Sowiecki przywódca Leonid Breżniew powiedział 10 września 1981 r. na posiedzeniu Biura Politycznego KC KPZR: „To niebezpieczny i prowokacyjny dokument. Słów w nim niewiele, lecz wszystkie biją w jeden punkt. Jego autorzy chcieliby posiać zamęt w krajach socjalistycznych, zdopingować grupki różnego rodzaju odszczepieńców”.

Z posłaniem wystosowanym przez działaczy „Solidarności” związana jest historia listu rumuńskiego robotnika Filipa Iuliusa z Cluy-Napoca. Jego tekst z podziękowaniami dotarł do Polski i został odczytany podczas drugiej tury zjazdu „S”, który odbył się w Gdańsku między 26 września a 7 października 1981 r. „Życzymy pełnego sukcesu Pierwszemu Zjazdowi Wolnych Polskich Związków Zawodowych. Dziękujemy za posłanie przekazane do ludzi pracy wszystkich krajów socjalistycznych. Posłanie sprawiło nam radość, wzmacnia naszą przyjaźń. Jesteśmy waszymi zwolennikami. Dziękujemy jeszcze raz. Filip Iulius, robotnik, Cluy-Napoca, Rumunia. PS. Nasza prasa nie publikuje nic na temat waszego Zjazdu”– dodał.

Służba Bezpieczeństwa doniosła natychmiast o liście do rumuńskiej Securitate. Za „propagandę przeciw ustrojowi socjalistycznemu” autor trafił na sześć i pół roku do więzienia. Był tam torturowany i głodzony. Gdy wyszedł na wolność, ważył o 40 kg mniej. Za swoje bohaterstwo Iulius został odznaczony okolicznościowym medalem podczas uroczystego zjazdu „Solidarności” w 2005 r. w Gdańsku, zwołanego dla uczczenia 25. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych.

Zjazd z 1981 r. był pilnie śledzony przez władze PRL. W inwigilację delegatów zaangażowano bezprecedensowe środki techniczne i kadry SB. Władze uruchomiły także potężną kampanię propagandową przeciwko „solidarnościowej ekstremie”. Znacznie ostrzejsze sformułowania padały w prasie ZSRS, a następnie były przedrukowywane na łamach „Trybuny Ludu” i innych gazet reżimu. Depesza agencji TASS nazwała gdańskie wydarzenie „antysocjalistycznym zbiegowiskiem i antysowiecką orgią”. W czasie zjazdu na Bałtyku ćwiczyła flota sowiecka, a na Białorusi trwały manewry wojsk lądowych. Był to czytelny sygnał, nie tylko wobec „Solidarności”, ale również władz PRL. Moskwa liczyła na szybkie rozwiązanie problemu wolnościowego wyłomu w bloku komunistycznym.

Na podstawie: PAP