„Wilno jest światem mojej pamięci...”
Mirijana Kozak, 12 marca 2011, 11:53
Tadeusz Konwicki, fot. witraze-plocin.pl
"Tygodnik Wileńszczyzny", 10-16.03.2011
Rozmowa z Tadeuszem Konwickim, pisarzem, reżyserem, krytykiem filmowym i scenarzystą.
Teraz to jest część Wilna! Dzielnica Wilna...
Czyli obecna tzw. Naujoji Vilnia. Jest ona stałym motywem w Pana twórczości.
Wilno jest światem mojej pamięci i mojej wyobraźni, mojego też stosunku do życia. Wiadomo, że dzieciństwo najbardziej uczy człowieka życia, rozumienia świata. Uczy jakichś nawyków myślowych. Wileńszczyzna cały czas mi towarzyszy, wisi nade mną. I krytycy dopatrują się we wszystkich moich książkach dotyczących Warszawy, Polski źródeł wileńskich. Źródeł w jakiś sposób nawet litewskich. Bardzo się cieszę, że Litwini będą obchodzili Rok Miłosza.
Miłosz w moim życiu odegrał jakąś rolę. Jego książki były zabronione w PRL-u, ale dochodziły do nas. Ja, oprócz poezji, byłem zaczytany w jego eseistyce, prozie, która mnie wspierała duchowo. Świadczyła o tym, że mam gdzieś kogoś bliskiego na świecie.
(...) Jak pamiętamy, koledzy, to środowisko literackie, kiedy on wybrał wolność, zachowywało się wobec niego czasem w sposób przykry. Wydawało mi się, że trzeba go powitać i najlepiej powitać „Doliną Issy”. Właściwie inspiratorką tego filmu była Grażyna, żona jego brata Andrzeja, który mieszkał w Warszawie. Ona mnie namówiła, była jak gdyby protektorką tego przedsięwzięcia. I ja zarazem też chciałem przedstawić Miłosza polskiej publiczności. Był on znany, ale w elitach. Natomiast społeczeństwo nie miało dostępu do jego twórczości. Więc wydawało mi się, że go wprowadzę, przedstawię, przypomnę tym filmem – „Doliną Issy”. Dlatego ten film miał, jak gdyby, kilka aspektów. Nie był tylko dokładnym przeniesieniem powieści, ale był też wprowadzeniem z powrotem tego wspaniałego człowieka do kraju. Do kraju i zarazem do kraju jego dzieciństwa, czyli Litwy.
„Dolina Issy” powstała po tym, jak Miłosz otrzymał Nagrodę Nobla. Lecz w Polsce był słabo znany – Pan z przekory, w swoich książkach, w wywiadach, wspominał jego nazwisko, wymieniał, cytował. Starał się go przemycić.
Czułem jakiś rodzaj wspólnoty duchowej z Czesławem. Łączyła nas tradycja. Ogromna, wspaniała tradycja Wielkiego Księstwa Litewskiego. I tak, jak Mickiewicz powiadał „Litwo, Ojczyzno moja...” – „Lietuva, Tevyne musu”, tak i ja czułem się w jakiś sposób żyjący w tej atmosferze tradycji, pamięci. I to miejsce urodzenia w jakiś sposób mnie determinowało duchowo i intelektualnie. A ponieważ Czesław był moim rodakiem, mieliśmy rodzaj bliskości. Ja wiele mu zawdzięczam. I zawsze czułem się z nim związany.
Warto przypomnieć, że są niektóre podobieństwa w życiorysie Pana i Czesława Miłosza. Pan jest urodzony w czerwcu i Czesław Miłosz też jest w czerwcu urodzony, z tym, że 15 lat wcześniej. Również podobnie jak Czesław Miłosz, Pan uczęszczał do Gimnazjum Zygmunta Augusta?
Tak się złożyło, że chodziłem do gimnazjum imienia króla Zygmunta Augusta, w którym przed laty uczył się Czesław Miłosz. Zresztą powiedzmy sobie, to gimnazjum było bardzo znane, szanowane w Wilnie. Wielu ludzi skończyło tę szkołę. Pamiętam taką zabawną rzecz, jak za czasów Litwy smetonowskiej w 40. roku nasze gimnazjum męskie, reprezentacja koszykówki, nagle umówiła się na mecz z gimnazjum litewskim, dziewczęcym. I z dziewczynami mecz w koszykówkę nasza drużyna chłopaków przegrała. A potem tłumaczyli, że tak byli zajęci emablowaniem ładnych Litwinek, że niezbyt zwracali uwagę na grę...
Wracając do czasów młodości, dzieciństwa, czy były jakieś autorytety moralne, duchowe, które wywarły wpływ na Pana?
