30-lecie Klubu Włóczęgów Wileńskich


Fot. wilnoteka.lt/Ewa Przychodzka
13 lutego Klub Włóczęgów Wileńskich obchodził 30-lecie działalności. Z tej okazji w kościele Ducha Świętego została odprawiona msza święta, następnie członkowie klubu przeszli w oryginalnym pochodzie z Lagą i Sznurem Jedności na Uniwersytet Wileński, w którego murach przed wojną narodził się pierwowzór organizacji – Akademicki Klub Włóczęgów Wileńskich. W siedzibie klubu przy ul. Zawalnej włóczędzy spotkali się, aby powspominać dawne wyprawy i planować kolejne wycieczki.

Wszystko zaczęło się ponad 30 lat temu. Na fali odzyskania przez Litwę niepodległości zaczęły także powstawać różne polskie organizacje. Wielu młodych i studentów nie mogło znaleźć w nich dla siebie miejsca. Na początku roku akademickiego do Wilna przyjechali członkowie Akademickiego Klubu Turystycznego „Kroki” ze Szczecina, którzy chcieli zwiedzić tereny dawnej II RP. Kilkoro wileńskich studentów, w tym Michał Kleczkowski, pomogło im organizacyjnie. Nawiązała się znajomość, w wyniku której wilnianie zostali zaproszeni na sylwestra w Karkonosze.

W góry pojechali M. Kleczkowski i Elwira Ostrowska. Ten wyjazd utwierdził ich w przekonaniu, że chcą założyć własny klub turystyczny. „Po powrocie daliśmy ogłoszenie w «Czerwonym Sztandarze», że zakładamy Turystyczny Klub Studencki. Zaczęła przychodzić młodzież, spotykaliśmy się na Uniwersytecie Wileńskim, w jakiejś wynajętej sali, a potem Elwira Ostrowska zaproponowała swoje mieszkanie i tam właśnie zaczęły się odbywać pierwsze spotkania” – wspomina w rozmowie z Wilnoteką Michał Kleczkowski.

„Studiowałyśmy razem na tej samej uczelni i wtenczas nie było żadnej takiej organizacji czy klubu, do którego można by było przytulić się młodzieży, studentom. I kiedy dowiedziałyśmy się o tym klubie, to taka chęć zjawiła się, żeby przyjść tutaj, bo można było poznać nowych ludzi, a przede wszystkim to była też ta turystyka. W tamtych czasach nie było stać na jakieś wojaże dalekie, a tutaj można było niskimi kosztami zwiedzić Litwę, zwiedzić swój kraj, tak samo wyjechać gdzieś za granicę – i to w miłym towarzystwie” – mówi Barbara Sienkiewicz.

Wkrótce członkowie klubu odkryli, że przed wojną na Uniwersytecie Stefana Batorego działał Akademicki Klub Włóczęgów Wileńskich, do którego należeli m.in. Czesław Miłosz i Paweł Jasienica. Organizacja była alternatywną dla sztywnych korporacji akademickich. Jej członkowie organizowali nie tylko wyprawy turystyczne, lecz także różnego rodzaju wydarzenia artystyczne i kulturalne. Organizacja nie miała statutu ani kierownictwa, a jej członkowie cieszyli się pełną wolnością. Wszystko odbywało się na wesoło.

Jednym z założycieli przedwojennego klubu był Wacław Korabiewicz, który w tym samym czasie był drużynowym harcerskiej „Piątki” w Wilnie. Kiedy młodzi włóczędzy dowiedzieli się, że wciąż żyje i mieszka w Polsce, pojechali go odwiedzić. Poeta i podróżnik opowiedział im o przedwojennych tradycjach klubu, jego zwyczajach i wyprawach. To on z czasem przekazał swoim następcom oryginalny sztandar organizacji – „Lagę”, czyli wielką drewnianą laskę pasterską z przywiązanym do niej bordowo-złotym „Sznurem Jedności”. Laga ta, z wyrytą datą powstania Klubu (1923), do dziś jest najcenniejszym atrybutem włóczęgów.

Klub ma ponadto swoje tradycje. Jedną z nich jest chrzest nowych członków. Polega on zazwyczaj na pokonaniu pewnej trasy nocą i bez kompasu. „Ja to musiałem aż dwa razy się chrzcić. Kiedy poszedłem na pierwszy chrzest, kompasu mi nie dali, [mówią:] idźcie tak mniej więcej, tam cię spotkają. No i tak szliśmy i zamiast trzech kilometrów przeszliśmy trzydzieści” – wspomina Waldemar Szełkowski. Inną tradycją jest noszenie czarnych beretów czy wspólnie śpiewanie nieformalnego hymnu klubu – piosenki „Kurdesz”.

W ciągu 30 lat działalności włóczędzy zorganizowali dziesiątki wypraw pieszych, rowerowych i kajakowych. Zwiedzili Litwę i Polskę, byli w Ameryce Południowej, Azji, Nowej Zelandii i Afryce Północnej, a także na Kaukazie i Syberii. Docierali do miejsc zapomnianych przez ludzi, ale byli też obecnie na masowych imprezach takich jak np. Zloty Polaków na Litwie. Chodzą po górach, pływają na kajakach i żeglują – wszystko dla przyjemności zwiedzania i wspólnego spędzania czasu w miłym towarzystwie.

„Klub zmienił wszystko: poczucie tej podróży – wiadomo, że była to też duchowa włóczęga, ale i koledzy. A jeszcze odnalazłem swoją pasję. Tutaj właśnie na jednym ze zlotów dostaliśmy zaproszenie na jachty i teraz już 20 lat żeglujemy w Gdańsku i okolicach” – mówi Rusłan Kostiukow, który z Klubem Włóczęgów Wileńskich związany jest od ponad 20 lat.

Członkowie klubu zgodnie podkreślają, że chcą dalej spotykać się i jeździć na wspólne wyprawy. Bo – jak mówią – to relacje międzyludzkie są tutaj największym atutem.



Zdjęcia: Mateusz Mozyro
Montaż: Aleksandra Konina