Kto był? Jacy byli moi koledzy w Wilnie?.. Moimi kolegami w Wilnie byli Żydzi, Białorusini, Litwini. Nawet Niemcy, Rosjanie, a także Karaimi z Trok oraz Tatarzy. Bo tam, na Wileńszczyźnie, są wsie tatarskie. W związku z tym ja się chowałem w takiej atmosferze wielokulturowości. Mnie się wydaje, że ten wątek wielokulturowości jest niezwykle ważny dla Wilna. Wilno jest ogromnym ośrodkiem kulturowym, intelektualnym i historycznym w tym obszarze Europy. I ja bym się bardzo cieszył, gdyby Litwini wiedzieli, pamiętali o tym i kultywowali tę tradycję, bo to będzie miało wpływ na wszystkie sąsiednie obszary.
Ja pozwolę sobie powiedzieć naiwnie, że bardzo mnie ucieszyła wizyta Pani Prezydent Grybauskai¬te na Białorusi. Ponieważ wydaje mi się, że Litwa jest w stanie pomóc Białorusinom wejść do Europy. Wkroczyć na drogę demokracji, stać się nowoczesnym społeczeństwem. Wielkie kraje nie mogą tego dokonać w takim kraju, jak Białoruś. Ale Litwini, którzy mają ogromne doświadczenie w walce o zachowanie swojej tożsamości, mogą im pomóc. (...) Po latach tragedii, dramatów w tej chwili tożsamość litewska jest silna i zaczyna być odczuwalna w Europie. (...) Stać ją na to, żeby z Wilna zrobić w tej części środkowo-wschodniej Europy, bardzo mocny i znaczący ośrodek kulturowy, wielokulturowy.
(...) Ta wielokulturowość Wilna mnie się strasznie podoba. Ona była podstawą mojego życia artystycznego. Ja zawsze szukałem wspólnoty. I na przykład, jeżeli chodzi o Litwę, to nie było tam między Polakami i Litwinami jakichś szczególnych zbrodni. Były takie rodzinne kłótnie, nieporozumienia, przepychanki. Ale o charakterze raczej rodzinnym.
Bardzo często mówi Pan o sobie: „Jestem chytry Litwin”, „moja litewska podejrzliwość”, „chytre litewskie oczy”. Mówi Pan o „silnych litewskich genach”. Czy jest coś takiego, jak wileński charakter?
Jakby spojrzeć na historię samej Wileńszczyzny, no więc przecież ona miała swój pewien etos polityczny. Tak zwane „Żubry wileńskie”, ta stara szlachta przywiązana do tradycji Wielkiego Księstwa Litewskiego, do pewnej obyczajowości. To był trochę prowincjonalny, trochę zaściankowy obszar. Ale o bardzo silnym charakterze i o własnej kulturze ogólnej. Więc powoływanie się na to jest przyjemnością. I szczycę się tym. Kiedyś w gimnazjum wstydziłem się, bo wszyscy skądś tam pochodzili, ta ludność napływowa. A ja... Nowa Wilejka... Ale to dopiero tutaj nagle moja Nowa Wilejka stała się czymś. Tak, jak to pokazałem w filmie „Dolina Issy”. Ta ziemia, ta Litwa... Kraj pełen tajemnic, pełen jakiejś nadrealności. Ten wątek, to widzenie starałem się przekazać.
Film „Dolina Issy” – to film niezwykły, poetycki. Pan powiedział, co zainspirowało, ale proszę podzielić się swoimi refleksjami na temat, jak powstał ten film. Przypomnijmy, że w roku 1982 już się ukazał na ekranach. A więc początek lat 80., nawet ze względu na cenzurę prawdopodobnie nie było to zadanie łatwe...
Jak wspominałem, chciałem, żeby było to przyjacielskie przywitanie Czesława. Poza tym, przyznam się, że też miałem ochotę na taką wyprawę do obszaru Wielkiego Księstwa, do miejsca mojego dzieciństwa, mojej młodości. Także był to pewien obowiązek wobec Czesława, ale też przyjemność mojej własnej wycieczki na Litwę. W związku z tym postanowiłem, jak można zrobić najprawdziwiej, najwiarygodniej, żeby nie czuło się, że to jakiś obcy człowiek wziął temat Czesława Miłosza i robi film. Kręciłem film na Suwalszczyźnie. Wystarczy, że przypomnę Sejny. Dość duża społeczność litewska, bardzo życzliwa. Piękny krajobraz. Dołożyłem wszelkich starań, żeby to było jak najprawdziwsze. (...)
Ta „dolina” sprawia wrażenie, jakby to była również Pana „dolina”? To jest bardzo zrozumiały, mityczny świat zabobonów, obrzędów, przesądów... Niezwykła osobowość małego Tomaszka...
Tak jest. Odczuwałem pewną wspólnotę z Miłoszem tego najważniejszego okresu w życiu – wejścia w świat oraz pewnych tradycji literackich. Jak Pani się domyśla, biorących się od Mickiewicza, przez Kraszewskiego, przez całą elitę wileńską XIX wieku. Było to dla mnie ciekawe, przyjemne i bardzo trudne zadanie, żeby najautentyczniej przedstawić obraz Litwy sprzed stu lat.
Dał Pan w filmie litewskie teksty, pokazał obrzędy. Wierni śpiewają po litewsku podczas pogrzebu, również przy kościele. Tam zdaje się idzie procesja? Dla Pana to było naturalne. Ale czy ze względu na cenzurę, nie było żadnych trudności?
Film robiłem w momencie największego chaosu i dramatu. To był 81 rok. I, niestety, skończyłem go na początku stanu wojennego. W związku z tym nie miałem jakichś kłopotów cenzuralnych, ale byłem w dosyć złej sytuacji psychicznej. Tutaj był bojkot. Środowisko artystyczne bojkotowało wszelkie imprezy, a ja musiałem wystąpić. Raczej nie ja, tylko producent filmu, z premierą. Byłem trochę zakłopotany i nawet unikałem promowania filmu, żeby nie wyjść na kolaboranta. Tak, że sytuacja była dosyć trudna. Ale po roku trafiłem na statystyki oglądalności filmu. I z przyjemnością stwierdziłem, że w tym pierwszym roku „Dolinę Issy” obejrzało prawie 800 tysięcy ludzi. Miałem więc uczucie spełnienia swojego osobistego obowiązku i obowiązku ogólnego – wobec naszej tradycji, naszej literatury oraz sytuacji i pozycji Czesława Miłosza.
Należy zaznaczyć, że „Dolina Issy” to, tak naprawdę, Pana własna interpretacja Miłosza. Chyba nie można powiedzieć, że film jest ekranizacją jego powieści?
Jestem bezradny. Bo tak samo mówiono o „Lawie”, która jest ekranizacją „Dziadów”. Że oto znowuż Konwicki po swojemu... Mnie się wydawało, że ja ściśle według Czesława wszelkie niuanse tej książki wyciągnąłem i pokazałem.
W tym filmie jak najbardziej została wyeksponowana poezja Miłosza, która do roku 80. nie była znana, albo znana w drugim obiegu.
Oczywiście, chodziło mnie o to, żeby zaprezentować też Miłosza jako poetę. Żeby przypomnieć go tym, którzy zapomnieli, a tym, którzy nie znali nigdy Miłosza, dać przeczuć jego rangę poetycką.
W tym filmie również jest ciekawy wątek krzyża, cudu, który wydarzył się. Jak to się stało?
W trakcie kręcenia filmu nagle wybuchła sprawa cudu w jakimś miasteczku niedaleko nas. Z krzyża ciekła krew. Mnie się wydawało – jestem trochę skłonny do słabości w zakresie magii – że to musi coś znaczyć skoro w tym momencie, kiedy kręcę film, dla mnie tyle znaczący i w jakiś sposób symboliczny, że obok się zdarza cud... Skręciliśmy ten cud, przy tym naiwnie myślałem: może to filmowi pomoże?..
Ale film ukazał się w bardzo ciężkim czasie stanu wojennego i nie był promowany. Skromnie przeszedł, ale najważniejsze, że dotarł do publiczności. O co mi najbardziej chodziło i co jest najważniejsze.
Pozwolę sobie cofnąć się do czasów dzisiejszych, ale 20 lat temu. Mianowicie do Pana eseju „Wschód słońca na Litwie”. Był marzec 1990 roku, kiedy Litwa ogłosiła Akt Odbudowy Niepodległości. Pan powitał to wydarzenie z wielką sympatią. Jakie nadzieje budziło?
Uważam, że Litwa bardzo umiejętnie, rozumnie i inteligentnie odzyskała niepodległość. I bardzo szybko zaczęła umacniać swoją tożsamość. Uważam, że teraz Litwa jest na tyle silna, że może pomagać innym. I tu wspomniałem o Pani Prezydent Grybauskaite. W tej części Europy Litwa, dzięki zaletom swego charakteru, może odegrać dużą rolę. Finlandia, mniej więcej w sensie liczby ludności podobna do Litwy, ma ogromne znaczenie w Europie i na całym świecie. I ja już widzę te pierwsze objawy, pierwsze oznaki, że Litwa będzie w życiu europejskim odgrywała ważną rolę, co jej się należy za całe wieki różnych przypadków historycznych.